Nieznacznie zmniejszyła się wysokość długów, jakie część gospodarzy ma wobec Gminne Spółki Wodnej w Krobi. W stosunku do zeszłego roku zaległości są mniejsze o około 1500 złotych, a sama ściągalność składek wzrosła do 82% (o jeden procent więcej niż w 2017 roku). Pozytywnym sygnałem jest też uszczuplenie się grupy rolników, którzy są dłużnikami spółki.
– Świadomość rolników rośnie – mówi Krystyna Szumna, skarbnik spółki. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o dobre wiadomości.
Bo nadal nierozwiązanym problemem pozostaje kwestia „twardogłowych” dłużników.
– Co z tymi, którzy nie płacą powyżej dwóch, trzech lat? Jak się okazuje, to ja mam czterech takich delikwentów. Dzwoniłem do nich, ale ich to po prostu nie rusza – twardo postawił sprawę Roman Olejniczak ze Starej Krobi, podczas ostatniego zebrania GSW w Pudliszkach.
Na zeszłorocznym spotkaniu padła propozycja, aby „postraszyć” rolników zalegających z płatnościami potrąceniem części dopłat bezpośrednich (nawet do 20%). Miałoby się to stać poprzez zgłoszenie takiej osoby do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. To właśnie ta instytucja ma najwięcej instrumentów do tego, aby dłużnika, który nie płaci składki do spółki i w ten sposób nie dba o swój rów, ukarać. Ponieważ „straszenie” tak średnio spełniło swoją funkcję, a na zatwardziałych gospodarzach nie zrobiło zbytniego wrażenia, w tym roku debatowano nad kolejnymi krokami. I postanowiono skorzystać ze starego i sprawdzonego sposobu - usług firmy windykacyjnej. Już w przeszłości Gminna Spółka Wodna w Krobi sprzedawała długi.
– Ta ściągalność była naprawdę fajna. Po jednym piśmie z pieczątką nie potrzeba było nic więcej robić. Nie spółka wodna wysłała upomnienie, które ja w przeszłości musiałam po kilka razy wysyłać do dłużnika, tylko poszło upomnienie od firmy windykacyjnej – tłumaczyła K. Szumna.
Choć decyzję podjęto jednak nie było pełnej zgody wśród członków spółki, ażeby pójść tak drastyczną drogą. Niektórzy sugerowali, żeby nadal „trzymać się” rozwiązań z dopłatami, inni, że może to doprowadzić do sytuacji, w której „Agencja weźmie takiemu delikwentowi tysiąc złotych dopłaty i dopiero będzie jazda”.
– Dla mnie najdziwniejsze jest to, że my, tutaj na samym dole od kilku lat to wałkujemy, a do góry nikt nie podjął żadnej istotnej decyzji, żeby sprawę uregulować – podjął z kolei temat nowego prawa wodnego Leszek Włodarczyk z Pudliszek.
Bo, jak wyrażono się na spotkaniu wystarczyło, żeby w przepisach dodać, że opłatę za spółkę wodną rolnik płaci razem z podatkiem za grunt do gminy i sprawa byłaby rozwiązana. Ale nikt „tam na górze” nie wyszedł z taką propozycją.
Tegoroczne spotkanie Gminnej Spółki Wodnej miało także historyczny wymiar. Od chwili, gdy organizację powołano do życia, czyli 25 lat temu na jej czele stał Piotr Błaszyk. Teraz, po ćwierćwieczu zrezygnował z funkcji przewodniczącego. Zastąpił go wybrany na zebraniu, jego dotychczasowych zastępca Grzegorz Toporowicz. Do zarządu weszli: Edward Baryga (zastępca) i Ryszard Krajka (sekretarz). Natomiast komisję rewizyjną stanowią: Roman Olejniczak, Eugeniusz Jędryczka, Feliks Andrzejewski.
Ze składek członkowskich w roku 2018 wpłynęło - 89 704,84 zł (82% ściągalności)
Średnia składka z hektara w 2018 roku wynosiła 14,29 zł
Zaległości w 2018 roku - 15 401,43 zł (2017 - 16 859,01 zł)