„Aby inni mogli żyć” - takie motto przyświeca działalności grupie poszukiwawczo-ratowniczej Szukamy i Ratujemy z bazą w Ostrowie Wlkp. Stowarzyszenie składa się z sympatyków ratownictwa i niesienia pomocy innym ludziom.
Współpracuje ze służbami, a wszystkie działania są dokładnie przemyślane i rozplanowane. Wśród nich jest wielu profesjonalistów, jak strażacy i ratownicy. Każdy pomaga z własnych chęci i nikt nie jest do niczego przymuszany, działamy na własną rękę i pomagamy bezinteresownie.
Stowarzyszenie na tak dużą skalę po raz pierwszy organizuje rekrutacje w poszczególnych miastach powiatowych. W Gostyniu takie odbyło się 30 stycznie - CZYTAJ TUTAJ. W grupie wolontariuszy SiR od prawie 2 lat aktywnie działa dwóch ratowników WOPR z pow. gostyńskiego: Artur Nowak i Roman Pawełka. Rozmawiamy z Romanem Pawełką.
Dlaczego zdecydował się pan na współpracę z grupą poszukiwawczo-ratowniczą?
Działam w niej od września 2019 r. Tego samego roku, parę miesięcy wcześniej ratownicy SiR prowadzili w naszym rejonie akcję poszukiwawczą, gdyż zaginęła mieszkanka naszego regionu. Wtedy z kolegą Arturem Nowakiem - obydwaj jesteśmy ratownikami WOPR - dowiedzieliśmy się o istnieniu grupy. Sprawdzałem później w internecie, na czym polega działalność Stowarzyszenia. Zorientowałem się, że wolontariuszami są strażacy, medycy, ludzie różnych zawodów. Miesiąc się zastanawialiśmy, czy w ogóle zostaniemy przyjęci. Uznaliśmy, że jako ratownicy WOPR mamy przydatne kwalifikacje, posiadamy uprawnienia Ratownika KPP, ale jak dotąd szukaliśmy i ratowaliśmy ludzi na akwenach wodnych.
Postanowiliśmy się zgłosić, a nuż przydamy się w grupie. Zapisaliśmy się, przeszliśmy rekrutację, szkolenie no i działamy. Kierujemy się ideą „Życie Ludzkie Jest Najwyższą Wartością”
Byliście pierwszymi przedstawicielami z naszego regionu.
Tak, chociaż przez długi czas, chyba przez rok wszelkie akcje poszukiwawcze, w których braliśmy udział, odbywały się poza naszym regionem - byłym województwem leszczyńskim. Odkąd należymy do grupy, były u nas może 4 tego rodzaju alarmy. Już po kilku akcjach wspólnie z Arturem stwierdziliśmy, że dobrze by było mieć samochody z napędem 4x4 i wysokim podwoziem, co znacznie ułatwi poruszanie się w lesie czy po innym trudnodostępnym terenie i zdecydowaliśmy się na ich zakup. Dziś wiemy, że była to mądra decyzja. Jedziemy na akcje z nadzieją, że znajdziemy osobę żywą, jednak nie zawsze tak jest.
Nie musicie brać udziału w każdej akcji, odpowiadać na każdy alarm?
Jesteśmy wolontariuszami. Na alarm odpowiadamy, jeśli jesteśmy dysponowani, dostępni, kiedy mamy czas i możliwości. Każdy pomaga z własnych chęci, nikt nie jest do niczego przymuszany. Pomagamy bezinteresownie.
Grupa SiR jest bardzo dobrze zorganizowana. Przez 24 godziny działa nasz numer alarmowy, zgłoszenia przyjmuje wyznaczona osoba dyżurująca. Sztab weryfikuje informacje i podejmuje decyzje o przystąpieniu do akcji poszukiwawczo-ratowniczej. Wszyscy wolontariusze otrzymują SMS: Uwaga Alarm z krótką informacją o miejscu poszukiwań.
Co wtedy się czuje? Który alarm najbardziej pan zapamiętał?
Podekscytowanie, adrenalinę - to czuję podczas akcji, ale też długo po jej zakończeniu. Godzinami rozważam, co można było jeszcze zrobić. Wspólnie z wolontariuszami, po zakończeniu również analizujemy przebieg akcji, efekty, rozpisujemy, wyciągamy wnioski. Obecnie z racji pandemii analizy przeprowadzamy najczęściej online. Zapamiętam na długo chyba pierwszą akcję, kiedy to wyjechaliśmy na poszukiwania 100 km od Gostynia ok. godz. 16 a wróciliśmy o 5.00 nad ranem, a poszukiwana osoba została odnaleziona. Na pewno trudno wymazać też z pamięci akcję kiedy to odnalazłem zaginionego, jednak finał tych poszukiwań był tragiczny.
Jak pan zareagował?
Dowiedziałem się czegoś więcej o swojej osobowości. Nie było tak źle. Z czasem nabywa się odporności psychicznej. Często poszukujemy zaginionych w lesie, po zmroku. Nie można się bać, bo na akcji nigdy nie jesteśmy sami. Działamy w zespołach i jeden na drugiego zawsze może liczyć.
Niełatwo poruszać się w lesie, po zmroku. Zespoły poszukiwawcze nie wchodzą sobie w drogę?
Mamy ze sobą latarki, radiotelefony oraz niezbędny sprzęt medyczny. Dzięki specjalnej aplikacji Szukamy i Ratujemy na telefony komórkowe i tablety, nasze poszukiwania są dobrze zorganizowane i dopracowane logistycznie. Została ona napisana przez szefa grupy. Aplikacja pozwala na wyznaczenie sektorów w których trzyosobowe zespoły – nawigator i dwóch obserwatorów - prowadzą poszukiwania. Dzięki temu, że osoby dowodzące akcją w mobilnym centrum dowodzenia mają stały podgląd i łączność z grupami ratowników czujemy się bezpiecznie. Po przeszukaniu danego sektora, grupa otrzymuje kolejny wyznaczony do przeszukania obszar. W ten sposób zachowujemy porządek. Podczas akcji zawsze współpracujemy z Policją ale również jednostkami OSP oraz rodziną i ochotnikami z danej miejscowości.
Działacie tylko po sygnale z policji, czy rodzina zaginionej osoby może także zadzwonić bezpośrednio do Stowarzyszenia?
Tak, może to zrobić. Obalamy mit, który mówi o konieczności odczekania 24 godzin od momentu zaginięcia. Nie ma czegoś takiego. Zaginięcie można zgłosić w każdej chwili – najlepiej jak najszybciej, gdy czujemy, że mogło się wydarzyć coś złego lub nie mamy kontaktu z daną osobą. Zaginięcie zgłaszamy w dowolnej jednostce policji lub na nasz numer alarmowy. Dyżurny SiR przeprowadza wywiad z osobą zgłaszającą, ustala okoliczności zaginięcia, kontaktuje się z Policją oraz informuje nasz sztab.
Poszukiwania odbywają się bez względu na warunki atmosferyczne i porę dnia, w momencie zagrożenia zdrowia czy życia liczy się każda minuta a czasem nawet sekunda.
A jeśli znajdziecie osobę żywą, co wtedy?
Mamy przeszkolenie przedmedyczne, w pierwszej kolejności sprawdzamy w jakim jest stanie zdrowotnym oraz zapewniamy tej osobie wsparcie psychiczne aż do czasu przyjazdu Zespołu Ratownictwa Medycznego. Każda akcja przynosi nowe doświadczenia. Przechodzimy szkolenia, dzięki którym dowiadujemy się, jaka może być psychika osób zaginionych, jakie są różnice w zachowaniu dziecka i dorosłego zaginionego, osoby chorej np. na schizofrenię lub alzheimera. Są alarmy, które mają znamiona porwania. Wtedy policja decyduje, czy możemy uczestniczyć w poszukiwaniach abyśmy nie zacierali śladów. Pod tym względem też jesteśmy szkoleni.
Pracuje pan zawodowo, jak wielu innych członków Stowarzyszenia. Jak można to pogodzić z wolontariatem w SiR?
Czasami alarmu nie ma przez 2 miesiące, ale bywa tak, że jednego dnia mamy 3 zgłoszenia od razu. Zdarza się tak, że jedna akcja poszukiwawcza trwa kilka dni. Na to też trzeba być gotowym. Były akcje, w których uczestniczyłem, wróciłem późno w nocy do domu, a kilka godzin później musiałem już być w pracy lub wziąć urlop. Z tym należy się liczyć i jakoś starać się pogodzić.
Grupa SiR to grono wspaniałych ludzi, którzy są gotowi nieść bezinteresowną pomoc potrzebującym. Mimo, że rekrutacja na terenie Gostynia się zakończyła, to nadal można wstąpić w nasze szeregi do czego gorąco zachęcam. Cieszę się, że coraz więcej ludzi chce w ten sposób pomagać. „Ratując jedno życie możesz uratować cały świat”
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.