reklama

Biegła 30 km w stronę wieży Eiffla

Opublikowano:
Autor:

Biegła 30 km w stronę wieży Eiffla  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 18/2015 Życia Gostynia

Jak połączyć pasję z pracą i obowiązkami domowymi? Z Marleną Nowacką, właścicielką sklepu Jan - Mar w Piaskach i zwyciężczynią wielu biegów rozmawia Dorota Jańczak

 

 

Ile czasu pani potrzeba, by wypucować wszystkie swoje medale i puchary?

 

Nie wiem, bo ich nie czyszczę. Osoby, które je widzą, pytają, z którego będziemy pili?

 

Może z tego największego?

 

Nie dałabym rady.

 

W jakim biegu go pani wygrała?

 

W biegu na 10 km im. Arkadiego Feidlera w Bolewicach koło Poznania… A odbiegając od tematu, zastanawiałam się, czy mam udzielać tego wywiadu… w końcu dużo ludzi biega…

 

Tak i właśnie chodzi o to, by promować sport. Przedstawiliśmy wcześniej sylwetkę innego lekkoatlety z naszego terenu - Adama Nowickiego. Teraz przyszedł czas na panią. Tym bardziej, że pani półka ugina się od pucharów i medali.

 

Dziękuję, aczkolwiek nie czuję, żebym miała jakieś wielkie zasługi. Biegam, bo lubię, a przy okazji zawsze udaje się coś przywieźć.

 

Od kiedy pani biega?

 

Generalnie biegam całe życie. Raz mniej, raz więcej. Kiedyś nie było organizowanych żadnych zawodów ani maratonów. Biegało się generalnie dla siebie. A teraz idąc z duchem czasu i modą, wszędzie jest tych biegów tyle, że nie wiadomo czasem na co się zdecydować.

 

Rozumiem, że zasilała pani grupę reprezentatywną szkoły na wszelkich zawodach?

 

Tak, od podstawówki. W szkole w Piaskach nie było żadnej hali sportowej, a jedynym ulubionym zajęciem, jakie można było robić z dzieciakami na w-f było bieganie. Z panem Juskowiakiem ciągle biegaliśmy. Był pasjonatem.

 

I zaraził panią?

 

Tak, biegaliśmy zawsze po Marysinie. I ta trasą biegam do dziś. Od kiedy sięgam pamięcią, tylko ten nauczyciel mi się kojarzy z wychowaniem fizycznym. W liceum już był nacisk na siatkówkę. Na studiach należałam do grupy lekkoatletycznej. I potem zaczęłam biegać dla siebie.

 

Weszło w krew.

 

Kiedyś to bieganie nie było tak skomplikowane jak teraz. Choć muszę stwierdzić, że nie ulegam presji gadżetowej. Pamiętam mój pierwszy dres, buty, odkładane na nie pieniądze w okresie studiów.

 

Czyli lansowanie się w mieście w nowej kurtce odpada?

 

Im tereny bardziej ciche, bliskie natury, tym bardziej bieg sprawia przyjemność. Czasem bluza aż prosi się, by ją wymienić, bo jest znoszona. Ale jest ulubiona. Choć buty trzeba często wymieniać. 600, 800 km to maksymalne dystanse, po których powinno się zmienić buty.

 

Ile wynosi trasa, którą pani pokonuje jednorazowo?

 

Nie ma reguły. Codziennie jest inaczej. Uwarunkowane jest to pogodą, czasem do dyspozycji, potrzebą przygotowań do wyjazdu. Dziś przed pracą było niecałe 10 km.

 

O której godzinie?

 

Późno, bo o godz. 7.00.

 

Chce się tak wcześnie wstać?

 

Tak, człowiek lepiej się potem czuje. W sezonie letnim biegam o godz. 6.00, by w godzinę zamknąć ten trening.

 

Zawsze preferowała pani długie dystanse?

 

Tak, generalnie wówczas organizm się mniej zużywa. Wysiłek energetyczny, zużycie mięśni i stawów jest mniejsze niż przy krótkich trasach. Każdy dłuższy bieg jest spokojniejszy, bez zrywów, tylko trzeba biegać z głową, rozłożyć siły. Najważniejsze jest to, co podpowiada organizm. Nic na siłę.

 

A więc jeśli czujesz, że mdlejesz, przystopuj?

 

Tak, choć nie zawsze się tak da. Biegacze z reguły są zacięci. Pomimo wszystko będą brnęli do tej mety, mimo że zaczną mu się przed oczyma zaświecać gwiazdki.

 

Zdarzały się pani takie przypadki?

 

Tak. Powodem jest niedopasowanie rytmu do kondycji organizmu bądź trasy, która mogła wydawać się prosta, a była skomplikowana, z górkami. Czasem za ostro się zacznie i potem jest problem.

 

Gdzie udaje się zdobywać te wszystkie puchary? Jest ich naprawdę sporo. Widzę, że są również z lokalnych biegów.

 

Przykładam wagę, by w „naszych” szczególnie brać udział. Są biegi, które mają dla mnie sentymentalne znaczenie, jak np. Bieg Maćka w Koźminie, który odbył się po raz 38. Biegam też w Krotoszynie, Poznaniu, Nowym Tomyślu. Generalnie w promieniu dosyć sporym. Czasem zdarza mi się biegać w górach, ostatnio w Paryżu byłam…

 

W Paryżu?! To rzeczywiście nie ma się czym pochwalić…

 

21 marca był bieg trailowy, czyli nie po szosie tylko terenach pagórkowatych na 30 kilometrów. Byłam 26 w swej kategorii, 49 wśród wszystkich pań, których było 600. Meta była na wieży Eiffla, więc tam trzeba było dobiec. Wywieźli nas 30 kilometrów za Paryż. I trzeba było biec przeważnie terenami leśno – łąkowymi, aż w końcu dotarliśmy do miasta i wzdłuż Sekwany biegliśmy do wieży Eiffla. Ciągle się ją widziało i wydawało się, że jest blisko. A jednak to 30 kilometrów ciągnęło się.

 

Długo przygotowywała się pani do tego biegu?

 

Wcale. Po prostu pojechałam.

 

Czy często bierze pani udział w zawodach na takie odległości?

 

W Polsce dystans 30 kilometrów nie jest popularny. Przeważnie jest 21 albo 42 km. Zaliczyłam w tym roku kilka biegów. Nie udaje się być jednak na wszystkich ze względów czasowych i organizacyjnych. Ostatnio byłam w Bukówcu Górnym. Jest to bieg z tradycjami. Chociaż mogłam wybrać półmaraton w Poznaniu, gdyż był w tym samym dniu. Na jednym biegu wygrałam już nawet pakiet startowy na ten półmaraton, aczkolwiek wybrałam przyrodę, spokój i ciszę w Bukówcu.

 

O czym pani myśli, gdy biegnie?

 

Trzeba się skoncentrować na czymś innym. Moją dewizą jest, by nigdy nie oglądać się za siebie. Nie patrzę, gdzie są konkurentki, bo to dekoncentruje i powoduje, że się biegnie gorzej. Gdy biegnę z poczuciem, że „która będę to będę”, wychodzi najlepiej. A gdy człowiek nastawi się, że chce mieć podium albo spotka 15 znajomych i usłyszy od nich „i co, dziś będziesz pierwsza?” to najgorsze, co może być. Wysokie oczekiwania innych powodują ogromny stres. Skoro wygrywałam wcześniej, to teraz też muszę. A człowiek jest tylko człowiekiem. I organizm nie zawsze pozwala osiągać maksimum.

 

Miewa pani kontuzje?

 

Tak. To jest nieuniknione. Choć bieganie pomaga na inne rzeczy. Przy zbyt dużej ilości godzin, które spędzam przy biurku, pewnie teraz miałabym jakąś poważną wadę kręgosłupa, a dzięki bieganiu wzmacniam go.

 

Co poleciłaby pani osobom pracującym godzinami przy komputerze?

 

Ruch. Jeśli boli w krzyżu i człowiek porusza się, pobiega, poczuje się lepiej. Czasem mam potrzebę, by wstać z fotela w południe, przebrać się, przebiec i wrócić do pracy. Od razu mam więcej energii. W sezonie zimowym praktykuję tę metodę.

 

A dieta? Spala pani codziennie tyle energii, że pewnie może wszystko jeść bez wyrzeczeń?

 

Generalnie wszystko jem. Trochę przesadzam z dietą węglowodanową, jeśli chodzi o słodycze… Ale rzeczywiście spalę to. Przed biegami na dystansie od 10 kilometrów trzeba myśleć o odpowiedniej diecie kilka dni wcześniej, by konkretnie się najeść. Nie można być na jogurciku, bo wyjdzie to podczas biegu. Zero siły!

 

Przed samym biegiem zażywa pani jakieś konkretne produkty, by doładować się energetycznie?

 

Zjadam treściwe, ale lekkostrawne śniadanie. A dzień wcześniej kogiel – mogiel, ale musi być z co najmniej 3 jajek. Działa dobroczynnie na mój organizm.

 

Jak udaje się połączyć tak czaso- i energochłonnym hobby z obowiązkami w pracy i domu?

 

Jako szefową firmy, mam mnóstwo obowiązków. I przeważnie jest tak, że bieganie muszę wcisnąć między obowiązki domowe, pracę. Generalnie każdy zastawia się, jak to wszystko ogarniam. Według niektórych, po całym tygodniu pracy w niedzielę powinnam siedzieć w domu, a nie wyjeżdżać o 6.00 rano i wracać wieczorem. Ale jeśli się chce, można wszystkie kwestie pogodzić. A bieganie, wysiłek fizyczny jest najlepszy na stres. Jeśli coś cię frustruje, chcesz „przewietrzyć” głowę, odciąć się na chwilę od codziennych strapień, wyjdź z domu, idź na rower, weź kijki czy pobiegaj. Od razu poczujesz się lepiej. W pracy mam pod sobą samych mężczyzn. By to wszystko ogarnąć, muszę być odporna na stres. A bieganie mi w tym pomaga.

 

Marlena Nowacka mieszka w Piaskach. W ciągu roku bierze udział średnio w 20 – 25 zawodach biegowych. Łączna trasa, którą pokonuje w ciągu 12 miesięcy to 2000 km. – W tym roku już mam 800km, a jeszcze mamy kwiecień – mówi pani Marlena. Dodaje, że udział w każdej imprezie sportowej to dla niej uciecha. Wszystkie traktuje podobnie. Osiągnięcia: Grand Prix Powiatu Nowotomyskiego – 1 miejsce, Chrustowski Bieg Zimowy – 1 miejsce, Cross Trzebnicki – 2 miejsce, Półmaraton Crossowy Latający Olęder Boruja Kościelna koło Nowego Tomyśla - 3miejsce, Bieg Górski leszno – 2 miejsce, Ecotrail Paris - 49 miejsce, Trojak Trail Lądek Zdrój – 4 miejsce.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo