reklama
reklama

10 lat temu zagrzebała się w kulturze w Borku. Myślała, że w ciągu pół roku można zawojować świat

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura - Dużo jest we mnie takiej artystycznej wrażliwości myślę sobie. I to jest i dobre, i złe w tej pracy - ponieważ czuje się mocniej, bardziej pewne rzeczy i widzi się chyba więcej - mówi o sobie Justyna Chojnacka, dyrektorka ośrodka kultury w Borku Wlkp. Organizuje życie kulturalne mieszkańcom w tej gminie od 10 lat. Ma w kieszeni trzeci kontrakt od burmistrza, więc kilka lat jeszcze na scenie kultury Borku posiedzi.
reklama

Dyrektorka MGOK w Borku bywa przekorna

Lubi wyzwania, gotowa na hasła „spróbujmy”, sprawdźmy”, „zapytajmy”. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Plaża w mieście, w którym nie ma jeziora? A dlaczego nie. Dwa telefony i gotowe. Ma 38 lat. Studiowała administrację, jest menadżerem kultury, trenerem, instruktorem sportu, animatorem kultury i edukatorem zdrowia. Drobna, gibka kobieta, wysportowana, często lubi błyszczeć, a przede wszystkim kocha taniec i sport. Ulubiony kolor - różowy.

To dowód, że przekorna z niej kobieta - róż - niezbyt lubiany kolor mamy,  kojarzony z infantylną osobą, „inteligentną” blondynką, Lalką Barbie.

- Potrafię się z tego śmiać, a mnie się ten kolor stylowo podoba, chociażby pasuje do mojego koloru włosów  - tłumaczy.

Przyjazne dusze, jak to w boreckim MGOK

Wiedzą o tym wszyscy znajomi, którymi się otacza. Pierwszy oficjalny prezent, jaki dostała z okazji jubileuszu - to statuetka, u której nietrudno zauważyć pomalowane paznokcie.

- Przygotowałam dla ciebie tę statuetkę - mikrofon w dłoni z różowymi paznokciami. Z zastrzeżeniem, że gdyby kiedykolwiek ten mikrofon był natchnieniem do śpiewania, to koniecznie musi to być duet ze mną, ewentualnie kwartet z zespołem Trio - powiedziała Lidia Wytykowska podczas koncertu noworocznego, wręczając dyrektorce MGOK w Borku prezent z okazji jubileuszu 10-lecia pracy na stanowisku w MGOK Borek.

- Lubię gdy przebywamy razem i niech ten nasz artystyczny eden pokrewnych dusz jeszcze trwa i trwa - dodała instruktorka, prowadząca w boreckim ośrodku kultury muzyczne zajęcia.

- Z przyjaźnią i dusz naszych artystycznych współgraniem, tych 10 wspólnych lat nie było trudnym wyzwaniem - odpowiedziała Justyna Chojnacka swojej pokrewnej duszy. 

Biega i tańczy z mikrofonem

I taką Chojnacką możemy zapamiętać ze wszelkich imprez w gminie Borek - na scenie lub sunącą płynnym krokiem po sali widowiskowej, z mikrofonem w dłoni. I nawet, jeśli jest niewidoczna wśród wielu gości, jacy przybywają na każde organizowane przez GOK Team wydarzenie, to usłyszymy ją na pewno. Często, prowadząc imprezy, mówi wierszem, a opowieści, okraszone dowcipną nutą tworzy sama. Później przekazuje je uczestnikom z uśmiechem.

Podczas rozmowy z dziennikarką przyznaje, że nie jest gotowa na podsumowania, chociaż całe 10-lecie w ośrodku kultury w Borku ma dla niej symboliczne znaczenie.

- Jesteśmy w trakcie obchodów 630-lecia nadania praw miejskich dla Borku Wlkp. A to ponad 80 różnych wydarzeń biesiadnych, kulturalnych, rekreacyjnych, promocyjnych, które koordynuje ośrodek kultury - mówi. - Nie tylko te wydarzenia roku kalendarzowego, ale też to moje 10 lat w Borku było jednym wielkim wyzwaniem. Im więcej o tym myślę, z tym większą radością, dumą satysfakcją mnie ten fakt napawa. Jest to 10 lat mojego życia. Myślę sobie, że w zupełnie innym miejscu jestem od momentu wygrania konkursu 1 kwietnia 2012 roku, do dziś, kiedy już mam podpisany trzeci kontrakt - dodaje Justyna Chojnacka.

Niektóre zmiany czekają w głowie dyrektorki MGOK Borek Wlkp.

Rzeczywiście - co potwierdza nasza rozmówczyni - mnóstwo rzeczy się zmieniło, jeśli chodzi o borecką kulturę, a także sposób zarządzania i organizowania życia artystyczno-kulturalnego miasta.

- Niektóre zmiany widać gołym okiem, niektóre czekają na realizację w mojej głowie. Oprócz infrastruktury techniczno-logistycznej, mam na myśli wszystkie imprezy które zorganizowaliśmy - mówi dyrektorka ośrodka kultury.

Właśnie - czym jest kultura dla szefowej ośrodka kultury, koordynującej życie artystyczno-kulturalne w niewielkiej gminie, jaką jest Borek?

- To dla mnie od zawsze były emocje. Ale też kontakt z drugim człowiekiem. Kultura to właśnie byli ludzie i wszystko to, z czym oni do nas przychodzą, wszystko to, co w sposób symboliczny, nienamacalny, wzniosły możemy tym osobom dać. Kultura to również to, co może zaprocentować w ich przyszłości, co może wzruszyć poruszyć, czego nie mogą doświadczyć, czego nie można kupić - mówi Justyna Chojnacka.

Co Justyna Chojnacka wyniosła z domu rodzinnego?

Wspomina, że zawsze, od czasów dzieciństwa, była blisko spraw artystycznych, społecznych, bardzo aktywna, gdyż tego nauczyła się w rodzinnym domu. Miała wzór do naśladowania - tacy byli jej rodzice, o których mówi bardzo ciepło i serdecznie.

- Zawsze zaangażowani, oddani czujni ufni, ale też uwrażliwiający. Ja taką rolę też chyba przejęłam. Mój tata dodatkowo jeszcze silny fizycznie, przebojowy, z mnóstwem znajomości, bardzo mądry - mówi o ojcu, który oddalony o ponad 100 km od Borku czyta w internecie lokalne wiadomości z powiatu gostyńskiego.

Czasam żartem komentuje, że niedługo, „kiedy tam lodówkę otworzą, wyskoczy Chojnacka”. Ale jest dumny z córki. Za najwspanialszego pedagoga Justyna Chojnacka uważa swoją mamę.

- Czuła organizatorka życia rodzinnego, domowego scalająca to życie, bardzo wrażliwa przewspaniała kobieta. Chciałabym być uzewnętrznieniem tych wszystkich ich cech i potwierdzeniem tego, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Bez wiary moich rodziców, w moje możliwości niczego by nie było - wyznaje dyrektorka boreckiego ośrodka kultury. 

 

Wrażliwa artystyczna dusza ma lepiej w realnym świecie?

Przyznaje, że jako wrażliwa dusza mocniej czuje stres, niepewność i żal, gdy ktoś robi jej przykrość.

- Albo niesprawiedliwie mnie ocenia, albo w ogóle mnie ocenia. Wtedy boli mnie bardziej. Ale to uwrażliwienie sprawia, że mocniej czuje się satysfakcję, radość, euforię. Mocniej odbiera się też wszystkie te emocje, które płyną ze sceny, satysfakcję z możliwości organizacji rzeczy, wydarzeń, które się wymyśliło - mówi dyrektorka MGOK w Borku.

Podkreśla, że dzięki temu coraz bardziej docenia osoby, które ma wokół siebie, i które działają na rzecz kultury.

- I tak, jak ja upatrują w niej przeogromną wartość. Bo wtedy mamy moc i siłę. Od zawsze miałam szczęście do wspaniałych ludzi wokół. Mam na myśli pedagogów czy instruktorów, czy charyzmatyczne osobowości, gdzieś blisko kultury i pewnych działań społecznych, które mnie dostrzegły i postanowiły dać mi szanse albo uwierzyły we mnie wcześniej niż ja to zrobiłam - przyznaje Justyna Chojnacka. 

Jak w Borku Wlkp. tworzy się zgrany MGOK Team?

W kadrze boreckiego ośrodka kultury znajdują się osoby, które kochają to, co robią, to ich „nakręca”, a poza tym są profesjonalistami w swoich minibranżach.

- Są świetni w swoim fachu - czy to jest działalność logistyczna, organizacyjne, akustyczna, artystyczna, twórcza. Mają też kontakt z drugim człowiekiem, a tego też wszyscy razem się uczyliśmy i my też wzajemnie siebie się uczymy. Po każdej imprezie rozmawiamy o tym, co się wydarzyło, co możemy zrobić, żeby nam się pracowało lepiej, oraz by grupa odbiorców się powiększała. Jak i co zrobić, jak zaciekawić - zachwala Justyna Chojnacka .

Zgranej ekipie MGOK Team udało się wypromować markę. MGOK w Borku wypracowano, jako instytucję, która działa niesztampowo, która nie boi się wyzwań: instalacje rowerowe na elewacji ośrodka kultury, park miniatur w parku z fontanną, plaża lub paśnik kulturalny w środku miasta czy warsztaty rzeźbiarzy. Nie boją  się festiwali, imprez, kongresu kobiet.

- To jest zawsze okazja do tego, by promować miasto, ale też dawać upust naszej artystycznej wyobraźni i kreatywności. Udało nam się stworzyć imprezy cykliczne, czyli projekty wakacyjne: Kreatywne Lato, Wakacje pod fontanną z żartów, Przegląd Zespołów Ludowych Wielkopolski - wyjaśnia dyrektorka MGOK.

Lubi słuchać rad innych, czy pani dyrektor to Zosia Samosia?

\ustyna Chojnacka przyznaje, że w tej kwestii jej podejście przez lata się zmieniło. Stała się bardziej otwarta na merytoryczne propozycje, na dobre rady. Jeszcze kilka lat temu wydawało jej się, że to co powie „pani dyrektor” jest jedyne, słuszne, ma rację i tak ma być.

- A teraz przedstawianie swoich koncepcji zaczynam od słów: „chciałabym, żeby było tak i tak, ale co wy na ten temat myślicie, jak można to zrobić inaczej?” Pytam, dlaczego tak, a nie inaczej”. I jeśli tłem jest merytoryczna rozmowa, a nie dyrektywne narzucanie, to wychodzi wszystkim na dobre - i mnie, i pozostałym. Tak samo jest i w domu, i w pracy - przyznaje.

10 lat pracy wpłynęło na zmianę jej podejścia i przewartościowanie różnych rzeczy.  

W MGOK w Borku był jeden magnetofon. „Tego się nie da zrobić”?

- Na początku byłam w boreckim ośrodku kultury sama. Tu brakowało nie tylko sprzętu. Nie było też chęci, pasji, wsparcia, zaangażowania. Tu był jeden magnetofon - na kasety. A kiedy zwróciłam uwagę, to dostawałam odpowiedź „Tu zawsze tak było” lub „tego się nie da zrobić”. Na początku wydawało mi się: „ja im jeszcze pokażę - pół roku i świat będzie zwojowany”. A potrzebowałam na to 10 lat i oddanych sprawie pracowników - przyznała Justyna Chojnacka.

Musiała odłożyć na pewien czas swój plan, jaki miała na ożywienie życia kulturalnego w boreckiej gminie. Jedno z pierwszych zadań, za jakie się zabrała - porządki w dokumentacji.

- Pierwsze dwa lata to była walka, zagrzebywanie się w dokumentach i szukanie możliwości. Infrastruktura na „moje zamiatanie” nie była gotowa tak samo, jak mieszkańcy. Zdałam sobie sprawę, ze moi współpracownicy też nie znają mnie na tyle, żeby obdarzyć zaufaniem, by rozumieć się bez słów - jak jest teraz. Pracowałam nad tym, ale też walczyłam o zaufanie mieszkańców - żeby przyszli, żeby usiedli na widowni i jako publiczność chcieli chociaż coś zobaczyć - wspomina.

Dyrektorka Justyna podkreśla, że pandemia, która wiele rzeczy rozbiła, MGOK Team scaliła jeszcze bardziej. Ten zespół jest teraz silniejszy.

- Wiemy, że był to czas trudny, musieliśmy się wspiąć na wyżyny organizacyjne, a także wyrażania swoich emocji. A wprowadzane i zmieniane obostrzenia tylko potęgowały poczucie niepewności - co będzie z instytucjami kultury i z tym, co oferują. Okazało się, że musimy być jeszcze bliżej siebie i bardziej siebie słuchać - podkreśla dyrektorka. 

Dlaczego Justyna Chojnacka kocha sport?

Przyznaje, że to ma w genach, po swoim tacie, który był trenerem piłki nożnej. Sama jest instruktorem tańca.

- Cały czas ten sport się przewijał w moim domu, wzrastałam w tym, nie myśląc, że mogłabym tego uczyć. A tak sprytnie chyba z tego wybrnęłam - to jest moja pasja, a jednocześnie mój sposób zarabiania na życie - mówi.

Bardzo dużo biega. Dwa lata temu wzięła udział w charytatywnej akcji sportowej. Postanowiła sobie, że przebiegnie 10 kilometrów przez cały miesiąc, w sumie wyszło ich 300. 

Aktualnie w Wągrowcu przygotowuje się do wyścigu rowerowego MTB, który odbędzie się 23 kwietnia oraz do CrossDuathlonu, gdzie jedzie się rowerem i biega. I już myśli o kolejnym wyzwaniu - skoku ze spadochronem.

- To jest też związane z emocjami, w ten sposób szukam też nowych inspiracji, pomysły wpadają do głowy, kiedy jestem w ruchu. Uczestniczki zajęć tanecznych, które prowadzę wiedzą, że kiedy przebiegnę w niedzielę 10 kilometrów, to w poniedziałek będziemy trenowały dwie nowe choreografie - mówi. 

Jak wyznaje menadżer kultury - jest jej trudno zrozumieć osoby, które mając możliwość w tak małej miejscowości, bez wyjeżdżania, nie skorzystają z oferty ośrodka kultury. Nie akceptuje tłumaczenia: „przyjdę, jak będę na emeryturze”, „teraz pracuję, nie mam czasu” czy „skorzystam później, teraz mam wnuki”.

- Jeśli ktoś od dziecka czy we wczesnej dorosłości i później nie korzystał z dóbr kultury, sportu czy czegokolwiek innego to taka osoba nagle, na emeryturze nie przebudzi się i nie zacznie kultury zauważać. To musi stać się wcześniej, dlatego oferta boreckiego ośrodka kultury przeznaczona jest do grup osób różnorodnych wiekowo - od najmłodszych do najstarszych mieszkańców gminy - mówi szefowa zespołu, który wyspecjalizował się również w innym sposobie zdobywania sympatyków i prezentowanie - oryginalne aranżacje przestrzeni miejskiej.

Rodzina? To lek na całe zło

Z rodziną spędza czas równie aktywnie, jak „na służbie” i taki ciepły klimat jest to dla niej "lekiem na całe zło". 

- I mniej ważne jest, ile czasu wspólnie spędzamy, choć wcale nie jest go mało! A  ważniejsze - co wtedy wspólnie robimy i czy rzeczywiście jesteśmy razem! A gdy jestem z najbliższymi to na 100% - bez telefonów, maili.

Inspiruje ją syn Krystian.

- A czas z narzeczonym wspólny prowokuje kolejne pomysły artystyczno-sportowe, marzenia i plany! - mówi otwarcie.

Lubi ten czas "domowy".

 - Cenię go i doceniam! Dużo jest kompromisów, ale i akceptacji specyfiki pracy. Choć na pierwszym miejscu jest miłość do najbliższych mi osób, a nie kolejne kulturalne wydarzenie - zaznacza Justyna Chojnacka.

Bywa, że czas domowy i zawodowy dyrektorki MGOK w Borku się przenikają. 

- Towarzyszymy sobie w pracy! Chodzimy do kina na różne zajęcia artystyczne, uwielbiamy wspólne spacery po polach i lasach. Mamy dwa koty Dużo fotografujemy, piszemy, tańczymy! Jeździmy na wycieczki które mój syn uwielbia! No i.. moja doba jest z gumy - cieszy się.

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama