- Mój cały dom jest wielkim wspomnieniem związanym z tatą. Razem z moim mężem, gdy kupiliśmy dom, włożył trud pracy żebyśmy mogli w nim zamieszkać jak najszybciej - wspomina Zosia*, młoda mieszkanka Gostynia. Dziś jej ojciec nie żyje. Kilka tygodni temu odbył się pogrzeb. Jednak nie mogła w nim uczestniczyć, ponieważ była w kwarantannie. Z ceremonii widziała tylko „zdjęcia kwiatów, mnóstwa kwiatów i wieńców złożonych na grobie”. Czuła się okropnie. Był płacz, ból i tęsknota.
Chorobę ojca Zosi zdiagnozowano w czerwcu 2019 r. Rodzina usłyszała od lekarzy: nowotwór płuc. Zosia była z tatą bardzo związana. Szczególnie dużo czasu spędzali razem w ostatnich miesiącach. Często towarzyszyła mu podczas wizyt lekarskich.
- Odkąd zdiagnozowano u taty chorobę na wizyty lekarskie dotyczące konsultacji, a później już na chemię jeździłam z nim. Był czas kiedy nie mogłam mu towarzyszyć ponieważ sama znalazłam się w szpitalu lub też zachodziły inne okoliczności, wtedy zajmował się tym mój mąż i brat - opowiada kobieta.
Córka twierdzi, że pod koniec swojego życia chorujący na nowotwór płuc mężczyzna nie do końca był świadomy tego, co się dzieje w kraju i na świecie, w związku z pandemią koronawirusa, jak walczą z nowym wirusem poszczególne kraje.
- Ale wiedział, że ja z moją rodziną będziemy musieli odbyć 14 dniową kwarantannę - zaznacza Zosia. Razem z mężem i dwójką dzieci przebywali na dwutygodniowej kwarantannie do soboty, 25 kwietnia. A powodem był powrót męża z zagranicy. Kiedy zmieniły się zasady i w życie weszło rozporządzenie, że po powrocie jednego z członków rodziny do kraju, w izolacji będzie musiała przebywać cała rodzina, Zosia pomyślała sobie „oby w tym czasie nie wydarzyło się to najgorsze”, chociaż zdawała sobie sprawę, w jak ciężkim stanie jest tata.
- Wiedziałam, że będzie nas to czekać, ale nie spodziewałam się, że stanie się coś tak bardzo złego - mówi mieszkanka Gostynia. Pomyślała, że może są jakieś odstępstwa od przepisów, w wyjątkowych okolicznościach. Bardzo chciała pożegnać tatę wspólnie z rodziną, przy jego grobie.
- Skontaktowałam się z odpowiednimi służbami, niestety nie było żadnych narzędzi prawnych, byśmy mogli zostać zwolnieni z kwarantanny na czas pogrzebu - mówi.
Wszyscy w domu: mąż, dzieci i ona sama czuli się dobrze. I nadal tak jest - pod koniec kwarantanny są zdrowi. Nie mają żadnych objaw grypopodobnych, które wskazywałyby na zakażenie.
- Od nikogo z nas nie pobierano wymazów. Będąc na kwarantannie przestrzegaliśmy zasad higieny zgodnie z przepisami i nie dopuszczałam do siebie myśli, że możemy być zarażeni koronawirusem. Ale chyba na pierwszym miejscu stawiałam sytuację związaną z tatą. Sam wirus przeszedł na drugi plan - wspomina Zosia.
Tym bardziej miała żal o to, że nie pomyślano o takich osobistych sytuacjach podczas odbywania kwarantanny. To był trudny czas dla niej i dla jej rodziny. - Nie mogłam i nadal nie mogę zrozumieć dlaczego ustawodawca nie wziął pod uwagę tego typu okoliczności. Mogłam być przecież odpowiednio zabezpieczona - maseczka, rękawiczki i być z dala od innych osób - wyznaje mieszkanka Gostynia.
Tatę widziała ostatni raz w Wielką Sobotę. Wspomina to z bólem. Pojechała do rodziców rano ponieważ wiedziała, że wieczorem nie będzie już to możliwe. Wtedy mąż wracał z zagranicy. Biorąc pod uwagę zasady kwarantanny, żegnając się powiedziała do ojca: "Do zobaczenia za dwa tygodnie. Przyjedziemy wszyscy do ciebie".
- Tato powiedział: „Noo, trzymajcie się tam”. Nie sądziłam, że to będą ostatnie jego słowa do mnie, a moje do niego!
Pogrzeb odbył się w poniedziałek, 20 kwietnia. To był pierwszy dzień po tym, jak rząd poluzował obostrzenia. Głośno mówiono o tym, że w ceremonii pogrzebowej mogło już wziąć udział nie 5, a około 50 osób. Zostały otwarte cmentarze.
- Jaka była moja reakcja? Szczerze? Ucieszyłam się. Pomyślałam, że tatę pożegna więcej osób niż mogło wcześniej. Wiedziałam, że bardzo dużo osób tego chciało, wynikało to z zapytań o pogrzeb - mówi Zosia.
W dniu pogrzebu czuła się bardzo źle. Cały czas dusiła w sobie żal i pretensje, ponieważ była przy tacie w chorobie, a nie mogła być w ostatnich chwilach i go pożegnać. Czekała na jakąkolwiek wiadomość po ceremonii.
- Wcześniej umówiłam się z siostrą prosząc, żeby zrobiła mi zdjęcia gdy wszyscy już się rozejdą i będzie miała więcej swobody. Wreszcie dostałam wiadomość. Zdjęcia kwiatów, mnóstwa kwiatów i wieńców złożonych na grobie. Poczułam ogromny smutek, przyszedł płacz, którego nie mogłam powstrzymać - wspomina. Kwarantanna rodziny Zosi zakończyła się w sobotę 25 wkietnia, o godz. 24.00.
Jej życie już nie będzie takie samo. W niedzielę z samego rana z mężem i dziećmi pojechała na cmentarz, na grób taty. - To było na pewno dla nas ogromne przeżycie. Zapaliliśmy znicz - mówi. Bardzo tęskni za tatą. - Myśl, że już nigdy go nie zobaczę łamie mi serce! - dodaje młoda kobieta. Dziś wspomina, jak ojciec pomagał im w urządzeniu rodzinnego gniazdka.
- Słyszę jego żarty przy pracy. Był bardzo wesołym człowiekiem. Dowcipy miał przednie, ale zdarzało się też że zapomniał jak nazywa się wnuczka, zanosząc jej strój na wf do szkoły, kiedy go zapomniała. Jest wiele wspomnień. Na zawsze zostanie w moich myślach i moim sercu - podsumowuje Zosia*.
*imię bohaterki artykułu zostało zmienione