reklama
reklama

67-letni Henryk Chudy biega maratony i ultramaratony. Kilka lat temu odniósł ciężką kontuzję

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport W mieszkaniu ma ponad 500 pucharów. Na swoim koncie przebiegniętych dokładnie 188 maratonów. Od 25 lat można go spotkać na trasach różnych biegów długodystansowych, także tych najbardziej wymagających - ultramaratonów. Kilka lat temu miał poważany wypadek, który wielu by podłamał, ale nie jego. 67-letni Henryk Chudy z Rębiechowa - miejscowości leżącej na granicy powiatów gostyńskiego i krotoszyńskiego - udowadnia, że siłą woli można zapanować nad ciałem.
reklama

W dzieciństwie w latach 50. był dzieckiem raczej chorowitym - w drugiej czy trzeciej klasie podstawówki okazało się, że ma problemy z układem pokarmowym. Wtedy nic nie zapowiadało, że za kilkadziesiąt lat przebiegnie 240 kilometrów w jednym z najsłynniejszych ultramaratonów świata - Spartathlonie. Jak sam mówi, miał jednak „dryg” do biegania.

- W piątej czy szóstej klasie mieliśmy takiego fajnego nauczyciela wuefistę i polonistę. I on zaczął nas wyprowadzać na dłuższe spacery i biegi. Wtedy po raz pierwszy zauważyłem, że mam jakieś zadatki w tym kierunku. Ale człowiek wkrótce zapomniał o sporcie, bo kiedyś nie było na to mody. Po za tym, ze względu na mój stan zdrowia, w pewnym momencie nawet unikałem sportu, przynosiłem zwolnienia lekarskie z wf-u - zdradza maratończyk.

Bieganie odeszło na dalszy plan, a nawet można powiedzieć, że znikło z życia Henryka Chudego na długi czas. 

W rodzinnym Rębiechowie (gmina Kobylin) dotrwał do VIII klasy szkoły podstawowej, po czym wybrał naukę w technikum ogrodniczym w Lesznie.

- Miałem wielu znajomych z Krobi, bo pociągiem do szkoły przejeżdżało się właśnie przez tę miejscowość. Doskonale też pamiętam Czeluścinek, bo kiedyś jeździłem tam z ojcem i opiekowałem się sadami czereśniowymi, zrywałem owoce. Fajnie to wspominam - mówi sportowiec.

To ważne, gdyż w 1975 roku Henryk Chudy wyprowadził się... na Pomorze. Najpierw do Dworka w powiecie koszalińskim, gdzie w dawnym folwarku należącym do instytutu sadowniczego znalazł pracę.

- A z tą w tamtych czasach bywało różnie. Tutaj natomiast dostałem mieszkanie z wyżywieniem i zarobki też były raczej konkretne, więc żal było nie skorzystać - dodaje H. Chudy.

Ponadto w Koszalinie mieszkała już jego siostra. Po kilku latach przeniósł się do Sławska, gdzie założył rodzinę i osiadł na stałe. 

Bieganie mają w genach

Do sportu wrócił dzięki synowi Sylwestrowi, który w podobnym wieku, jak ojciec rozpoczął przygodę z biegami.

- Najpierw w szkole biegał na kilometr, na dwa i prosił nnie: “Tato ułóż mi trasę”, “Tato, zróbmy trening”. Później w 1989 roku chciał pobiec 10 km w Bieg Święców w Sławnie - jeden z jego kolegów już ukończył tę trasę. I tak usłyszałem: “Tato załatw, żebym mógł pobiec”. Bo miał 13 lat, a dopiero od 16 lat można było biegać takie dystanse, wybrałem się więc do organizatorów i po dłuższej dyskusji padła taka propozycja: “Dobrze niech biegnie, ale pan pobiegnie z nim w roli opiekuna”. Przy okazji wzieślimy jeszcze nami tego kolegę i tak syn skończył na 50., a ja na 90. miejscu. Kolega na 100. A, że akurat tak się złożyło, że dla pierwszej setki były koszulki, to wszyscy byli zadowoleni. I to był taki pierwszy impuls do powrotu do biegania po latach - oznajmia biegacz.

Sylwester Chudy zaczął stawiać sobie poprzeczkę wyżej i wyżej, startując na coraz dłuższych dystansach. Biegając ramię w ramię okazało się, że jego ojciec nie stracił nic z młodzieńczego „drygu” do biegania. W pewnym momencie latorośl rzuciła głowie rodu „wyzwanie”: „Skoro jesteś taki dobry, to spróbuj swoich sił w półmaratonie”.

- I chyba trzeci mój bieg to był właśnie półmaraton. Wyszedł dość dobrze i tak wróciłem “na bieżnię” na dobre - opowiada pasjonat.

Chudzi - ojciec z synem, żeby młodszy mógł swobodnie realizować się na trasach, zapisali się do sławskiego klubu biegacza i jeździli na zawody. Wkrótce do męskiej części rodziny dołączyła córka Grażyna, która podobnie jak tata wiele lat temu miała problemy ze zdrowiem. Powoli dała się namówić i  po dwóch latach całkiem nieźle zaczęła dawać sobie radę na trasie. A przede wszystkim wyszło jej to na zdrowie: zyskała odporność, zniknęły alergię i skończyły się absencje w szkole spowodowane chorobą. Ale to nie wszystko: “współpraca” z rodziną zaowocowała dla Grażyny Chudej dwukrotnym... mistrzostwem Polski w maratonie nauczycieli w Pucku.

W 2000 roku Chudzi założyli rodzinny klub pod nazwą Klub Sportowy Olszewski i synowie (na część sponsora klubu finansującego wyjazdy i opłaty startowe w biegach w całej Polsce m.in. w Krynicy, Poznaniu, Białystoku, Warszawie). Dzięki firmie mieli także busa do swojej dyspozycji. W pewnym momencie ich klub liczył nawet 50 biegaczy.

- Miałem też sporo młodzieży szkolnej a największym sukcesem było odkrycie chłopaka, który w wieku 16 lat potrafił przebiec 10 km w czasie 32 minut. Ale niestety jak to z młodymi ludźmi bywa nastąpił rozbrat ze sportem - gdyby teraz biegał to byłby jednym z zawodników czołówki w Polsce. Natomiast widziałem ostatnio, że próbował wychodzić na treningi, więc może coś jeszcze z tego będzie - opowiada Henryk Chudy.

KLIKNIJ w GRAFIKĘ, żeby PRZECZYTAĆ REPORTAŻ

Barbara Bakulin Kobzda: "Osiągnęłam takie Himalaje, o których w życiu mi się nie śniło. Ja, prosta dziewczyna z Gostynia"

Od maratonu do Spartathlonu

Dla każdego pasjonata biegania nie ma większej nobilitacji niż przebiec maraton. H. Chudy ma ich na koncie... 188 (jego rekord na tym dystansie to 2 godziny 46 minut). I tak od moment, gdy w 2000 roku wystartował w Poznań Maraton opuścił tylko dwie edycje (w jednym przypadku było to spowodowane wyjazdem, za drugim poważną kontuzją). Biegacz dobrze wspomina trasę największej imprezy biegowej w tej części Europy, gdzie również jego dzieci brały udział. Sylwester Chudy mając dopiero 18 lat startował w debiucie w Poznaniu osiągnął wynik w granicach 2 godziny 55 minut. Z kolei, Grażyna Chuda dystans 42 kilometrów 195 metrów pokonała dotychczas w czasie 3 godzin 25 minut.

“Na serio” Henryk Chudy biegać zaczął dopiero mając 42 lata. Najlepsze wynik osiągał jeszcze później, bo w wieku 47-48 lat. Oczywiście na maratonach nie poprzestał. Udział w ulttmaratonach rozpoczął od 100 kilometrów przebiegniętych w Sławnie w 8 godzin 25 minut.

W 2011 roku po raz pierwszy “zderzył się ze ścianą”, i to dosłownie, podczas jednego z najsłynniejszych biegów ekstremalnych na świecie - organizowanego od 1983 roku Spartathlonu w Grecji.

- Zawodnicy marzą, żeby go przebiec. Ja te 245 kilometrów i 300 metrów pokonałem w 31 godzin 48 minut - podaje Henryk Chudy. - Biegnie się w temperaturze około 35-40 stopni. Na 150 km jest bardzo duże wzniesienie, podbieg przez 12 km, ale naprawdę ekstremalny jest jego ostatni odcinek - 2,5 km pokonuje się dosłownie na czworakach. Nie można się odchylić, bo człowiek poleciałby do tyłu. Po osiągnięciu szczytu, gdzie jest punkt odżywczy, biegnie się w dół “na łeb na szyję”. Punkty są co 5, 7 km i na każdym stoi lekarz, który ocenia stan zdrowia i prostym: "Pan się już nie nadaje do dalszego biegania " może zdjąć kogoś z trasy. Są też inne limity czasowe, w których jeżeli ktoś się nie zmieści też nie może dalej biec. I tak zazwyczaj do 80. kilometra, do Koryntu, więcej jak połowa zawodników odpada - wyjaśnia sportowiec-amator.

Co ciekawe, w miniony weekend odbyła się tegoroczna edycja nieludzkich zawodów na ukończenie, których każdy zawodnik ma 36 godzin.

Gdy kolega spał, on siedział w fotelu

56-letni wówczas Henryk Chudy, za namową, wybrał się do Grecji z innym ultramaratończykiem, jeszcze bardziej doświadczonym Zbigniewem Malinowskim z Kołobrzegu (na swoim koncie ma już 14 pokonanych Spartathlonów), który podczas morderczego wyczynu chodził... spać. Panowie dobiegali razem do 100 km i kolega ucinał sobie półgodzinną drzemkę regeneracyjną. W sumie na trasie odbywał trzy takie odpoczynki. W tym czasie H. Chudy siedział w fotelu.

- Mój organizm by tego nie zniósł, bo gdybym zasnął to później odeszłabym mi chęć do biegania. Aadrenalina cały czas musi we mnie buzować. Ale biegąc w ten sposób pokonaliśmy linię mety w tym samym czasie, bo ja byłem 28. a Zbyszek - 29. - dopowiada sportowiec urodzony w naszym regionie.

Jak wyczerpujący i balansujący na granicy ludzkich możliwości jest to wyczyn, może świadczyć fakt, że w 2011 roku bohater naszego artykułu był świadkiem, gdy jeden z zawodników, który miał już zaliczonych kilka Spartathlonów - mając do pokonania niewielką odległość do mety, przekroczył dozwolone granice czasowe i nie dane było mu ukończyć kolejnej edycji. Rok później startując w imprezie H. Chudy sam nie zdołał dobiec do mety. Dotarł do 80. kilometra, gdy zaczął odczuwać, że jego organizm osiągnął “punkt wrzenia”.

- Było tak gorąco że brałem 3-litrową butelkę wody i na 5 km nie starczała do picia i polewania. Już było takie przegrzanie, że włosy na rękach stawały mi jak igły u jeża. Co prawda jeszcze mogłem pobiec, bo mieściłem się w limicie, ale dla własnego zdrowia zrezygnowałem - przyznaje pasjonat długodystansowego biegania.

“Zaczynam nowe bieganie z nowymi rekordami”

A ile znaczy dla niego ten sport świadczy wysiłek, jaki podjął po ciężkim wypadku w pracy, który przydarzył mu się kilka lat temu. Złamał wtedy kość udową w lewej nodze, która od tego czasu jest ustabilizowana chirurgicznie wszczepionymi prętami i śrubami.

- Dla mnie celem było wrócić po takiej kontuzji do biegania. Bo wielu ludzi się po prostu załamuje, konkretnie chodzić nawet nie mogą. Ale ja byłem tak uparty w treningach, żeby wrócić, że niektórzy byli zdziwieni, pytali: jak ty to robisz? Po prostu, chciałem i zrobiłem. W tej chwili, po złamaniu to ja właściwie zaczynam wszysko od nowa z nowymi rekordami. Dlatego polecam bieganie tym wszystkim, którzy są po wypadkach i przechodzą rehabilitację. Upór jest tutaj kluczowy - stwierdza amator biegania. 

Jego ostatnie kłopoty zdrowotne sprawiły, że swoją pasją zaraził także żonę (która dotychczas raczej kibicowała całej rodzinie na trasach). Przynajmiej częściowo. Problemy z nogami Janiny Chudej (m.in. przeszła operacje kręgosłupa) sprawiły, że „z kijkami” zaczęła wybierać się z mężem na piesze, nawet 40-kilometrowe wędrówki, a w tym czasie małżonek odzyskiwał formę biegową i po roku wrócił do pierwszych startów. 

Z kolei, obecnie “na bieżnię” zaczyna wchodzić najmłodszy rodzinny narybek. Córka Henryka Chudego biegajac poznała przyszłego męża, który notabene odebrał jej ojcu rekord powiatu koszalińskiego w maratonie poprawiając go o 4 minuty. Co tydzień, w oddalonym o kilka kilometrów Sławnie organizowane są rodzinne biegi śniadaniowe, w których uczestniczą już wnuczęta ultramartończyka.

Od plaży przez góry

Henryk Chudy ma swoje ulubione biegi. Pośród 600 startów, już 11 razy uczestniczył w maratonie na plaży w Jastarnii (do momenty kontuzji był zawodnikiem z największą liczbą występów). Całe 42 kilometry biegnie się tam po piasku. “Na bosaka”, poruszając się skrajem wody, uzyskał wynik niewiele gorszy od swojego życiowego rekordu na tym dystansie - 3 godziny 6 minut. Z nostalgią wspomina również swój udział w Festiwalu Biegów Polski Północnej Wdzydzach (w 3 dni do pokonania jest 5 dystansów o łącznej długości 52,6 km). To właśnie po powrocie z tej imprezy w 2019 roku doznał kontuzji uda. 

Od 10. edycji PKO Poznań Maraton, gdy swoje bieganie zainicjowała Drużyna Szpiku Henryk Chudy we wszystkich swoich startach ma sobie czerwoną koszulkę z tymże logiem. Za swój wkład w działalność charytatywną, na 10. rocznicę, był jedną z zaledwie 10 osób, które z tej okazji otrzymały specjalny medal. To nie jedyny taki gest.

- Miesiąc przed wyjazdem do Grecji na Spartathlon wnuczek był ciężko chory - w Rabce w szpitalu. Postanowiłem że pobiegnę w jego intencji. Miałem jego twarzyczkę na koszulce - to była taka fajna symbolika, którą wszyscy zauważyli. Być może to coś dało, bo chłopak teraz biega i wszystko jest w porządku - mówi z uśmiechem pasjonat biegania.

Pobiegł na Biskupiźnie

W rodzinne strony Henryk Chudy wraca najczęściej “na sportowo”. W 2004 roku można go było spotkać na trasie Biegu im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Kobylinie. Biegał także w Lesznie. Przed niespełna dwoma miesiącami wziął udział w VII Tradycyjnym Półmaratonie Biskupiańskim w Starej Krobi.

- Przeglądając strony zauważyłem że jest organizowany półmaraton w Starej Krobi i tak sobie pomyślałem, że pobiegnę i przy okazji spontanicznie odwiedzę rodzinne strony, pójdę na grób rodziców - zdradza Henryk Chudy.

KLIKNIJ w GRAFIKĘ, żeby PRZECZYTAĆ FOTOREPORTAŻ

VII Tradycyjny Półmaraton Biskupiański w Starej Krobi 2022. Wystartowało dwa razy więcej biegaczy niż przed rokiem

Rekordy biegowe Henryka Chudego: 

Maraton - 2 godz. 46 min 59 s 

Półmaraton - 1 godz. 20 min 19 s 

15 km - 54 min 15 s 

10 km - 34 min 59 s 

5 km - 18 min 04 s

 

W ultramaratonie Spartathlon może wziąć udział każdy, kto w ciągu ostatnich trzech lat spełnił co najmniej jeden z tych warunków:

  • ukończenie biegu na 100 km w czasie krótszym niż 10:30 h
  • udział w Spartathlonie i zameldowanie się co najmniej w punkcie kontrolnym Nestani (172 km) w czasie 24:30 h
  • ukończenie Spartathlonu
  • ukończenie biegu na co najmniej 200 km
 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama