Wracamy do historii
Z relikwiami św. Walentego, które znajdowały się w kościele pw. św. Mikołaja w Krobi wiąże się bardzo ciekawa historia. Wracamy do niej w lutym, po odpuście w parafii, kiedy to metropolita krakowski arcybiskup Marek Jędraszewski, koncelebrujący mszę świętą, przypomniał historię św. Walentego. Prawdopodobnie był katolickim kapłanem lub biskupem Terni. Nad jego grobem znajduje się znamienny napis: „Święty Walenty patron miłości”. - CZYTAJ TUTAJ.
Relikwie wyjęto z sejfu
W kościele w Krobi znajdowały się relikwie św. Walentego, umieszczone w srebrnym relikwiarzu w kształcie trumienki o długości ok 80-90 cm.
- W 1993 r. na kilka dni przed odpustem wyjęto relikwie z sejfu i przeniesiono na parafię, skąd zostały skradzione. Relikwie zniknęły. Poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało - informuje Łukasz Wajnert na fanpage’u krobia.org
Parafianie mieli nadzieję
Był taki czas, kiedy krobscy parafianie odzyskali nadzieję, że relikwie jednak się odnalazły. I to w Kościele Mariackim w Krakowie. Tak było w 2005 r. W lutym na łamach wydawanego przez nas tygodnia „Życie Gostynia” ukazał się artykuł związany z obchodami Dnia Zakochanych pt. "Krobski Święty". W tej publikacji zainteresowanie wśród społeczności gm. Krobia wzbudziło jedno zdanie mówiące, że relikwiarz obecnie znajduje się właśnie w Krakowie. Mylne informacje, wykorzystane w artykule jego autor zaczerpnął z Internetu (e-walentynki.pl/patron.php.).
Odżyły wspomnienia
Po publikacji artykułu zadzwonił do nas jeden z mieszkańców i powiedział, że relikwiarz się odnalazł i być może wrócił do Krobi lub znajduje się w jakimś muzeum, tylko ksiądz nie chce głośno o tym mówić. Postanowiliśmy sprawdzić, czy jedne i drugie pogłoski są prawdziwe. Nasze poszukiwanie srebrnego relikwiarza wzbudziło wiele emocji, również wśród parafian. Odżyły wspomnienia. Gdzie tak naprawdę znajduje się trumienka z relikwiami? Czy została w ogóle kiedykolwiek odnaleziona? Za każdym razem, kiedy odbieraliśmy telefon z Krobi, pojawiała się kolejna wersja na ten temat. Każdy z krobskich parafian przedstawiał też inne okoliczności zaginięcia relikwiarza. Sprawa stawała się coraz bardziej gorąca i, bez wątpienia, coraz ciekawsza.Ówczesny proboszcz ks. kanonik Jan Grzemski nie był zadowolony z rozgłosu i roznoszonych plotek.
- Gdyby relikwie wróciły do Krobi, to przede wszystkim musiałaby o tym wiedzieć policja - mówił. I w ten sposób wróciliśmy do śledztwa jakie prowadzili w tej sprawie gostyńscy funkcjonariusze.
Bez śladów włamania
W 2005 roku, kilkanaście lat po kradzieży, wspomnienia mieszkańców wciąż były żywe. Z rozmów wynikało, że srebrna trumienka z relikwiami Świętego Walentego zginęła w 1993 roku, tuż przed uroczystym odpustem ku czci tegoż Świętego. - Wtedy do naszej parafii zjechali się liczni goście. Byli na probostwie. A relikwiarz zginął właśnie stamtąd, bez śladów włamania podobno - mówił parafianin.
- Nasz kanonik, ponieważ był dopiero od kilku miesięcy na nowej parafii, bardzo to przeżył. To był jego pierwszy odpust "na Walentego", a tu takie nieszczęście. On płakał na mszy odpustowej - dodał.
Policja ustaliła, że srebrny relikwiarz zginął między 2 a 4 lutego 1993 roku. Ale, według opowiadań mieszkańców Krobi, nie od razu kradzież zgłoszono funkcjonariuszom. Podobno wydarzenie nie wzbudziło niepokoju, bo zaginięcie srebrnej trumienki z relikwiami tłumaczono zabraniem jej do czyszczenia. Faktem jest, że w momencie kradzieży znajdowała się ona na probostwie, w jednym z pokojów. Okno na parterze było uchylone, pod oknem stało rusztowanie. Każdy mógł tam wejść. Na obcego jednak zaszczekałby dość ostry pies, jaki tam, zgodnie z opowieściami, stróżował. Jednak pies milczał, nikt niczego nie słyszał. Nic dziwnego, że policja prowadząc śledztwo, brała też pod uwagę księży. Przesłuchiwano także innych mieszkańców - chorych, których patronem jest Święty Walenty, a nawet zakochanych. I to nie jest żart.
Zakochani przesłuchani
- W śledztwie braliśmy pod uwagę zakochanych, którzy przeżyli zawód miłosny. Tutaj liczyliśmy się z tym, że ktoś taki mógł zabrać relikwiarz do domu w głębokim przekonaniu religijnym, że pomoże mu rozwiązać problemy miłosne - mówił inspektor Tadeusz Prokop, komendant KPP w Gostyniu w 2005 r.
W 1993 r., kiedy relikwie zaginęły, był szefem ekipy dochodzeniowej. Komendant przyznał, że dla policji było to nietypowe zadanie. Spora część mieszkańców Krobi do dziś jest przekonanych, że w przypadku kradzieży relikwiarza włamania nie było. Ale insp. Prokop temu zaprzeczył.
- To było ewidentne włamanie, w dodatku na probostwo, a trumienka miała wartość zabytkową. Była wykonana z rzeźbionego srebra. Nie pamiętam dokładnie, ale było to około 3 - 4 kilogramów kruszcu - mówił policjant.
Wyjaśnił jeszcze, że policja prowadziła bardzo szeroko zakrojone działania, aby wykryć sprawcę. Wiele czynności prowadzono tu na miejscu, w powiecie gostyńskim, ale także na terenie całego kraju. Przesłuchiwano różne osoby, które były związane w pewien sposób z dziełami sztuki, ale nie tylko. Jako podejrzane traktowano też osoby chore, które głęboko wierzyły w uzdrowicielską moc relikwii i były wręcz w nie zapatrzone.
- Sprawcy jednak nie wykryto do dziś - podsumował komendant Prokop.
Później ktoś opowiedział naszej dziennikarce, że funkcjonariusze nie mieli wsparcia ze strony przedstawicieli duchowieństwa. Nasłuchali się przykrych wyzwisk, niektórych nazwano "SB-kami". Trochę to dziwi, ponieważ w 1993 roku w Polsce było już po przełomie politycznym. Być może duchownym przeszkadzały dość dokładne i wnikliwe policyjne przeszukania i przesłuchania. Okazało się jeszcze, że nie doszło do umówionej wcześniej konfrontacji z ówczesnym arcybiskupem, która niespodziewanie została odwołana.
Relikwie odnalezione, ale gdzie?
Pewien parafianin z Krobi w rozmowie telefonicznej z naszą redakcją próbował udowodnić, że relikwie Świętego Walentego się odnalazły i znajdują się w muzeum na terenie kraju, a być może nawet w Watykanie. Wtedy, w 2005 r., w kurii arcybiskupiej w Poznaniu nie przyjmowano takiej teorii.
- Jest nie do pomyślenia, aby ten relikwiarz, czy choćby same relikwie wylądowały w jakimkolwiek innym miejscu - kościele, czy muzeum, a już tym bardziej w Watykanie. Alienacja dóbr kościelnych wymaga przecież zgody stolicy apostolskiej - powiedział nieco rozbawiony informacją ksiądz Marian Lewandowski, ówczesny dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego w Poznaniu.
Potwierdził jednak, że równocześnie ze śledztwem policji, prowadzona była spawa przez administrację archidiecezji poznańskiej.
- Relikwiarz nigdy nie został odnaleziony - zapewnił ksiądz Lewandowski.
Sytuacja ta nie zmieniła się do dziś.
Dlaczego relikwiarz miałby być w Krakowie?
W 2005 r. rozmowa nt. okoliczności zaginięcia relikwii św. Walentego z krobskiej parafii z ówczesnym proboszczem nie była łatwa. O uzyskaniu informacji na temat okoliczności kradzieży w ogóle nie było mowy. Za to w Małopolsce milej potraktowano dziennikarkę, przygotowującą artykuł. Okazało się, że w Krakowie owszem, znajdują się relikwie Świętego Walentego, ale w kościele pod wezwaniem Świętego Floriana. Pochodzą one z XIII wieku. Natomiast do Kościoła Mariackiego nigdy relikwie patrona zakochanych wraz z relikwiarzem z Krobi nie dotarły.
- Gdyby one znalazły się u nas, to byśmy je wam oddali - powiedział ksiądz proboszcz, który był tam gospodarzem w 2005 r.
I życzył wszystkiego dobrego.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.