Siedziala przy stole, czytała książkę, po czym wstała i wyruszyła do Polski? To nie tak. Decyzja była trudna. Zamknąć dom na klucz, zostawić ten azyl, pracę, najbliższych - przyjaciół, rodziców i wyjechać? Nie mieściło się to w głowie. Ludmiła nie chciała jechać do Polski, mimo że wiedziała, jak ciepło zostanie przyjęta u przyjaciółki, która od paru lat mieszka na jednym z gostyńskich osiedli. Doskonale zdawała sobie sprawę, że tutaj może znaleźć oparcie, że może liczyć na pomoc. W okupowanym przez Rosjan kraju została jej mama.
- Początkowo, kiedy nas zaatakowali, też była chętna do ucieczki. Ale później zrezygnowała. Sama tam została, tata nie żyje. Będzie pomagać żołnierzom - opowiada Ludmiła.
Mieszka w obwodzie wołyńskim, w mieście Kowel, położonym na głównym szlaku pomiędzy Warszawa a Kijowem, około 65 km od granicy polsko-ukraińskiej. Do 26 lutego na szczęście nie widziała wybuchów. Kiedy wyjeżdżała w piątek, nie prowadzono tam działań wojennych, chociaż były już pierwsze alarmy przeciwlotnicze.
- Alarm był włączony przez kilka godzin, apelowano, żeby nie wychodzili z domu. Podobnie w Równie. Mieszkańcy chowali się w schronach przeciwbombowych - dodaje młoda dziewczyna.
Jest wzruszona, ciężko jej mówić. Przyjechała do Polski z 13-letnim synem, samochodem. Posłuchała rady koleżanki, o tym, żeby ciepło się ubrać, bo mrozu przy granicy. Długo czekali na przejściu.
Gostyń pomaga Ukrainie. Na bieżaco obserwują wojnę w Ukrainie w mediach
Oksana, która zaprosiła przyjaciółkę do siebie, na bieżąco śledzi wydarzenia w Ukrainie w dostępnej telewizji, a także w internecie. Jest w stałym kontakcie z rodziną i znajomymi. Wie, że rodacy nie spodziewali się najazdu armii rosyjskiej i do ostatniej chwili liczyli, że Putin poprzestanie na groźbach.
- Nazywam go Putiar - kiedy się wypowiadał w naszej telewizji i mówił, że chce tylko obwód doniecki i ługański, to stwierdziłam, że jak to zdobędzie, będzie chciał zająć cały kraj. Pamiętam takie powiedzenie: apetyt rośnie w miarę jedzenia. Następnego dnia Rosjanie zaatakowali Ukrainę - opowiada Oksana.
- W moim rodzinnym mieście jest sporo schronów, ale mam informację od koleżanki, że kiedy mieszkańcy podczas alarmów przychodzili, żeby się schować, okazywało się, że w jednym z nich ktoś sobie sklep otworzył, ktoś jakiś magazyn prowadzi. Albo schrony były zalane wodą. Te informacje o schronach pochodzą może z lat 50. XX w. Nie dbano o to, nie sprawdzano, bo nikt nie myślał, że wojna przyjdzie - dodaje.
Kiedy Rosjanie rozpoczęli pierwszą inwazję...
Oksana od razu zadzwoniła do rodziny i do przyjaciółki. Namawiała, że gdyby coś strasznego się działo, zaprasza do Gostynia w każdej chwili. Mama Oksany nie dała się przekonać do wyjazdu z Ukrainy. Brat, który jest lekarzem, pozostał na miejscu, by opiekować się rannymi. Mama - by nie myśleć o tragedii - ze starych ubrań „produkuje” siatki ochronne dla żołnierzy. Ludmiła ma męża z Polski, który pracuje jako zawodowy kierowca w polskiej firmie, ale jeździ w Danii. Przed laty, kiedy zdecydowali się, że założą rodzinę, proponował, by osiedlili się w Polsce, ale Ludmiła chciała pozostać bliżej mamy.
- Tam jest całe nasze życie. Dom ostatnio postawiliśmy nowy. Na początku nie chciałam wyjeżdżać z Ukrainy. Mąż powiedział, że do nas przyjedzie. Ale wtedy nie mógłby wrócić, poszedłby do wojska, więc bezpieczniej było pozostawić wszystko i wyjechać, by ratować życie - przyznaje Ludmiła.
Kiedy już była zdecydowana uciekać, okazało się, że nastoletni syn ma nieważny paszport.
- Uprzedzałam, że nie przejadą przez granicę. A miesiąc trzeba czekać na nowy dokument. Ludmiła nie chciała przyjechać, jednak wyczytałam w internecie, że nawet kiedy paszport jest nieważny, przez polską granicę przejdą. I namawiałam: szybko się decydujcie - opowiada Oksana.
Jak wyglądała organizacja na przejściu przez granicę?
- Ukraina wypuszcza szybko, ale jest mnóstwo ludzi na granicy. Jadąc swoim samochodem stała dłużej niż dobę. Wielu mężczyzn chodzi pomiędzy samochodami, pukają w szyby i proszą, żeby wziąć żonę i dzieci do samochodu, by mogły się ogrzać. Szukają schronienia przed mrozem - opowiada Ludmiła.
Mimo że miała już w samochodzie znajomą z 18-letnią córką., zabrała jedną kobietę z dzieckiem do samochodu. Jechały w szóstkę w pięcioosobowym aucie.
- Baliśmy się, że nie przepuszczą nas przez granicę, bo to niezgodne z przepisami polskimi, ale udało się - dodaje Ludmiła.
Po ukraińskiej stronie nie ma żywności, wody.
- Po polskiej stronie - w Przemyślu było wszystko - picie, żywność, koce, kołdry, słodycze. Mogliśmy brać na co mieliśmy ochotę - mówi Ludmiła, która do niedawna jeszcze mieszkała w swoim domu.
Oksana denerwuje się i martwi,
że nie wszystkie kobiety z Ukrainy mogą czuć się bezpiecznie. Ale zauważa, że niektóre same są sobie winne.
- Jak czytam w internecie, co one wypisują: że nie chcą wyjeżdżać. Narzekają, że będą stały na granicy, z dziećmi, a jest zimno, mróz. To ja im odpisuję: to proszę na wschód, do ukraińskich żołnierzy, tam jest teraz bardzo gorąco. Wiem, że to teraz może niewłaściwie, ale taka jest prawda - mówi.
Zauważa, że przez kilka pierwszych dni granice przekraczali uchodźcy, którzy mieli już zagwarantowane mieszkanie czy nawet tymczasowe miejsce na kilka dni. Twierdzi, że teraz dopiero zaczną wyjeżdżać ci mieszkańcy Ukrainy, którzy nie mają dokąd uciekać.
Już na początku inwazji na Ukrainie Oksana zauważyła,
że Rosjanie nie chcą wojny, mało rozumieją z tego, co się dzieje, a już w ogóle nie rozumieją dlaczego Ukraińcy tak zawzięcie się bronią przed zajęciem kraju przez Rosję.
- My nie chcemy wojny - przekonują Oksanę znajomi z Rosji. - Ale są tacy, którzy twierdzą, że Putin jest wybawcą narodu. I to nawet wykształceni ludzie. Rozmawiałam z kobietą z Rosji. Ona mówi: „Boże, wy tak biednie tam żyjecie na tej Ukrainie, w takim chaosie [chodzi o demokrację - przyp. red.]. A teraz będzie jeszcze gorzej”. Odpowiedziałam jej: „uważacie, że jak nie mamy kawioru każdego dnia na stole, to już jest biednie?”. Mamy za to chleb, masło, mamy nasze niebo. Oni chyba myślą o nas, że żyjemy w jakichś patologicznych rodzinach. Oferują nam złotą klatkę, z której nie można wyjść. Tylko, że tam nie ma demokracji. A my wolimy być z mamą, tatą, w swoim kraju, niepodległym - mówi Oksana.
Dziś w Gostyniu płacze. Ukraina nadal walczy
Powtarza swojej koleżance - na podstawie własnego doświadczenia - że jeśli chce zostać w Polsce, to musi nauczyć się języka, dostosować się do zasad i prawa obowiązującego w Polsce, w Unii Europejskiej, chociażby ze śmieciami.
- „Ty nie możesz przyjechać ze swoim prawem, jak tu przyjeżdżasz, to musisz dostosować się do zasad środowiska, w którym mieszkasz. Musisz robić tak, jak Unia - mówię zawsze. Na początku kiedy parę lat temu tutaj próbowałam się zadomowić, bywało różnie. W pracy dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji, ale przetrwałam - wspomina Oksana. - Dziś płaczę, kiedy widzę, jak gostynianie otwierają drzwi i serca, jak pomagają. To wspaniali ludzie. Dla mnie to jest szokujące. Sama nie wiem, czy tak szybko zdecydowałabym się przyjąć obce osoby pod swój dach. A tu mieszkańcy robią to ot tak - dodaje.
Ludmiła została w Gostyniu. Była na spotkaniu integracyjnym zorganizowanym przez gminę Gostyń, by dowiedzieć się, jak zgłosić sój pobyt w urzędzie: jakie dokumenty sa do tego potrzebne, po co jej PESEL, na jaką opiekę medyczną może liczyć? Nastoletni syn Ludmiły przyznał, że Gostyń mu się podoba i chciałby już pójść do szkoły. Nie obawia się kolegów z Polski. Wiele rozumie w języku polskim.
Apel gostyniaka do mieszkańców Gostynia: dobro powraca
Marcin napisał na fanpage'u:
Zaczynają się komentarze typu: "Oni mają wszystko za darmo, a nas na zajęcia dodatkowe dla Dziecka nie stać", albo że na Ukrainie jest właśnie rok Bandery, albo dlaczego 500+ dostaną?! itd. Kochani moi... Proszę Was... Dajmy naszym Gościom narazie spokój. To nie jest tak, że pani Ukrainka siedziała sobie spokojnie na kanapie z dziećmi i nagle wpadła na pomysł, że musi dostać się do Polski bo tam tyle dają; spakowała portret Bandery, kosmetyki, 3 "ajfony" oraz maskotki dla dzieci, wsiadła w taxi, która podrzuciła Ich na granicę. Oni uciekają przed wojną, czyli czymś czego Nikomu nie życzymy! Wiadomo, że przy takiej liczbie Uchodźców zdarzają się niechlubne przypadki, ale nie wrzucajmy od razu wszystkich do tego "wora". Niech, proszę, każdy pomaga wg swojego przekonania, swoich możliwości, ale i bez przymusu. Bardzo bardzo wielu Ludzi odwala teraz kawał dobrej roboty i z tego jestem niezwykle dumny!!! I pamiętajcie: dobro powraca. A przykre komentarze i złe emocje schowajcie narazie do kieszeni.
TUTAJ przeczytacie, co z naszych komentarzy może wyniknąć - ostrzegają posłowie i samorządowcy!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.