reklama
reklama

Nie ma rozwiązania w sprawie fermy bydła w Dąbrówce. Czy poseł i aktywiści Klimatu dla rolnictwa pomogą mieszkańcom?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Grzegorz Rusiecki, poseł KO, a także grupa ekologicznych aktywistów spotkali się wczoraj (26 września 2022r.) z mieszkańcami Dąbrówki i Grodnicy. Tematem rozmowy była ferma, na której hodowane ma być bydło w ilości dochodzącej do kilkunastu tysięcy sztuk.
reklama

Na wstępie...

Ogromne gospodarstwo rolne w Dąbrówce (gm. Borek Wlkp.) błyskawicznie się rozbudowuje, co bardzo niepokoi społeczność sąsiadujących miejscowości. Mniej więcej dwa tygodnie temu temat rozbudowy fermy i jej negatywnego wpływu na środowisko poruszany był na spotkaniu z burmistrzem gminy Markiem Rożkiem. Mieszkańcy Grodnicy i Dąbrówki dali włodarzowi do zrozumienia, że protestują przeciwko budowie i funkcjonowaniu dużej fermy bydła w sąsiedztwie. 

Dotychczas nie byli świadomi jak ogromna ferma bydła rozrasta się w sąsiedztwie ich działek i posesji po sprzedaży terenu potentatowi z powiatu jarocińskiego. Nie zdawali sobie sprawy, jak szybko postępują prace na odkupionym terenie. Nie mieli pojęcia, że za betonowym płotem, pod niedawno postawionymi wiatami, znajduje się już bydło. Według nich dowieziono tam już kilka tysięcy sztuk byków. 

- Najbardziej obawiamy się much, chorób i smrodu. Boimy się chorób, bo oni mogą tu przywieźć wraz ze zwierzętami wszystkie choroby i wirusy świata. Wtedy zablokują nasze hodowle, nasze gospodarstwa. Mogą przywieźć chorobę niebiskiego języka, bo wirus BVD [Wirusowa biegunka bydła (BVD) jest wysoce zakaźną chorobą, prowadzi do bezpłodności i poronień - przyp. red.] też prawdopodobnie przywieźli. Jeśli bydło traci odporność, przestają działać leki, to możemy zawieźć zwierzęta do "bakutilu"  - mówił jeden z gospodarzy z Grodnicy. 

Spotkanie sprzed dwóch tygodni ujawniło, że za betonowym płotem gospodarstwa w Dąbrówce doszło do samowoli budowlanej. Włodarz gminy Marek Rożek potwierdził, że w urzędzie miejskim  nie było mowy o tym, że w Dąbrówce powstanie ferma nastawiona na chów bydła.

- W lipcu firma uzyskała jedynie decyzję o warunkach zabudowy pod budowę 7 wiat, które miały służyć jako miejsce składowania sprzętu rolniczego. W tym przypadku nie była wymagana decyzja środowiskowa. Taki dokument jest wymagany tylko wówczas, kiedy miałoby to dotyczyć hodowli czy chowu zwierząt, a w tym przypadku wniosku o coś takiego nie było - to usłyszeli mieszkańcy od burmistrza Borku.

Włodarz zapewnił, że gmina powiadomiła o sytuacji inspektora nadzoru budowlanego. Dowiedział się od niego, że firma nie ma pozwolenia na budowę i rozbudowuje się nielegalnie. 

- (...) Skierowałem również pismo do WIOŚ w Poznaniu, delegatura w Lesznie. Wnioskuję o podjęcie kontroli w związku ze stwierdzeniem zanieczyszczeń rowów w obrębie wsi Dąbrówka oraz do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Gostyniu o podjęcie kontroli ze względu na trwające prace budowlane na działkach w obrębie Dąbrówki - mówił na pierwszym oficjalnym spotkaniu burmistrz Marek Rożek.

Przekonywał wtedy mieszkańców, że dalsze działania są w rękach tych dwóch instytucji. Zdaniem włodarza nadzór budowlany mógłby wstrzymać inwestycję.

W jaki sposób 20-latek z gminy Gostyń zagłodził bydło? - CZYTAJ TUTAJ

Dąbrówka i Grodnica zaprosiła parlamentarzystów i aktywistów

Po upływie dwóch tygodni społeczność Grodnicy i Dąbrówki nie widzi pozytywnych zmian, mimo że na terenie fermy (także w tej części, która stała się dużym placem budowy), odbyły się kontrole WIOŚ oraz inspektorów nadzoru budowlanego. Przez kilka dni z przydrożnego rowu, do którego zza betonowego płotu spływa gnojowica (albo przecieka przez płot) pachniało chlorem i innymi środkami służącymi do utylizacji, ale to szybko się skończyło. Mieszkańców irytuje fakt, że gospodarstwo rozbudowuje się w najlepsze, także pomimo kontroli inspektora nadzoru budowlanego, który potwierdził, że doszło do samowoli budowlanej - CZYTAJ TUTAJ.

Tym razem społeczność zaprosiła parlamentarzystę i aktywistów „Klimatu dla rolnictwa”. Na spotkaniu dopytywano gości, co mogą zrobić by wstrzymać inwestycję.

- Nie widzę rozwiązania tej sprawy. Uważam, że jesteśmy na przegranej pozycji. Koszty jakie może ponieść ten znany przedsiębiorca, który jest właścicielem gospodarstwa, za nieprzestrzeganie chociażby prawa budowlanego czy przepisów związanych z ochroną środowiska, stanowią niewielki ułamek jego dochodów i majątku.  Może zapłacić kwotę każdej nałożonej kary - mówiła Ewa, mieszkanka Dąbrówki.

Do gospodarstwa "po sąsiedzku" są przyzwyczajeni

Mieszkańcy wsi sąsiadujących z rozbudowującym się w szalonym tempie gospodarstwem dali zaproszonym gościom do zrozumienia, że do dużych gospodarstw, nastawionych na hodowlę trzody chlewnej czy chów bydła, są przyzwyczajeni. Wyjaśniali że w Dąbrówce, gdzie obecnie istnieje rozbudowująca się ferma, zawsze znajdowało się gospodarstwo rolne.

 - Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna, później część gospodarstwa miał Mróz. Zawsze hodowano tu zwierzęta, ale nie na taką skalę. To nie jest tak, że nam się nie podoba, że tu jest zakład produkcyjny, że jest chów trzody czy bydła. Zawsze to tutaj mieliśmy. Tu mieszkamy, jesteśmy rolnikami lub pochodzimy z rodzin rolniczych, inni mieszkańcy mają gospodarstwa. Ale nie o to chodzi. Jeśli tu będzie kilkanaście tysięcy sztuk bydła, to będą też choroby, smród, muchy, gnojowica w rowie i nie tylko - mówili obecni na spotkaniu.

Mieszkańcy gminy Borek rozczarowani?

Z dyskusji wynikało, że mieszkańcy dwóch sołectw: Dąbrówka i Grodnica są trochę rozczarowani przebiegiem podjętych działań w stosunku do fermy bydła, gdzie - co wielokrotnie podkreślano - zostało złamane prawo „i cały czas ono jest łamane”. 

- Przepisy odnośnie ochrony środowiska mówią, że jeśli mamy inwentarza powyżej 200 sztuk dużych, to potrzebny jest raport oddziaływania na środowisko. I nigdy tego tutaj nie było. Zawsze powoływano się na jakąś wiatę, na ściółkę, maszyny rolnicze. Gdzie są te maszyny? Gdzie one stoją? - pytał retorycznie jeden z mieszkańców.

Społeczność zwracała uwagę na szybko postępującą rozbudowę fermy. Z drewnianej altanki, pod którą odbyło się spotkanie, można było gołym okiem zauważyć, jak często na teren dużego gospodarstwa wjeżdżały ciężarówki „gruszki” z betonem, przyjechał też duży samochód z przyczepą do przewożenia zwierząt. Mieszkańcy podkreślali, że tak się dzieje niemal codziennie od godz. 6.00 rano do godzin nocnych.  

- Po ostatniej interwencji były tam pozarywane krawężniki i pobocza. Dziś jednej kostki nie ma. Wszystko zostało uprzątnięte, narożnik jest rozebrany, żeby nie było widać, że coś zostało rozjechane. Za kilka tygodni zniszczą drogi, za pół roku tej prowadzącej do bramy gospodarstwa w ogóle nie będzie. Całe pobocze jest oberwane, potrzaskane - mówili zebrani.

Większość z nich miała nadzieję, że inwestycja związana z rozbudową fermy zostanie zatrzymana, chociaż na czas wyjaśniania sprawy. Sołtys Dąbrówki przypomniał, że z pogłosek wynika, iż docelowo w Dąbrówce przedsiębiorca z Goliny ma hodować 12-15 tysięcy sztuk bydła. 

- Pracownicy lub byli pracownicy inwestora mówili o kilku tysiącach bydła na obszarze, na którym do niedawna  funkcjonowało gospodarstwo. Patrzymy proporcjonalnie do tego, jak ma się zwiększyć obszar fermy, jaki obszar ma obejmować. Obecnie zadaszają i betonują 16 hektarów - opowiadali uczestnicy spotkania pytani, skąd wieści o docelowej ilości bydła.

Martwią się o zwierzeta, ktore mogą być przetrzymywane w nieodpowiednich warunkach

Niektórzy zastanawiali się, czym zwierzęta będą żywione, skoro inwestor nie ma w pobliżu swojego pola. - Nas to też niepokoi - jak te zwierzęta będą dokarmiane, one już cierpią. Wieczorem jest tu jeden ryk. Wody też potrzebują - sygnalizowali obecni na spotkaniu.

Uświadamiał ich w tej kwestii mieszkaniec Mszczyczyna, w którym ferma bydła tego samego właściciela funkcjonuje już od kilku lat, dając do zrozumienia, że pasza czy ściółka dla zwierząt, jak słoma, są wożone ciężarówkami w nocy.

- Nie zdają sobie państwo sprawy, ile wówczas są w stanie dowieźć słomy - powiedział.

Mieszkańcy gm. Borek Wlkp. bezradni?

Zebrani przyznali, że czują się bezradni i nie widzą rozwiązania tej sprawy. Uważają, że są na przegranej pozycji zwłaszcza w kontekście kary, jaką tak dużej firmie można nałożyć za samowolę budowlaną - to 500 zł grzywny. Zwracali również uwagę na to, jak długo może ciągnąć się sprawa o samowolę.

- Kwestie decyzji o warunkach zabudowy, pozwolenia na budowę, legalizacji, wstrzymania budowy - to wszystko jest postępowanie administracyjne, gdzie w grę wchodzą odwołania, sądy. To może trwać latami. Jak ma się czuć rolnik indywidualny w zderzeniu z takim molochem? - zastanawiali się mieszkańcy. 

Jak zareagował poseł Grzegorz Rusiecki?

Parlamentarzysta zdaje sobie sprawę, że w Polsce jest bardzo dużo przypadków samowoli budowlanej.

- Jest rzeczywiście jakiś błąd systemowy, że do momentu kiedy nie ma ostatecznej decyzji, proces budowlany powinien zostać wstrzymany. Tutaj prawdopodobnie za 3 miesiące już będzie „po ptakach”, wszystko będzie stało tak, jak właściciel sobie zaplanował - dywagował.

Zadeklarował, że dla mieszkańców Dąbrówki i Grodnicy zrobi to, na co pozwalają mu kompetencje, co wynika z ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora.

- Tyle mogę państwu obiecać. Rację mają ci z państwa, którzy zauważyli, że dla takiego przedsiębiorcy zapłacenie kary, nawet idącej w setki tysięcy złotych, to nie jest problem - powiedział poseł. 

Ekolodzy dali mu do zrozumienia, że w przypadku fermy w Dąbrówce potrzebny jest wyraźny sygnał, że inwestycja i sytuacja mieszkańców Dąbrówki oraz Grodnicy „są obserwowane”.

- Potrzebny jest sygnał, że ten inwestor jest, może nie pod legislacyjną kontrolą, ale przynajmniej „pod kontrolą”, że ktoś się temu przygląda - powiedział Bernard Monsun, aktywista "Klimatu dla rolnictwa".

Grzegorz Rusiecki ma zamiar wystąpić, między innymi z  pismami do nadzoru budowlanego, ale również do inspektorów ochrony środowiska i urzędników, by dowiedzieć się, jakie postępowania toczyły się w Starostwie Powiatowym w Gostyniu, jakie decyzje, ewentualnie postanowienia zostały wydane przez Urząd Miejski w Borku. 

- I przede wszystkim zorientujemy się, czy jest jakaś możliwość, żeby przynajmniej na etapie prowadzonego postępowania wyjaśniającego wstrzymać proces inwestycyjny, chociaż wiemy z doświadczenia, że najprawdopodobniej to, co się tutaj dzieje będzie trwało nadal - stwierdził parlamentarzysta po spotkaniu.

Co na to aktywiści "Klimatu dla rolnictwa"?

- Nasze spojrzenie, jeśli chodzi o projekt "Klimat dla rolnictwa" jest trochę szersze, ogólne. Patrzymy na sytuacje w Polsce, w których luki prawne pozwalają przepychać inwestycje szkodzące lokalnej społeczności, ale w szerszym wymiarze szkodzą polskiemu rolnictwu, po kawałku je zatruwając. (...) Oprócz spraw legislacyjnych, politycznych trzeba sobie uświadomić, że człowiek i lokalne społeczności mają też swoją sprawczość. To, co robią zrzeszając się pod jednym szyldem, organizując kampanie społeczne to wymaga dużo pracy, ale mamy wiele przykładów, które pokazują, że sprawczość często zawstydza polityków - podsumowali ekolodzy.

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama