Młoda gostynianka, 3 lata temu weszła w świat dorosłych, a po maturze pofrunęła. Niebieski ptak. Zdolności plastyczne, zainteresowania sztuką u Adrianny Woźniak odezwały się już w szkole podstawowej i brzmiały coraz głośniej.
- W gimnazjum to się odzywało, nauczyciele wokół doradzali - mówi Adrianna.
Słyszała głosy: rób to, pięknie rysujesz, malujesz. Ty musisz rozwijać się w tym kierunku, musisz iść na te studia. Adrianna jest jednak kobietą, która swoim życiem lubi rządzić sama, lubi fruwać tam, gdzie chce, na swojej "ścieżce lotów" czuje się najlepiej, bezpiecznie.
A co na wystawie w Muzeum w Gostyniu? O ikonach czytaj TUTAJ
Wystawa w GOK Hutnik. Dlaczego "Spowiedź"?
- Jeśli ja czuję, że jest mi dobrze, wtedy zostanę, ale musi to być zgodne z moimi przekonaniami, z moją wizją - wyznaje, zaczynając trzeci rok studiów polonistyki, o specjalności artystyczno-literackiej.
Wydawałoby się, że dla „niebieskiego ptaka” to jest to! Dziś mówi otwarcie, że studia nie są dla niej.
Wystawa, którą nazwałam „Spowiedź” jest moim buntem, przeciwko temu, w co ja sama tak naprawdę weszłam. Wybrałam drogę na studia - kontynuuję 3. rok filologii polskiej na UAM. Ostatni. Chyba więcej nie będzie - mówi.
Niebieski ptak pofrunął z Gostynia...
Jej dzieła - nie tylko obrazy dużych formatów, jakie wiszą w sali w GOK Hutnik, wszystko tłumaczą. Przez obrazy spowiada się. Przygotowując się do wernisażu napisała historię - swoją szczerą:
Niedawno, niedawno temu Niebieski zasiadał w gimnazjalnej ławie, pracował jak wszyscy, a może nawet bardziej. A teraz zabrali - zabrali mu ławę, „zabawę” i gimbazę. Przyszło nowe, lecz to, co za ptasim ogonem nieważne - wyniósł swoje i odleciał - w poszukiwaniu siebie dogłębniej i bardziej. Licealne podloty przeminęły szybciej, raźniej wraz ze wzrostem jego skrzydeł oraz dojrzewającymi w intensywne kolory piórami. Ach te czarne - krzywił się - ziemskie, plugawe, lecz te też go pociągały, ponieważ skazany był na nie, gdyż jego upierzenie było - MIESZANE. Gdzie niebieskie chyliło się pod skrzydłem niemrawie, tam czarne obok niego na straży wyłaniało się zgrabnie.
To historia niebieskiego ptaka wśród uniwersyteckich kruków i wron na poręczy, które są wyniosłe.
- Nie pisałam tego z żalem, studiuję tam, widzę jak jest - mówiła po otwarciu wystawy Adrianna Woźniak. - Nie mówię, że studia są złe. To nie jest więzienie, nikt nikogo tam nie zabija, krew się nie leje, ale to nie dla mnie. Nie mówię, że sobie tam nie radzę - radzę sobie dobrze, ale to nie jestem ja. Przyciągnął mnie chyba ten człon nazwy specjalizacji „artystyczne”.
Na drugim roku polonistyki zauważyła, że nauka bardzo ją pochłonęła. Nie przychodziła na zajęcia, żeby tylko machnąć podpis na liście obecności.
- Musiałam poświęcić naprawdę sporo czasu - mówi.
Przyszedł moment, kiedy zaduma dopadła młodego ptaka. Adrianna poczuła, że przez 2 lata nie mogła oddać się sztuce - ani na chwilę. Musiała być w Poznaniu, uczyć się.
Gdyby mi ktoś powiedział, że te studia nie są wymagające, to ja mu teraz powiem - „to proszę bardzo, ja ci opowiem, jak jest naprawdę” - dodaje.
Jednak młoda artystka nie zamierza "uciekać". Dokończy studia, by zrobić licencjat.
Takie szalone wyzwanie artystyczne
30 czerwca Adrianna zaczęła wakacje. I rzuciła sobie wyzwanie - przez 3 miesiące postanowiła zrobić wystawę. I urządzić ją zgodnie ze swoją wizją, jaką miała na początku studenckich wakacji. Jednego z pierwszych dni lipca zadzwoniła do GOK Hutnik. W trakcie rozmowy z dyrektorem przedstawiła swoją wizję wystawy. Została przyjęta z otwartymi ramionami - bez pytań, bez wątpliwości.
Czarne w tle? Dlaczego nie?
Przygotowała 20 obrazów, duże formaty na ścianach, opisane. Wykreowała kobiety o różnych twarzach. Niebiesko-czarne ozdoby dodatkowe są jak te niebieskie ptaki, które nie chcą być zniewolone oraz te kruki, wrony, które dziobią. Ale na pierwszy rzut oka (dla kogoś, kto nie zna historii autorki dzieł) wygląda to, jak kolorowy świat. Szczęśliwa kobieta, jako bohaterka - tylko z pozoru. Podczas wernisażu ktoś zobaczył „wisielca” - kobieta z pętlą na szyi. Inna osoba, patrząc na przedstawioną na półtnie bohaterkę zapytała czy to mama autorki obrazu. Nie, to ja, ten niebieski zbuntowany ptak - chciała wykrzyczeć Adrianna. Interpretacji jest tyle, ilu oglądających.Są to dzieła buntowniczki, co musiało znaleźć gdzieś odzwierciedlenie. I jest. Sprzeciw wobec wskazówek nauczycieli plastyki, wykładowców.
Słyszałam porady: nigdy nie używaj czarnego koloru na kartce. Możemy zastosować fiolet. Kiedy tak mówili, robiłam fiolet. To była nauka w grupie. Jestem przekonana, że do dziś dzieciom tak mówią nauczyciele plastyki. Nie powiem, porady pamiętam do dziś. Teraz też jest fiolet. Ale jest kilka takich obrazów, dosadnych, których tło malowane jest czarną farbą. Tak zrobiłam, bo ja tak muszę. Dlaczego nie? Kto mi nie każe? - pyta retorycznie autorka dzieł.
Adrianna, zanim zasiadła przed sztalugami, studziła emocje, często pracowała do późnej nocy. Spełniając się przy tym. Maluje na płótnie, farbami akrylowymi. Szczególnym sentymentem darzy pierwsze dzieło, jakie stworzyła. Po wernisażu miała wrażenie, że nikt nie zwracał na nie uwagi. Obraz nosi tytuł „Kropla”. Na płótnie prezentuje się niebieska kobieta, odwrócona plecami, ciągnąca za sobą płachtę, chustę (zadziwiające podobieństwo do głównego zdjęcia artykułu). Na niej jest jedna kropla. Dookoła tło gorące, aż płonie, z językami ognia. Ogień i woda - tak określił ktoś z oglądających.
- Ja ognia i wody nie widziałam, ale interpretacja, odbiór obrazu jest jak najbardziej indywidualny. Nie kwestionuję tego. Dzieło jest dla mnie wyjątkowe - powstało jako pierwsze i codziennie rano, kiedy się budziłam, widziałam je - mówi autorka obrazu.
Wernisaż był jak rachunek sumienia. Wychodząc ogladający widzieli na bramie pytanie o to, po której są stronie - jako odpowiedź do wyboru mieli niebieskie i czarne pióra.
Co dalej? Jaką drogę wybierze "Niebieski"?
Adrianna Woźniak ma w domu swój warsztat - mały, ale nieprzystosowany do tworzenia obrazów. Nie ma w nim miejsca na sztalugi, nie ma miejsca dla ram.
- Kiedy malowałam, musiałam się przenieść do mojego pokoju - jest dość duży i tam działałam. Znajduje się na najwyższej kondygnacji, nie mogłam zrezygnować z pięknego widoku na świat - opowiada Adrianna.
Co dalej? Jaką drogę wybierze niebieski ptak? Pasjonatka sztuki nie chce zdradzić dokładnie. Pierwszy krok to malarstwo. Ten ma już za sobą. Na pewno pofrunie dalej - nie w mury, nie w kierunku wron. Zarzeka się, że raczej sama. Dokąd? Podpowiedzią ma być serce - nie namalowane na płótnie, ale uszyte, wyszyte, które również jest częścią wystawy w salce GOK Hutnik. Widnieje na postumencie. Adrianna jest też miłośniczką, mody, szycia i projektowania. W niewielkim warsztacie, jaki ma, drzemie serce projektanta - tam króluje maszyna, jest biurko, przy którym powstają szkice.
Jedna z osób na wernisażu zapytała, dlaczego od razu nie rozpoczęłam studiów na ASP w Poznaniu, dlaczego tam nie uczę się malować. Oprócz malarstwa na ASP można kształcić się w kierunku projektowania mody - krawiec, szewc i stylista w jednym. Tworzenie kostiumów pod spektakle - czyli też na zamówienie, pod dyktando klienta, tak jak on chce, a nie ja... Z wykorzystaniem mojej ręki, wyobraźni. I byłoby tak samo, jak na polonistyce - mówi Adrianna.
A jednak maszyna do szycia bardziej ją przyciąga niż pedzel i farby. Adrianna w tym kierunku również się doskonali. Z tego, co wiemy pewne rzeczy już powstają, już wychodzą spod igły.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.