Krzysztof Kędziora to inicjator wielu akcji charytatywnych, szef sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Poniecu, a także współprowadzący informacyjny profil z gminy Poniec.
Wspomniałeś, że twoja droga zaczęła się od harcerstwa, do którego miłość zaszczepił w tobie nieżyjący już dziadek.
- Pierwsze obdarowywania czymkolwiek zaczęły się wtedy. Piękna idea - Betlejemskie światło pokoju, czyli możesz obdarować kogoś światłem, tak naprawdę zapoczątkowana tutaj, w Poniecu, przez mojego już nieżyjącego dziadka, ówczesnego harcmistrza Leona Adamskiego ze szczepu harcerskiego "Błękitni" w Poniecu. Od małego uczony byłem bycia dobrym człowiekiem. Zawdzięczam to dziadkowi, potem rodzicom. Na początku były obozy harcerskie, później wyjazdy z grupą w kwaterę mistrzowską, czyli budowanie obozu dla całej reszty.
Od dawna jesteś szefem sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
- Później było gimnazjum w Poniecu, którego dyrektorem był mój tato. Mama uczyła języka polskiego. W pierwszym roku razem z uczniami wymyślili, że chcą zrobić dyskotekę szkolną, na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pieniądze z tego były małe, ale to była pierwsza taka akcja. Też w niej uczestniczyłem. Od tamtego czasu jestem związany z WOŚP. Przez te wszystkie lata zawsze uczestniczyłem w finale. Od zawsze przy nagłośnieniu, prowadzeniu, zbieraniu darów, tak naprawdę przy wszystkim. Nie ma na to jakieś książki, po prostu tak pokazało życie, tak mnie nauczono.
W pierwszym roku funkcjonowania ponieckiego sztabu WOŚP szefem została twoje koleżanka, później ty stanąłeś na czele sztabu.
- Będąc w sztabie i tak robiłem mnóstwo rzeczy, ale po roku stałem się szefem i od tego czasu nieprzerwanie jestem liderem grupy, podpisuję się pod wszystkim, czyli odpowiadam za całość. Od początku działamy przy Gminnym Centrum Kultury w Poniecu i oczywiście bardzo serdecznie dziękuję za to, że możemy działać, że ktoś nas wspiera. Mam nadzieję, że nadal tak będzie.
Na przełomie tylu lat działalności charytatywnej wiele rzeczy się zmieniło.
- Były akcje np. Caritasu czy inne, ale jedna wielka akcja w całej Polsce to była Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Każdy na ten dzień czekał. Każdy czekał na to, żeby móc w jakikolwiek sposób się dołożyć. Dla mnie porównanie WOŚP do czegokolwiek innego jest wręcz niemożliwe, bo wiem jak fundacja działa, wiem ilu osobom ona pomogła. Spotykam się z nimi na co dzień na ulicy. Znam te osoby i wiem, że dzięki temu sprzętowi żyją.
Nasuwa się wręcz pewnego rodzaju teza, że pomoc charytatywna w Polsce mocno się rozwinęła, czy to pomaga, czy przeszkadza?
- Jest coraz trudniej. Nie ze względu na to, że orkiestra ma zwolenników czy przeciwników. Akcji charytatywnych w Polsce jest teraz mnóstwo. Nie ma dnia, w którym ktoś nie zakładałby jakiejś zrzutki. Tylko w naszym regionie jest obecnie kilka akcji charytatywnych. Zwracając się do firm czy instytucji z prośbą o pomoc, każdy musi się liczyć z tym, że ileś osób przychodzi i prosi. Oni nie są w stanie pomóc wszystkim.
Czasem brakuje sił?
- Formalności jest coraz więcej. Żeby spełnić wszystkie - dla mnie impreza zaczyna się w październiku. To jest zarejestrowanie wolontariuszy, zarejestrowanie sztabu, zbieranie darów, co też nie jest rzeczą prostą. Na to są konkretne procedury, regulaminy i tym podobne, które trzeba spełnić. Miejsce, w którym odbywa się impreza musimy przygotować, posprzątać. Oczywiście w trakcie też musimy o wszystko zadbać. Następną rzeczą jest zorganizowanie planu wydarzenia. Patrząc na prześciganie się różnych miejscowości i grup społecznych, kto zrobi lepiej, trudno nie zadać pytania, czy jest sens to robić w takiej formie? Dlatego forma naszego finału w tym roku się zmieniła. Czy chcę dalej szefować? Nie odpowiem na to pytanie dzisiaj. Najważniejsze, czy będzie z kim pracować. W tym roku to, że był WOŚP zawdzięczam tak naprawdę czterem osobom. Koleżanka i kolega ze sztabu, którzy powiedzieli, zróbmy to, działajmy dalej, wiedzą, że trudno jest to przerwać, powiedzieć, że nam się nie chce.
Trudno o nowe, młodsze pokolenie, które zacznie "przejmować pałeczkę"?
- Myślę, że przyzwyczailiśmy się już, że jest styczeń i jest WOŚP. Co będzie w przyszłym roku? Nie wiem. Każdy z nas jest starszy, zakłada rodziny, myśli o przyszłości i kolejne osoby się wykruszają. Coraz trudniej o młode społeczeństwo, które chce pracować charytatywnie. Część osób rozumie charytatywność, ale koszty dojazdu artystów trzeba pokryć, na wszystko znaleźć sponsorów. Charytatywność to jest coś, co chcę robić. Nie namawiam nikogo na siłę. Jeżeli ktoś będzie chciał, może się zgłosić do sztabu. W zeszłym roku zgłosiła się jedna dziewczyna, która w tym roku też była przy rozliczeniu, ale ta osoba ma obecnie 30 lat. Nie mówię, że to są stare osoby, ale brakuje młodych, którzy naprawdę chcą coś zrobić. Nie wiem, czy się boją, czy nie chcą.
Tegoroczna forma finału WOŚP w Poniecu była lekkim powrotem do czasów pandemii.
- Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie wynik zbiórki. Pojechaliśmy do ludzi orkiestrobusami, od wioski do wioski. Przekazywaliśmy ciasto wyprodukowane przez koła gospodyń wiejskich. Ta forma się sprawdziła. Każda wioska, każde sołectwo, każda grupa formalna prześciga się w pomysłach na zorganizowanie imprezy. Trudno jest wymyślić coś nowego, fajnego, coś co zaskoczy. Pamiętam jedno szkolenie odnośnie pokazywania się w społeczeństwie. Była jedna bardzo bardzo fajna prezentacja. Dlaczego krowa Milka jest fioletowa? Bo każdy ją zapamięta. Jeżeli spotkasz gdzieś fioletową krowę, kojarzyć ci się będzie z Milką. Jak inaczej niż każdy inny ma się kojarzyć festyn WOŚP? Dla mnie robienie tego samego co wszyscy nie ma najmniejszego sensu, bo to się nie wyróżnia, nie przyciąga. Co będzie dalej? Zobaczymy. W tym roku zebraliśmy około 10 tysięcy więcej niż zakładałem.
Czy w mniejszych społecznościach - takich jak gmina Poniec - dało się odczuć niechęć społeczeństwa do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
- Jesteśmy na tyle małą społecznością, że tylko raz spotkałem się z negowaniem WOŚP-u. Wychodzę z założenia, że jeżeli nie chcesz pomóc, to nie przeszkadzaj, pozwól działać. Jedyna rzecz, która nas spotkała, to reakcja pewnego pana na nasz widok w koszulkach WOŚP Zaczął się śmiać. Odpowiedzieliśmy, że tak i poszliśmy każdy w swoją stronę
Akcji charytatywnych jest wiele, czy ludzie mają dość pomagania?
- Trochę można powiedzieć, że tak, ponieważ jest tego bardzo dużo. Nie ma miesiąca, nie ma tygodnia, nie ma chwili, żeby w mediach społecznościowych nie pokazywała się jakaś akcja charytatywna. Czy ludzie są tym przesyceni? Przede wszystkim mogą być przesyceni przekazując dar na licytację jeżeli co chwilę przychodzi do nich ktoś w potrzebie. Poza tym akcja charytatywna musi się czymś wyróżniać.
Jesteś też proszony o pomoc w sąsiednich powiatach.
- Dlaczego ja? Nie wiem. Myślę, że ludzie widzą, że coś robię dobrego, nie odmawiam ludziom, nie spławiam, Nie potrafię powiedzieć nie. To jest czasem mój duży problem, ale jeśli chcę pomóc komuś, to po prostu to robię.
Każda osoba, która działa publicznie musi liczyć się z hejtem.
- Jednym się podoba to, co robisz, innym się nie podoba. Robiąc coś charytatywnie spotykamy się często z pytaniem: Co ty z tego masz? To jest pytanie, które potrafi naprawdę zdenerwować, bo ludzie myślą, że wszystko w życiu robi się dla pieniędzy. Charytatywność - przynajmniej dla mnie - to jest coś, za co nie potrafiłbym wziąć złotówki. Nie jest tak, że mam worek pieniędzy. Mam za to kredyt, dobre serducho i twardy tyłek. Dobro wraca i niejednokrotnie tego już doświadczyłem. Jeżeli wiem, że potrzebuję coś zorganizować, to mam ludzi, do których mogę się zwrócić i wiem, że mi pomogą. Spotykam się z hejtem. Jak sobie z tym radzę? Za dużo już przeżyłem żeby się tym przejmować. Rada dla innych jest taka, że jeżeli coś robisz, to rób to od początku do końca prawdziwie. Jeżeli robisz coś charytatywnie to musisz liczyć się z tym, że jedni będą klaskać, inni będą pytać, co ty z tego masz, a potrafią być nawet pytania, ile na tym zarobiłeś. To są najgorsze pytania. Nienawidzę ich, ale twierdzę, że taki człowiek jest po prostu głupi i nie życzę mu nigdy, żeby potrzebował pomocy od kogoś innego. Za jedno "dziękuję" można zbudować wiele, ale też za jedno złe słowo można zostać zapamiętanym źle, także ludzie sami sobie szkodzą.
Znaczna większość, jak nie każda impreza to wspólna praca mniejszej lub większej grupy ludzi.
- Tegoroczny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy pokazał bardzo mocno, na kogo można liczyć. Warto mieć wokół siebie osoby, które w chwili zawahania po prostu pomogą. Na kogo mogę liczyć? Na bardzo wielu ludzi, ale to jest budowane latami. Jeżeli nie odmawia się komuś, ludzie potrafią się odwdzięczyć w przeróżny sposób. Wiem, że jak ta rozmowa się ukaże, to też znowu będzie, bo ten się lansuje, bo znowu on, bo znowu gdzieś się pcha i tak dalej, ale to zapraszam, pomóżcie. Jest naprawdę mnóstwo akcji, w których możemy coś zrobić fajnie razem. Zapraszam każdego. Na pewno nie przestanę działać, bo nie umiem. W zeszłym tygodniu ponownie zostałem poproszony o pomoc w organizacji imprezy charytatywnej "Sport bez barier", czyli wydarzenie dla dzieciaczków, które mają problemy z poruszaniem się. Impreza będzie odbywać się w czerwcu w Gostyniu. Od razu się zgodziłem, musiałem tylko sprawdzić termin.
Krótko mówiąc, jak ktoś chce działać, może to robić.
- Ktoś, kto chce działać w swojej lokalnej społeczności, znajdzie grupę, której może pomóc. Nie bójmy się pomagać, bo dobro wraca, a pomaganie jest dziecinnie proste. To są hasła, które towarzyszą mi z WOŚP. Tym się kieruję.
Komentarze (0)