Boże Narodzenie również u naszych wschodnich sąsiadów uchodzi za najbardziej rodzinne święta.
- Kolacja wigilijna kojarzy mi się z rodzinnym ciepłem, spokojem, radością, szczęściem. Nawet, kiedy w sercu działo się coś złego, były kłopoty, podczas wigilii należało te problemy odstawić na bok - opowiada Tatiana, która w Gostyniu pojawiła się na początku marca.
Ma 37 lat. Z Ukrainy przyjechała z dwojgiem dzieci i siostrą. Rodzina znalazła zakwaterowanie w mieszkaniu w Domu Katechetycznym. Po dwóch miesiącach siostra postanowiła wrócić do męża, dzieci i rodziców, których tam zostawiła. Mieszkają, podobnie jak wcześniej Tatiana z rodziną, w Chmielnickim, ok 100 km od Tarnopola.
Kobieta, która znalazła zakwaterowanie w domu katechetycznym, zabrała ze sobą swoje dzieci - 9-letnią córkę Zlatę i 17-letniego syna Artema (w Polsce nazywany jest Arczi). Córka uczy się w szkole nr 1 w Gostyniu, syn uczęszcza do miejscowego liceum w ZSO.
- Na początku byli zestresowani, zdenerwowani, ale teraz jest już w porządku, zaaklimatyzowali się. Najważniejsze, że tutaj im się podoba. Nie ma problemu z językiem - bardzo szybko opanowali polski, najważniejsze słowa, zwroty rozumieli i stopniowo się uczyli - opowiada Tatiana, która sama bardzo dobrze posługuje się naszym językiem.
Przyznaje, że „zakochała się” w języku polskim, dla niej nie jest trudny, uwielbia rozmawiać.
- Tak było, kiedy we Lwowie z pielgrzymką przebywał papież Jan Paweł II. Niedaleko, podczas mszy świętej stali dziennikarze, którzy przekazywali dla waszej telewizji relację. Słyszałam, jak mówią po polsku. Pierwszy raz wtedy spotkałam się z tym językiem i poczułam, że jest piękny - wspomina Tatiana z uśmiechem. - Jeśli ktoś chce, to zawsze nauczy się języka obcego, jaki by nie był trudny. Wystarczy silna wola - dodaje.
W Polsce żyje jej się lepiej
Z zawodu jest kucharką, przez 7 lat pracowała przedszkolnej kuchni w Winnicy.
- Pasuje mi sytuacja teraz w Gostyniu - zostałam zatrudniona w ZGKiM w Gostyniu, dostałam umowę, pracuję od godziny 7.00 do 15.00. Jestem ubezpieczona razem z dziećmi. Mam wolne weekendy i święta - opowiada.
Przekonuje, że w Polsce żyje jej się lepiej. Podczas weekendów odwiedza probostwo parafii farnej i tam gotuje obiady, ale bardzo się cieszy, że w Gostyniu znalazła godziwe warunki i że może spędzać więcej czasu z dziećmi. W środkowej Ukrainie, w okolicach Chmielnickiego, bardzo trudno o zatrudnienie. Pracowała za 800 zł miesięcznie, w przeliczeniu na złotówki. To często było za mało, by przeżyć miesiąc.
ZOBACZ TEŻ: Patrycja walczy z rakiem mózgu, potrzebuje pomocy
- Za szkołę dla dzieci w Ukrainie musiałam zapłacić, świetlica również jest odpłatna. Wyposażenie, wyprawka szkolna od długopisu i zeszytu po książki - wszystko trzeba kupić, płacąc z domowego budżetu - wyjaśnia. - Jestem wdzięczna gminie, proboszczowi i pani Agnieszce z biura parafialnego. To ona, po naszym przyjeździe, tak załatwiła formalności, że szybko mieliśmy PESEL i inne dokumenty - opowiada.
W Gostyniu spędziła już święta wielkanocne, ale wtedy towarzyszyła jej siostra. Tatiana, jako katoliczka, podkreśla, że w Ukrainie, podobnie jak u nas, Boże Narodzenie również kojarzy się z rodzinnym ciepłem. Teraz Tatianę i jej dzieci czeka wigilia w obcym kraju, bez rodziców, chrzestnych i pozostałych najbliższych. Z sentymentu w tym roku chciałaby podać ukraińskie dania, ale planuje też ugotować potrawy z polskiej kuchni.
- Wszystko, co chcę mogę kupić, wszelkie produkty mam pod ręką - cieszy się Ukrainka.
W sumie dań powinno być 12 - tylu było apostołów w otoczeniu Jezusa i tyle mamy miesięcy w roku. Obowiązują dania postne, bez mięsa.
Najstarsi członkowie rodziny są najważniejsi
Jak wygląda wigilia w okolicach Winnicy, w rodzinnym domu Tatiany? Tam również, przy ozdobionym choinkowym drzewku rodziny wypatrują pierwszej gwiazdy. Przy ubieraniu stołu, pod obrus wkłada się sianko i ziarno. Kiedy już rodzina zasiądzie do stołu, uczestnicy kolacji modlą się, każdy czyta fragment z Ewangelii i dzieląc się opłatkiem, składają sobie życzenia. Nie wypada, by siedzący przy stole przeklinali, obrażali się wzajemnie. Jest tam zwyczaj przyznawania się do przewinień, by prosić uczestników kolacji o wybaczenie.
- Modlitwę, podobnie jak dzielenie opłatkiem zaczyna najstarszy członek rodziny, najczęściej jest to ojciec lub dziadek. Kutię również jako pierwsza próbuje najstarsza osoba siedząca przy stole - opowiada Ukrainka.
Obowiązkowo kutia na stole
Kutia jest tradycyjną potrawą wigilijną kuchni ukraińskiej. Przygotowuje się ją z gotowanej pszenicy, z kaszą, makiem i bakaliami (rodzynkami, orzechami, migdałami). Tatiana mogłaby jeść kutię codziennie, bardzo za nią przepada, jej dzieci mniej.
- Mogłabym jeść cały czas słodki makowy farsz do kutii. Zawsze przed kolacją rozcieraliśmy mak w glinianej misce i go wyjadałam. Kiedyś bardzo chorowałam tuż po świętach na anginę, tak było właściwie co roku. Dlaczego? Kiedy masa makowa była wzbogacona rodzynkami, orzechami, mama wystawiła ją na balkon. U nas w Ukrainie zimy nie są tak łagodne, temperatura powietrza spada do - 20 st. C lub jeszcze niżej. Kutia zamarzła, był lód. Wyjadałam to łyżką z miski, później chorowałam na anginę, kilka razy trafiłam do szpitala. Mama mnie przyłapała, później większą część masy makowej zostawiała na balkonie, a część, dla mnie, w lodówce - wspomina Tatiana.
Ryby pieczone i smażone uwielbia. Odkąd jest w Polsce, w Gostyniu, nie posmakowała jeszcze żadnej.
- U nas jest staw, w którym możemy je łowić. Wędkowanie to też moje hobby. Złowione ryby kładziemy prosto na patelnię i smakujemy - mówi.
Na wigilijnym stole, zgodnie z tradycją kuchni ukraińskiej, muszą być kapusta z grochem lub grzybami, pierogi z grzybami, chleb, ziemniaki. Rodzina Tatiany nie przywiązywała wagi do zupy, nie podawano jej do wigilii. Dopiero podczas świątecznych dni jedzą bigos (przyrządzany ze świeżej kapusty, nie jest gotowany tak długo) oraz potrawy mięsne, jak pieczeń.
Mieszkańcy Ukrainy wyznania prawosławnego Boże Narodzenie obchodzą tydzien później. Stół wigilijny wygląda podobnie jak u katolików, ale kiedy Tatiana pierwszy raz go zobaczyła, była w szoku.
- To było podczas odwiedzin w rodzinie mojego partnera, z którym mieszkałam. Tam od razu na kolację na stole postawiono wszytskie przygotowane potrawy: wigilijne, mięsne, alkohol. Byłam w szoku. Dla mnie to nie była wigilia, ale zwykła kolacja świąteczna lub urodzinowa - przyznaje.
Pampuchy to pomysł Tatiany. Siostrzeniec będzie tęsknił
Tatiana uwielbia gotować i eksperymentować w kuchni. Pamięta, że były takie święta, kiedy w rodzinie było ciężko. Zbliżała się wigilia, a w rodzinnej spiżarni było pusto, gdyż nie mieli za co kupić podstawowych produktów. Zanosiło się na ubogie święta.
- Dzięki temu w naszej rodzinie zapoczątkowałam pewną tradycję. W kuchni mieliśmy tylko olej, mąkę, drożdże, sól i czosnek. Jestem kucharką, myślałam: „nie ma chleba, co można ugotować?”. Zrobiłam ciasto z tych produktów, włożyłam na patelnię i przygotowałam pampuchy - wspomina 37-letnia Ukrainka.
ZOBACZ TAKŻE: Rodzice się popłakali
Tradycję pielęgnuje od kilkunastu lat. Niedawno wzruszyła się, gdyż od siostrzeńca usłyszała wyznanie, że będzie mu brakowało pampuchów, przygotowywanych tylko na Boże Narodzenie.
- Pozostałe dania, by było ich 12, przygotowałam wtedy z ziemniaków i kapusty - dodaje Tatiana.
Kolędy i jasełka też były
Kiedy zakończy się kolacja wigilijna, można zerknąć pod choinkę, gdzie Mikołaj włożył prezenty. W rodzinie Tatiany w pięknie przygotowanych paczkach były najczęściej słodycze. Później z opłatkiem, kutią i życzeniami rodzina idzie do rodziców chrzestnych. Śpiewają kolędy, pastorałki. Obowiązkowo wracają do domu, żeby przez noc, do rana tam pozostać. Kto chce udaje się na pasterkę.
- W miejscowości, gdzie teraz pozostała moja rodzina, znajduje się największa parafia w zachodniej Ukrainie. Mamy dużo pielgrzymów. Poza kościołem stawiany jest żłobek, szopka bożonarodzeniowa, z żywymi zwierzętami - mówi.
Tatiana z sentymentem wspomina bożonarodzeniowe jasełka, w których brała udział jako nastolatka. Zasze dostawała rolę Maryi. Zaznacza, że w niewielkiej miejscowości, w której mieszkała przetrwał zwyczaj kolędowania - dzieci przebrane za kozła, diabełka, aniołka, z gwiazdą betlejemską odwiedzają sąsiadów i dalej położone domostwa. Za śpiewanie kolęd, otrzymują słodycze, drobne prezenty, czasami wpadną pieniądze.
Inna wigilia w Gostyniu
Tatiana wie, że tegoroczna wigilia będzie inna. Pierwsze Boże Narodzenie w Polsce, bez najbliższych członków rodziny, bez mamy i taty. Nie chciała na święta, w domu na obczyźnie, ubierać sztucznej choinki. To nie to samo, co pachnący żywy świerk. Ale przemogła się i w gostyńskim mieszkaniu choinka stanęła, udekorowana lampkami i innymi ozdobami.
- Rzadko płaczę, ale na pewno, kiedy zasiądziemy w Gostyniu do wigilijnego stołu będę o najbliższych myśleć, być może się wzruszę - wyznaje. - Rodzice też nie każą mi wracać do Ukrainy. Dla mnie, oprócz rodziny, nie ma tam nic dobrego. I do wojny prowadziłam inne, skromniejsze życie - dodaje Tatiana.
Trudno jej dziś uwierzyć, że podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia, jakie spędziła w Ukrainie, żadnego słowa, żadnych informacji o wojnie nie było, nikt nie wspominał o agresji ze strony Rosji przy wigilijnym stole.
- 25 lutego planowaliśmy odwiedzić rodzinę mojego partnera. Następnego dnia jego mama obchodziła urodziny. Nawet w nocy z 23 na 24 lutego nie było żadnych wieści o możliwej wojnie. Nic - mówi.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.