Artykuł opublikowany w numerze 17/2015 Życia Gostynia
Z warsztatu powoli wyjeżdża potężna i wspaniała maszyna. Ważący 250 kilogramów czarny chopper, z doskonałymi detalami, „wytatuowaną” na lakierze historią Nissana. Motocykl jest hołdem dla Nissana GT-R, dla historii i sukcesów sportowych, jakie marka odnosiła. Dwulitrowy silnik, 120 koni mechanicznych ma potężny moment obrotowy - 160 niutonów. Koła, z tarczami hamulcowymi, jakich nikt w Polsce jeszcze nie zrobił. Nikt oprócz właściciela i twórcy motocykla Dziekiego z Gostynia. – Jest naprawdę fajny – stwierdza Dziki, choć przyznaje, że woli motocykle chromowane bardziej, niż czarne - lepiej je widać na drodze. Faktycznie, w garażu wśród wielu maszyn stoi krwistoczerwony, chromowany chopper. Kuba budował go dla siebie przez kilka lat. Teraz przyszedł czas na drobne naprawy. Gostyniak upodobał sobie specyficzne customowe maszyny - długie, niskie. - Nie jest ważne, czy się wygodnie jedzie. Ważne, żeby jechać i się cieszyć tym, że jedziesz – mówi Jakub Dziuku Frąckowiak, właściciel JDF Choppers.
Swój motocykl
Przygoda z motocyklami zaczęła się dawno. W 1992 roku Kuba kupił pierwszy motocykl, a zbudował swój własny 2 lata później. Warsztat motocyklowy powstał w 2003 roku. Najlepiej pracuje mu się nocą. Dlaczego buduje? – Bo chcę mieć swój motocykl, nie interesują mnie fabryczne motocykle. Takie są dla, jak to mówię, domokrążców, którzy jeżdżą „w koło komina”. Chociaż jeżdżę też Road Kingiem, bo jest fajny w trasę, warto mieć coś drugiego. Czasami kupię, naprawię, pojeżdżę sezon – zmienię na coś innego – przyznaje Kuba. Jeśli policzyć wszystkie motocykle, miał ich kilkanaście. W warsztacie pracuje właśnie nad trajką. W customowych zakładach na całym świecie powstają maszyny w różnych stylach. Kiedyś były tylko choppery, później pojawiły się dragi przypominające delikatnie dragstery, była moda na streetfightery, czyli przeróbki z japońskich sportowych motocykli. Od paru lat jest moda na tzw. bobbery, czyli motocykle przerabiane generalnie z harleya. - Jest cała masa innych marek, stylów motocykli. Wróciły do łask kafereisery, które modne były w latach 50., 60. w Anglii. Od paru lat w motocyklach króluje freestail – czyli motocykle ograniczone tylko wyobraźnią twórców. Obojętnie, co wymyślisz i ludziom się spodoba, będzie fajne. Na wystawach okazuje się, że niektóre motocykle nie jeżdżą. Są tylko pomnikami na kołach – mówi Jakub.
Harley’a zaczął od koła
Wszystkie jego motocykle są prawdziwe i jeżdżą. – Każda maszyna, którą buduję musi być bardzo ekstremalna i budzić szacunek. Motocykl nie musi być wygodny, kierowca ma być twardy – podkreśla Kuba Frąckowiak. Z wykształcenia gostyniak jest magistrem kartografii. Ukończył też technikum mechaniczne. – Chodząc do tej szkoły nie bardzo chciałem mieć coś wspólnego z mechaniką. Ale później musiałem ją odkurzyć i przydała się, chociażby do wyliczania przełożeń w skrzyniach biegu, do przeliczania kątów główki, obciążeń ram. W międzyczasie kończyłem jeszcze studium architektury i budownictwa, gdzie miałem styczność z obliczeniami wytrzymałościowymi. Może to z innej bajki, ale zasady są te same. To mi się przydało przy obliczaniu wytrzymałości ram na przykład – wspomina. Od czego zaczyna pracę? Czasami od projektu, czasami od wizji, jakiejś fajnej części znalezionej na złomowisku, czy kupionej. – Wiesz, że to do czegoś kiedyś wykorzystasz i czasami tak zaczynasz. Budowę pierwszego harley’a zacząłem od przedniego koła, które kupiłem od znajomego. Jemu nie pasowało do koncepcji, a ja uznałem, że taki drogi element grzech wstawić do motocykla japońskiego. Tak zacząłem ewoluować i dążyć do jedynej słusznej marki - całe życie chciałem mieć harley’a – przyznaje. Kuba lubi jeździć każdym motocyklem, ale ... - Jeżdżę szybko, ostro. Jadąc harley’em mam te same wrażenia przy prędkościach osiąganych przez harleya, jak chłopaki jadąc „japończykiem” przy dużo większej. Podobna adrenalina – mówi. Jakub tworzy i cały czas ma marzenia. - Robisz coś i w międzyczasie już masz inny pomysł – przyznaje. Pasja pochłania mu wiele czasu. - Życie spędzam w warsztacie. Wszystko, co zarobię, ładuję w motocykle i w części. Mam z tego ogromną satysfakcję. Sam jeżdżę motocyklem dużo, chociaż miałem już sezony, kiedy pracowałem intensywnie i wyjechałem raz w roku na drogę – przyznaje Kuba. Tworzy motocykle dla znajomych, te dla niego, powstają latami. Akurat w trajce wszystko znam na pamięć. Oprócz malowania, zajmuje mi to czasami trzy tygodnie, miesiąc – wyjaśnia. Dlaczego ludzie chcą mieć motocykl customowy? – Nie ma reguły. Tacy, którzy chcą mieć swój motocykl, taki, jaki sobie wymarzą, albo ludzie, którzy mają już wszystko i chcą mieć gadżet – mówi Kuba.
O gustach się nie dyskutuje
Każdy budowniczy motocykla ma swoje pomysły, wizje. Jeden jest w czymś lepszy, drugi gorszy. – O gustach generalnie nie ma co dyskutować, bo każdy ma swoją wizję. Mój motocykl też nie musi się nikomu podobać. Mnie się podoba, chociaż to linia sprzed 10 lat. Wtedy była moda na takie. Wolę choppery – duże, cienkie koło z przodu, grube z tyłu. Dłuższe przody, dłuższe kierownice, nisko osadzone siedzenia. Nie lubię czarnych motocykli. Co z tego, że ma grafikę? Czerwony, jaskrawy z daleka widać, że jest fajny motor – opowiada Jakub. Każdy ze swoich sprzętów testuje. – Przy tego typu maszynach jest tak zwany „okres chorób wieku dziecięcego”, który każdy motocykl musi przejść. Jeden szybciej, drugi wolniej. Czasami jeździsz i testujesz „w koło komina” i chodzi. Ale tak naprawdę jedziesz w trasę i wychodzi, że trzeba siodełko zmienić, coś poprzestawiać, jakaś śruba się odkręci – mówi Jakub.
Kubeł zimnej wody
Zaczyna się sezon motocyklowy. – Czasami przed sezonem, po zimie, potrzebny jest ludziom kubeł zimnej wody. Obojętnie, czy jeżdżą dużymi motocyklami, czy małymi, wszystkim się wydaje, że wsiadamy i mamy te same umiejętności, co w zeszłym roku. A tak nie jest. Po zimie trzeba się wjeździć w motocykl, przyzwyczaić z powrotem do pewnych pozycji, zachowań. Wszyscy wkoło muszą też przyzwyczaić się, że jesteśmy na drodze. bezpieczeństwo jest bardzo ważne, ale każdy sobie pisze swój los – przyznaje motocyklista.
Jest polecany
Świat motocyklowy jest wymagający. Żeby zdobyć klientów, markę, być rozpoznawalnym trzeba nie tylko jeździć na wystawy, trzeba robić dobrą robotę. Wtedy będziesz polecany. – Na wystawach poznaje się ludzi, tych, którzy coś znaczą w tej branży – mówi Jakub. Przez ostatnie kilka lat z rzędu Jakub Frąckowiak zdobywał nagrody w prestiżowym konkursie Custom Festival, będący eliminacjami do mistrzostw Europy organizowanym podczas Targów Poznańskich Moto Show. W tym roku jego motocykl zbudowany w hołdzie dla Nissana, zdobył pierwsze I miejsce w tym konkursie w klasie chopper/cruiser. Custom Festival ma rangę Mistrzostw Polski Motocykli Customowych. Kiedy Czytelnicy czytają ten artykuł Jakub jest właśnie na ZLOCIE i wystawie we Francji w Saint-Tropez.
Custom - z ang. w wolnym tłumaczeniu: "robione pod siebie, na zamówienie". Customem określa się najczęściej motocykl tworzony od podstaw wedle własnego pomysłu. Nurt ten wywodzi się z USA i reprezentują go w swoich dziełach takie sławy jak Jesse James czy rodzina Teutulów (Orange Country Choppers). Custom to wstręt do wszystkiego, co zjechało z taśmy produkcyjnej. Można podjąć się karkołomnej próby ustalenia cech charakterystycznych takich motocykli i wyszłoby wtedy, że jest to niska rama, smukły zbiornik paliwa i gruba tylna opona, co najmniej w rozmiarze 300mm, ale prawda jest taka, że rodzajów Customów jest tyle, ilu ich twórców. (źródło: ścigacz.pl)