W piątek 1 kwietnia ruszyła tegoroczna EDK w powiecie gostyńskim. Ekstremalna Droga Krzyżowa z samej swej nazwy zakłada ekstremum, przekraczanie granic, walkę ze swoimi ograniczeniami. A co, jeśli nie uda nam się przejść do końca wszystkich stacji drogi krzyżowej, tych 22, 40, 42 kilometrów, czy wtedy cały nasz trud się nie liczy?
- Nie. Każdy zna swoje możliwości, podejmuje wyzwanie - zaznaczył jeden z księży szykujących się do drogi przed Bazyliką Świętogórską. - Ważne, że się podejmuje ten wysiłek, a jak nie zdołamy dojść do „mety”, możemy dokończyć rozważania w domu. To nie wyścigi.
„Moja babcia przeszła ją w tamtym roku, teraz moja kolej”
Tegoroczna droga krzyżowa rozpoczęła się tradycyjnie, mszą świętą w Bazylice Świętogórskiej, skąd piechurzy wyruszyli na 4 trasy. Najkrótsza miała 22, najdłuższa - 43 kilometry. Każdy z uczestników niósł krzyż, symboliczny, mały, spleciony z patyków lub większy, ozdobiony taśmą odblaskową. Znaczenie tych krzyży jak i intencje pielgrzymów były często bardzo osobiste, jednakże kilku uczestników EDK z Świętej Góry koło Gostynia zgodziło się powiedzieć o swoich planach i powodach.
- Mamy bardzo dobre nastawienie do dzisiejszej drogi - przekonuje lider grupki pięciu przyjaciół - W tamtym roku szliśmy w górach, w Wiśle, była śnieżyca. Oczywiście idziemy najdłuższą 43-kilometrową trasę św. Franciszka.
On sam idzie po raz 6. ale koledzy byli na drodze krzyżowej raz, albo wcale.
- Ja pierwszy raz szedłem 50 km w Wiśle, więc dziś jestem spokojny - podkreślił inny z młodych mężczyzn. - Wspomnienia są piękne, czysta duchowość - dodał.
Dla wielu uczestników Ekstremalnej Drogi Krzyżowej to sprawdzian sił i próba charakteru.
- Moja babcia przeszła ją w tamtym roku, więc nie możemy być gorsi - śmieje się kolejny rozmówca, 24- latek, który wraz z 17 - letnim kolegą wybierał się również najdłuższą trasą do Osiecznej.
W porywistym wietrze kolejne osoby opatulały się szalikami, kominami i wiązały kaptury. Nastawienie było bojowe, a wzajemne wsparcie zapewnione.
EDK w intencji zdrowia dla Zuzi
- Idziemy po raz pierwszy, 22 km do Błażejewa - mówią sympatyczne dziewczyny z komitetu społecznego ZuziaKontraSMA. - Będziemy maszerować w intencji naszej Zuzki, i w swoich prywatnych „Panu Bogu wiadomych”.
Są przekonane, że dadzą radę i rozgrzeją się po drodze. Choc jedna z nich (nie zdradzimy, która), na wieść, że będą szły około 5 godzin zrobiła okrągłe oczy. Wiemy, że doszła.
- To nasz pierwszy raz na EDK, zawsze coś wypadało, albo śnieg, albo nie było butów, albo dzieci małe... więc w tym roku już nie ma wymówek - zdradzają kolejne rozmówczynie. - Idziemy do Błażejewa, by się pomodlić. O zdrowie dla rodziny, o pokój na świecie i w domu.
Tyle stacji przed nimi, ale na każdą mają zamówioną intencję. Inna napotkana przed świątynią para wybiera się do Osiecznej, to już jej 5. a jego 3. raz na tej wymagającej trasie.
- Jest to na pewno poświęcenie, ale uważam, że warto tę jedną noc iść, bo dla nas poświęcił się Pan Jezus, więc my w rewanżu jakimś, w podzięce też możemy coś zrobić - stwierdziła młoda kobieta.
W nieprzyjemnym wietrze wszyscy ruszali w drogę, ale udało się nam złapać jeszcze dwóch młodych mężczyzn przed bramą bazyliki.
- 3 lata temu poszliśmy do Błażejewa, wciągnęło nas to, w tym roku też tam idziemy, symbolicznie - mówił Sebastian z Gostynia, idący z kolegą z Piasków. - Nieważne dokąd, ale ważne, że jest decyzja „idziemy”. W tym roku idę w intencji mojej żony, Moniki, która ma za tydzień 30. urodziny.
Uczestniczka EDK z Bazyliki Świętogórskiej: "Jeszcze jestem w euforii"
Po wielogodzinnej wędrówce i krótkim odpoczynku o swoich wrażeniach opowiedziała nam młoda mama z Gostynia, która wybrała się do Błażejewa.
- To była moja pierwsza EDK, ale na pewno nie ostatnia. Wahałam się, czy podjąć to wyzwanie i zdecydowanie nie żałuję - zapewniała.
Podkreśla, że marsz w nocy to czas modlitwy, przemyśleń, towarzyszenia Panu Jezusowi w Jego drodze krzyżowej.
- Na co dzień dbamy o to, aby było nam miło i przyjemnie. A tutaj, na EDK trzeba podjąć trud zmagania się z własnymi ograniczeniami fizycznymi, zimnem, zmęczeniem.
Jej zdaniem, każdy niesie intencje w swoim sercu i dzięki temu ta droga nabiera głębokiego sensu. Na końcu drogi odczuwała oczywiście zmęczenie, ale była też duża radość i satysfakcja z podjętego trudu.
- Miłą niespodzianką i swego rodzaju nagrodą były gorąca herbata oraz pyszne wypieki, którymi przywitał nas proboszcz parafii w Błażejewie - dodała gostynianka. - Jeszcze jestem w euforii - przyznała.
O swojej ekstremalnej drodze krzyżowej kilka słów powiedział też Nikodem, który wraz z żoną Patrycją i 9-letnią Wiktorią wybrali się również trasą św. Jakuba.
- Szliśmy rodzinnie pierwszy raz i zajęło nam to 5 godzin. Nasza córka szła dzielnie z nami, to była jej samodzielna, świadoma decyzja.
Każde z nich miało inny "powód" wędrówki: tata szedł w intencji 5 rocznicy ślubu, mama w intencji za zmarłego dziadka, a córka o błogosławieństwo pierwszej komunii świętej.
- Ciężko było pokonać trasę jak na pierwszy raz i w taką pogodę, ale jak miała być ekstremalna, to była - podsumował.
Dodał też, że chwilami było zwątpienie, czy dojdą, ale zaciskali zęby i przy każdej następnej stacji odnajdowali nową siłę, aby iść dalej. Niewątpliwie, mogą być dumni z Wiktorii i z jedności, jaką tworzy ich rodzina.
Tegoroczna edycja Ekstremalnej Drogi Krzyżowej ze Świętej Góry już za nami. Za tydzień rusza jeszcze 41- kilometrowa Niebieska trasa św. Michała Archanioła z Pogorzeli.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.