Filmy, w reżyserii Marcina Samborskiego, realizowane są przez Otwarte Ramiona Fundację Splotu Ramiennego.
- Ich celem jest przybliżenie widzom życia osób, które na skutek poważnego wypadku doświadczyły porażenia splotu ramiennego i muszą mierzyć się z jego konsekwencjami, jakimi jest ból neuropatyczny. Jak żyć z bólem, nie poddać się, realizować pasje i spełniać marzenia? W naszym drugim filmie opowie o tym Zbyszek, który mierzy się z bólem od 2015 roku - zachęca Ewa Hys, specjalista ds. zarządzania projektami w Fundacji Otwarte Ramiona.
Honorowy patronat nad projektem objął Jerzy Kulak, burmistrz Gostynia. Imprezę poprowadzi Tomasz Barton, dyrektor Gostyńskiego Ośrodka Kultury „Hutnik” w Gostyniu.
Zbyszek filmu jeszcze nie widział
Czym jest ból neuropatyczny i dlaczego tak trudno go leczyć? Czy jest to w ogóle możliwe? Jak radzić sobie z bólem w codziennym życiu? Na te i wiele innych pytań odpowie Zbyszek Wawrzyniak, który zgodził się porozmawiać również z portalem gostynska.pl, jako patronem medialnym wydarzenia.
- Film przedstawia moje codzienne życie, moje pasje, zainteresowania. Nie mam się czego wstydzić. Produkcji wcześniej nie widziałem. Na własne życzenie. "Nie ma czego tam wycinać" - stwierdziłem. Gdybym uznał, że zrobiłem coś źle, powiedziałem coś, czego nie powinienem mówić, nie zgodziłbym się na wystąpienie w filmie - wyjaśnia bohater filmu.
Zbyszek zasiądzie zatem w sali kinowej i - tak, jak pozostali widzowie - z ciekawością będzie oczekiwał na prezentację. Emocje są duże, co można było wyczuć podczas rozmowy.
Wybrał dynamiczne życie
Zbyszek wybrał aktywne życie. Pochłaniają go treningi taekwondo olimpijskiego. To jego pasja. Ma też inne zainteresowania. Taka mobilizacja, dynamika w życiu bardzo mu pomaga.
- Jest zbawienna na tyle, że skupiając się, koncentrując na danych czynnościach jestem w stanie częściowo zapomnieć o bólu, „odepchnąć go”. Jestem w stanie postawić coś wyżej, jestem w stanie się rozwijać, doskonalić. Nie siedzę, nie płaczę i to pozwala mi okiełznać ból. Bardzo ważna jest tutaj psychika. Zdaję sobie sprawę, że u mnie jest dość silna - wyjaśnia nasz rozmówca.
Swoim sposobem na życie stara się motywować innych poszkodowanych, wzmacniać, podaje rękę każdemu potrzebującemu.
- Wiem, że dobre słowo, wyciągnięcie ręki i psychiczne wsparcie jest w stanie bardzo wiele zdziałać. Bardzo mi miło, kiedy dowiaduję się, że zmotywowałem innych cierpiących do tego, by się nie poddawali - mówi występujący w filmie mieszkaniec podgostyńskiej miejscowości.
Ciąg dalszy historii pod plakatem
Wypadek - w pieszego uderza samochód
W październiku 2015r., jako 27-letni młodzieniec, świeżo upieczony mąż, z głową pełną planów na życie z ukochaną, uległ wypadkowi.
- Nie płaczę, nie użalam się nad sobą, staram się nie wracać myślami do tamtych dni. Pamiętam jakieś fragmenty z samego wydarzenia. Najbardziej uderzenie, tego bólu zapomnieć się nie da. Auto uderzające człowieka z dużą prędkością - tego nie można porównać do czegokolwiek. Wiem, że to się odbyło. Uważam, że wszystko, co nas spotyka w życiu, to kwestia przeznaczenia - komentuje Zbyszek.
Wcześniej uważał swoje życie za niemal idealne.
- Wiele rzeczy było udanych. Trzeba liczyć się z tym, że zawsze może przytrafić się coś, co wywróci życie do góry nogami. To uderzenie w moje życie było bardzo silne. Nie życzę tego nikomu, sobie również, nie chciałbym doświadczyć tego jeszcze raz - dodaje.
Szedł lewą stroną pobocza, kiedy uderzyło w niego auto. Był niemal niewidoczny. Dziś ostrzega:
- Idąc poza terenem zabudowanym pamiętajmy, by zawsze mieć uszykowaną kamizelkę odblaskową. Jako piesi zadbajmy o to, by było nas widać. W moim przypadku to była sytuacja, kiedy nie planowałem iść pieszo, nie miałem takiej kamizelki.
Co było po wypadku?
Śpiączka farmakologiczna, szpitale - w Lesznie, Gostyniu i kilka miesięcy w klinice wojskowej w Bydgoszczy. Zawsze towarzyszyli mu najbliżsi z rodziny. Zbyszek ocknął się w Lesznie, rozmawiał i słyszał narady, diagnozy podczas wizytacji, także w Gostyniu. Był jak w transie. Pamięć zanotowała urywki, spojrzenia. Dziś żartuje, że wtedy funkcjonował jeszcze „na prawej półkuli mózgu”.
- Uważam, że mój mózg uruchomił się dopiero w Bydgoszczy, po kilku miesiącach włączyła się lewa półkula. To w Bydgoszczy właśnie zostałem podratowany na tyle, bym mógł wyjść o własnych siłach z kliniki, co prawda podpierałem się laską czteronożną, ale byłem świadomy, że najpierw ratuje się życie, później zdrowie. Lekarze uratowali mi życie, a ja mogłem pomyśleć czy można coś jeszcze zrobić - wyjaśnia Zbyszek, zapytany skąd dwuletnia przerwa pomiędzy wypadkiem, a pierwszą operacją.
Jako poszkodowany w wypadku był interesującym przypadkiem dla specjalistów, chirurgów, ale przede wszystkim neurochirurgów.
- Odbyłem mnóstwo rozmów z lekarzami, studentami. Usłyszałem wiele porad, sugestii, było wiele opcji mojego leczenia. Dowiedziałem się, że miało być ze mną o wiele gorzej. Ale mój organizm regenerował się szybciej, o wiele lepiej, niż było do przewidzenia. Szybko dochodziłem do zdrowia - mówi.
Dwie poważne operacje odbyły się w niemieckiej klinice. Zbyszek był podopiecznym neurochirurga Jorga Bahma, to on w 2017r. przeprowadził przeszczep mięśnia z pleców do bicepsa lewej ręki. Dwa lata później Zbyszka czekała kolejna poważna operacja w Niemczech. Jorg Bahm nacinał lewą rękę.
- Zabieg służył temu, by moje palce się wyprostowały, by dłoń była bardziej funkcjonalna. Była szansa, że może rozpocznę uginanie w łokciu, że mięsień lewej ręki się odblokuje, ale okazało się, że potrzebny jest kolejny precyzyjny zabieg. Kilka dni temu przeszedłem go w Katowicach - informuje Zbyszek Wawrzyniak.
Pod narkozą w listopadzie 2022 r. wstrzyknięto mu do mięśnia lewej ręki botoks. Wzorowo zabieg przeprowadził neurochirurg Jerzy Luszawski. Zbyszek ufa swoim lekarzom, twierdzi że wiedzą, co robią. Jednak, co często podkreśla, nie godzi się na wszystkie możliwe operacje czy pomysły, jakie „oferują.
- Staram się weryfikować wszelkie rady, propozycje, zalecenia. Staram się wybierać mądrze - podkreśla.
Aktywne życie - owszem, ale rehabilitacja ważniejsza
Sporo pracy w to, by Zbyszek mógł normalnie funkcjonować wkłada rehabilitant. Dla cierpiącego mistrzem w tym fachu jest Jan Kurnatowski, który rehabilitacją Zbyszka zajmuje się od początku. Panowie ufają sobie nawzajem.
- Spotykamy się kilka razy w tygodniu, poświęca mi bardzo dużo uwagi, bardzo skupia się na moim cierpieniu, na uszkodzeniach mojego ciała, które zna już na pamięć. Podziwiam go. Działamy bardzo prężnie i efekty są duże, widoczne. To, że dziś mogę ruszać palcami lewej dłoni, że mogę sporo ruchów wykonywać barkiem, że mogę rękę częściowo naprostować, to wszystko dzięki mojemu rehabilitantowi - zaznacza Zbyszek.
Cieszy się, że lewa ręka już nieźle działa.
- Ale co mi po tym, że dłoń funkcjonuje, kiedy ręka do końca nie jest sprawna - mówi Zbyszek.
Ciężko pracuje wraz z rehabilitantem, by uruchomić mięsień, przeszczepiony do lewej ręki. Wszystko po to, by mógł uginać ją w łokciu.
- To ma też związek prawdopodobnie z uszkodzeniem prawej części mózgu. Dużo pracy przed nami, będziemy z Janem Kurnatowskim pielęgnować „nowy biceps”. Czekam z niecierpliwością, kiedy stanę się zdrowszym człowiekiem! - przyznaje Zbyszek Wawrzyniak.
Tymczasem cierpi w każdej sekundzie, każdej minucie, każdego dnia
U Zbyszka mówi się o częściowym paraliżu lewej strony ciała. Niewładną ma rękę, ale noga jest sprawna. Lekarze nie potrafili tego wyjaśnić.
- Noga była w kilku miejscach złamana, zmiażdżona. Miałem blachę, śruby wkręcone w nogę. Mimo takiego stanu, noga jest władna. Kiedy wymontowano mi z nogi „żelazo” mogłem wrócić do sportu - mówi.
Czucie ma słabsze po lewej stronie ciała. Słabiej czuje dotyk.
- Utrzymuję dość niską wagę - około 70 kg, to mniej więcej o 15 kg mniej, niż ważyłem przed wypadkiem. Prawa noga jest tęższa od lewej nogi, a patrząc na rękę i klatkę piersiową jestem dość nieproporcjonalny - opisuje Zbyszek.
Nieustający ból przeważa w lewej części ciała 34-latka, ma to związek z ponadrywanymi nerwami ręki, uszkodzonym splotem barkowym, paraliżem.
- Boli mnie w różnych miejscach - raz będzie to dłoń, innym razem w łokciu, przedramieniu czy bicepsie. To jednak nie jest ból spowodowany jakąś czynnością, nadwyrężeniem - zmęczyłem rękę, dlatego daje znać o sobie. Tak jest w przypadku zdrowej osoby, nie można na to patrzeć w ten sposób w moim przypadku. Bardzo silny ból przychodzi nagle, niespodziewanie. Wtedy idę na długi spacer, nieraz pomaga to, że się położę - wyjaśnia nasz rozmówca.
Bywają dni, nawet chwile, kiedy ból neuropatyczny jest bardzo silny. Zbyszek nie może wtedy spać, nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Czuje się bezradny.
- Nie mogę tego zmienić. Nie mam siły. Muszę zażyć silne leki o działaniu narkotycznym - opioidowe, żeby po prostu żyć - przekonuje Zbyszek. - Niektórym trudno w to uwierzyć, ale jesteśmy w stanie przyzwyczaić się do bólu. Jesteśmy w stanie pozostawić ten ból z tyłu, za plecami i uznać, że to jest normalne, naturalne, standardowe - dodaje.
Zbyszek zaznacza, że całodobowy ból neuropatyczny, z którym zdążył się już „zżyć”, jest oznaką regeneracji uszkodzonych mięśni.
- Powinienem się cieszyć - ciało się regeneruje, wszystko zmierza w dobrym kierunku. Będę zdrowszy - rozważa nasz rozmówca.
Niestety, zbyt dużo wie, by mógł skakać z radości. Nerwy rekonstruują się z prędkością milimetr leczenia na dobę. Myśląc o tej prędkości "samouzdrawiania" Zbyszek zdaje sobie sprawę, że zabraknie mu życia na to, żeby się wyleczyć.
- Nawet jeśli dożyję stu lat, to spora część jest już za mną. Życie jest za krótkie, nie mam szans na uzdrowienie tym sposobem, więc muszę sobie jakoś radzić - mówi.
Ukochana żona
Dlatego na piedestał wystawił aktywność - fizyczną, ale nie tylko.
- Są rzeczy, które jestem w stanie postawić wyżej niż sam ból - zapewnia Zbyszek.
Interesuje się architekturą krajobrazu, w tym kierunku kształcił się w technikum. Lubi szkicować, projektować, tworząc w ten sposób rabaty w ogrodzie. Jest rencistą, ale dzięki temu, że rodzina prowadzi szkółkę drzew i krzewów, może przebywać wśród roślin, rozmawiać o nich, dbać o swoje drzewa i krzewy. Wykonując lekkie zajęcia pielęgnacyjne, bawi się tym. Przebywanie wśród roślin bardzo mu pomaga. Drugą deską ratunku jest taekwondo olimpijskie, które trenował już w dzieciństwie. Czasami gra też w golfa. Nieźle radzi sobie z jazdą samochodem, z automatyczną skrzynią biegów.
Zbyszek zawsze mógł liczyć na wsparcie rodziców i najbliższych. Podnosili na duchu, kiedy nadchodził kryzys, motywowali by walczył. W powrocie do normalnego życia, by mógł codziennie funkcjonować, Zbyszkowi najbardziej potrzebna jest jedna osoba - żona Agata. W niej ma oparcie. Z pełną świadomością mówi, że pomoc i poświęcenie małżonki są ważniejsze niż rehabilitacja. Słyszymy wiele ciepłych słów o jego "drugiej połowie".
- Są rzeczy ważne i ważniejsze w życiu. Pierwsza na pewno będzie Agata. Podstawą jest wsparcie bliskich nam osób, każdy powinien mieć taką osobę: żonę, przyjaciela, sąsiada. Dla każdego może to być inna osoba. Agata, którą znam od kilkunastu lat, służy mi wsparciem zarówno psychicznym, jak i fizycznym. Są dni, kiedy nie jestem w stanie myśleć, nic zrobić. Wtedy słyszę: „Odpocznij, połóż się, zostaw to. Zrobię to za ciebie”, poświęca się bezgranicznie - opowiada ze wzruszeniem Zbyszek.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.