Minęło już sporo czasu, kiedy to mieszkańcy naszego powiatu, aby wezwać karetkę pogotowia, łączą się z dyspozytornią w Lesznie. Do naszej redakcji zadzwonił zbulwersowany czytelnik z gminy Pogorzela, chcący wyjaśnić pewną sytuację. - Chodzi mi o przyjazdy karetek do Bułakowa. To nie jest pierwszy raz, gdy je obserwujemy. Dojeżdżają do wioski na sygnale, a później jeżdżą, nie mogąc znaleźć domu, zwiedzają Bułaków – wyjaśniał mieszkaniec. Dla mężczyzny takie zachowanie jest wręcz skandaliczne. - Nie wiem co jest grane, czy to jest specjalnie robione? Czy ktoś źle przyjmuje dyspozycje? Kiedyś jechali wieczorem, szukali numeru, skierowaliśmy karetkę na tę posesję, a ona znów błądziła, to jest skandal – komentował mieszkaniec. Według mężczyzny, taka sytuacja, miała miejsce już czterokrotnie.
Sołtys wsi – Grażyna Naglak potwierdza, iż dochodziły do niej słuchy o błądzących karetkach, ale sama zastanawia się w czym tkwi problem.
Dyspozytor przyjmujący zgłoszenie zbiera podstawowe informacje: w pierwszej kolejności jest to dokładny adres z nazwą miejscowości, opis zdarzenia, ilość i stan osób poszkodowanych, nazwisko oraz numer telefonu osoby zgłaszającej. Rozwiązanie wydaje się być proste – jeśli pogotowie błądzi, wystarczy zapytać o nazwisko chorego, do którego została wezwana karetka. Nie jest ono jednak takie oczywiste. - Pytaliśmy się kierowcy o nazwisko chorego, wtedy łatwiej jest wyjaśnić drogę. Usłyszeliśmy, że nie wolno im tego podawać. Więc co jest ważniejsze: ratowanie życia czy nazwisko? – zastanawiał się mieszkaniec Bułakowa.
Zapytaliśmy jak wygląda sytuacja u źródła. - Nie możemy podać nazwiska chorego, obowiązuje nas ściśle tajemnica zawodowa, ochrona danych osobowych – wyjaśniał nam Grzegorz Kotecki, koordynator z leszczyńskiej dyspozytorni. Inaczej twierdzi przedstawiciel Generalnego Inspektoratu Ochrony Danych Osobowych (GIODO). Co usłyszeliśmy? O tym czytaj w bieżącym wydaniu Życia Gostynia.