Od kilku lat w Polsce wzrasta zainteresowanie oficjalnym odejściem z Kościoła katolickiego. Tylko na terenie Archidiecezji Poznańskiej w 2020 r. 370 osób opuściło jego szeregi. Prawdopodobnie nie jest to marginalne zjawisko, na niewielką skalę, jak to określa Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK). To raczej realny problem.
Przyczyn wzrastających aktów apostazji w Polsce często upatruje się w silnym sojuszu „tronu z ołtarzem” czy wychodzeniem na jaw przypadków pedofilii wśród duchownych.
Niewielka skala zjawiska czy poważny problem?
ISKK odnotował w 2010 r. 459 apostazji i w związku z „niewielką skalą zjawiska” zaprzestano prowadzenia dalszych statystyk - CZYTAJ TUTAJ. Jednak na terenie Archidiecezji Poznańskiej w 2020 r. 370 osób opuściło szeregi Kościoła katolickiego, w związku z czym ISKK postanowił wznowić badania nad tym zjawiskiem. Na wyniki szczegółowego raportu ISKK wciąż trzeba czekać, tak jak na dane dotyczące wiary i przynależności Polaków do Kościoła zawarte w Narodowym Spisie Powszechnym, który zakończy się 30 września 2021 r. Zapewne poczekamy również na dane z liczenia katolików zobowiązanych do uczestniczenia w mszy św. i przystępujących do komunii św., które dziś (26 września) odbywa się we wszystkich parafiach w całej Polsce.
Kościół odmawia podania danych
Niemal rok temu (w październiku 2020 r.) powstała strona internetowa, na której chętni apostaci mogą się zarejestrować, aby pokazać postępującą skalę zjawiska. Dotychczas swoją apostazję zarejestrowały 2974 osoby. Trudno jednak uznać ten „rejestr” za reprezentatywny dla oceny skali zjawiska.
Skąd dyskusja? Skąd decyzja w sprawie apostazji?
Dyskusja o oficjalnym odejściu z Kościoła nasiliła się w Polsce po ogłoszeniu kontrowersyjnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia prawa do aborcji, któremu kościelni hierarchowie udzielili publicznego poparcia. Kościół nie zyskuje też sympatii wśród wiernych przez liczne skandale pedofilskie, do których ujawnienia przyczyniły się między innymi filmy dokumentalne braci Siekielskich z 2019 i 2020 r. „Tylko nie mów nikomu” i „Zabawa w chowanego”. Według opublikowanego 26 lipca 2021 r. raportu Państwowej Komisji ds. Pedofilii aż 30 proc. sprawców wykorzystania seksualnego dzieci to osoby duchowne.
- Nie wszystkie wnioski oznaczają wyrzeknięcie się Boga i wiary. Część z nich dotyczy jedynie chęci opuszczenia wspólnoty Kościoła katolickiego - wskazał ks. Krystian Sammler z Wydziału Duszpasterskiego Kurii Metropolitalnej w Poznaniu, który zajmuje się analizowaniem wniosków o apostazję.
W wypowiedzi dla portalu euractiv.pl duchowny potwierdził, że wśród motywacji apostatów wymieniane są wspomniane wcześniej skandale pedofilskie i poparcie wyroku TK w sprawie aborcji. Jego zdaniem jednym z obecnych problemów polskiego Kościoła są „ograniczone okazje do dialogu” z wiernymi. Przyczyn takiej tendencji ks. Sammler upatruje w pandemii i odwołaniu tzw. Kolędy, czyli corocznych wizyt duszpasterskich w domach wiernych, które „są doskonałą okazją nie tylko do udzielenia błogosławieństwa, ale również do poruszania trudnych i ważnych tematów”. Procedura apostazji jest „męcząca i długa” jak określają ją ci, którzy przeszli przez cały proces. Aplikant musi złożyć oświadczenie woli - jeden egzemplarz trzeba złożyć osobiście w swojej parafii (w miejscu stałego zameldowania), a drugi przesłać do kurii. Następnie ksiądz zobowiązany jest do pouczenia o konsekwencjach opuszczenia wspólnoty Kościoła i do podjęcia próby nakłonienia wiernego do zmiany zdania. Po spotkaniu z kapłanem akt chrztu z odnotowaną informacją o apostazji wysyłany jest do kurii, gdzie biskup podejmuje ostateczną decyzje o wykreśleniu apostaty z Księgi Chrztów w jego parafii.
Czuje się wolnym człowiekiem
O tym, że apostazja nie musi oznaczać wyrzeknięcie się Boga i wiary może świadczyć przypadek Artura, mieszkańca powiatu gostyńskiego. W styczniu 2021 r. wystąpił z Kościoła katolickiego. Zapewnia, że zrobił to świadomie.
- Czuję się lepiej, czuję się wolnym człowiekiem - mówi.
Dziś nie ma wyrzutów sumienia.
- W momencie, kiedy parafianin zdecyduje, że zrywa ze wspólnotą Kościoła, muszę to uszanować. Ale boję się, martwię się, co pojedynczy, samotny człowiek zrobi w innym świecie? Czy i jak sobie poradzi? - opisuje swoje emocje ks. Tadeusz Lorek, proboszcz parafii pw. NMP na Zdzieżu.
ARTUR
Apostazja - to rozstanie z instytucją Kościoła. I tak traktuje to Artur, mieszkaniec gminy Borek Wlkp. To jego dane (imię i miejsce pochodzenia) można znaleźć na portalu, gdzie rejestrują się osoby, które odeszły z Kościoła. Zarejestrowanych po apostazji przybywa - na początku sierpnia było 2897 osób, dziś mamy ich 2974.Artur przedstawił nam swoją historię. Jak przyznaje, nad rozstaniem z Kościołem zaczął zastanawiać się 5 lat temu. Wtedy spoglądał na apostazję pod kątem środowiska, w którym mieszka i z którym ma kontakt - w większości to praktykujący katolicy.
- Myślałem też „co powiedzą ludzie”. Pochodzę z niewielkiego miasta, gdzie wszyscy się znają. Jestem chrzestnym. To był też czas przed przystąpieniem do pierwszej komunii mojej siostry. Nie chciałem przeszkadzać najbliższym - wspomina Artur.
Przyznaje, że kiedy zaczął zgłębiać wiedzę na temat apostazji, uświadomił sobie, że jego decyzja nie wpłynie na wiarę chrześniaka czy siostry.
- Uznałem, że będę lepiej się czuł, kiedy będę żył zgodnie z moim sumieniem, kiedy wystąpię z Kościoła - mówi dziś, zaznaczając, że nie kierował się w tym przypadku „modą na apostazję”, ale apostazji dokonał świadomie.
„Osiągając dorosłość powinniśmy mieć wybór”
Swoje kroki ku wystąpieniu z Kościoła skierował po tym, jak coraz głośniej i bardziej otwarcie zaczęto mówić na temat wykorzystywania seksualnego nieletnich i dorosłych w Kościele oraz na temat pedofilii klerykalnej.
- Fakt, jak duża jest skala pedofilii w Kościele miał u mnie bardzo duży wpływ na podjęcie decyzji - mówi Artur.
Przyznaje, że jest zwolennikiem państwa świeckiego, a jego zdaniem w Polsce Kościół powinien funkcjonować jako opodatkowana instytucja.
- Mamy czasy, w których Kościół bardzo mocno wpływa na decyzje polityków, na obóz rządzących. Siedzi w tym głęboko. A kolejna rzecz, która mnie skłoniła do apostazji, to brak pomocy Kościoła, zaangażowania duchownych w walkę z koronawirusem. Były instytucje, które dokładały, pomagały finansowo, a episkopat odwrotnie - żądał, żeby płacić składki, żeby nie zamykać kościołów, bo nie miał było składek. Modlitwa za zakażonych miała wystarczyć. Skąd takie podejście? Czy nie jest tak, że pomaga się bliźniemu, a nie wyciąga od niego. To był główny punkt zwrotny, ostateczny, czara goryczy się przelała - opowiada Artur.
Nie podoba mu się również przedstawianie w religii katolickiej roli kobiety - podległej mężczyźnie. Jego zdaniem religia ogranicza rozwój, świadomość człowieka.
- Byłem wychowany w chrześcijaństwie. Dopóki nie wyjechałem z Polski, nie poznałem innych wyznań, religii, byłem zapatrzony w obrzędy katolickie. 12 lat spędziłem w Hiszpanii, wśród ludzi z innych wyznań. Dziś uważam, że osiągając dorosłość powinniśmy mieć wybór, jakie wyznanie chcemy kultywować, w jakiej religii będziemy żyć - twierdzi chłopak.
Zwraca uwagę, że dziecko jako niemowlę przyjmuje sakrament chrztu świętego z woli rodziców, do I Komunii Świętej przystępuje, „bo rodzice tak chcą”.
- Bierzmowanie jest tym sakramentem, który przyjmujemy najbardziej świadomie, jako nastolatki, ale też jest to narzucone. Ci, którzy nie przystąpią mogą mieć problemy na religii u katechetów. Wolny wybór tak naprawdę jest podczas ślubu - dodaje Artur.
„Nie wyparłem się wiary”
Początkowo, kiedy zaczął myśleć o apostazji, miał do tego radykalne podejście. Zmienił swoje zachowanie o 180 stopni - nie akceptował żadnych znaków krzyża, nie uznawał Wielkanocy i innych świąt.
- Kiedy uświadomiłem sobie, że nie chcę rezygnować z wiary, pogodziłem to sobie. Teraz też rozmawiam z Bogiem, w pokoju czy gdziekolwiek. Kościół, świątynię traktuję, jak zabytek, miejsce gdzie odbywają się obrzędy liturgiczne - przyznaje mieszkaniec Borku Wlkp.
Uważa, że wiele hipokryzji jest w tym, co przekazują duchowni. Jego zdaniem największy „blef Kościoła” związany z apostazją i przekazywany przez duchownych wiernym wiąże się ze stwierdzeniem, że jeśli ktoś zdecyduje się na wystąpienie z Kościoła katolickiego, to jednocześnie „rozwodzi się z Bogiem”.
- Nie zgadzam się z tym. Nie wyrzekłem się wiary. Moim zdaniem ta opinia rozpowszechniana jest dlatego, żeby zatrzymać wiernych w Kościele. Młodsze pokolenie jest bardziej świadome. Jestem apostatą, ale jestem osobą wierzącą. Apostazja, wystąpienie z Kościoła katolickiego moim zdaniem nie musi powodować wyrzeczenia się wiary - zauważa nasz rozmówca, podkreślając, że chciałby umrzeć spokojnie, zgodnie z własnymi przekonaniami, bez wyrzutów sumienia.
Co na to rodzina?
Członkowie rodziny nie popierają jego kroku, ale wybór zaakceptowali.
- Mama przekonywała do tego, żebym jeszcze się zastanowił. Nie było to nachalne, ale słyszałem różne komentarze i pytania: „po co to robisz?” - zdradza Artur.
Proboszcz, który przyjmuje oświadczenie woli o wystąpieniu z Kościoła, jeśli to możliwe, powinien „przeprowadzić pełną troski rozmowę duszpasterską tak, aby rozeznać, jakie są przyczyny decyzji składającego oświadczenie woli”.
- Proboszcz mojej parafii wysłuchał mnie, wytłumaczył, opowiedział kilka historii. Rozmowy odbyły się w przyjacielskiej atmosferze. Trafiłem na dobrego i wyrozumiałego człowieka. Nie chodziłem na spotkania zbuntowany, odnosiłem się do niego z szacunkiem - stwierdza Artur.
Mimo że z Kościołem katolickim rozstał się w styczniu, długo czekał na świadectwo chrztu z adnotacją, że złożył oświadczenie woli w swojej parafii o wystąpieniu z Kościoła.
- Kuria wydaje taki dokument. Zadzwoniłem do Poznania, żeby się upomnieć o to, co mi się należy. Zapytałem, kiedy mogę się spodziewać. Ksiądz który odebrał telefon był bardzo nieuprzejmy, krzyczał: „wy to tylko TVN oglądacie, a tam bzdury opowiadają o nas. Tylko apostazja i apostazja” - wspomina Artur.
KS. TADEUSZ LOREK
Ks. Tadeusz Lorek jest proboszczem na Zdzieżu z ponad 40-letnim stażem. W tym czasie przeprowadził 5 rozmów w kwestii apostazji, po których 4 wiernych wystąpiło z kościoła katolickiego.
- Jeden z wiernych po pierwszej rozmowie do mnie nie wrócił. Osobiście bardzo przeżyłem pierwszą apostazję. Było to w poprzedniej parafii, w Rokietnicy. Dlaczego tak to przeżyłem? Ponieważ 35 lat temu na obrazku prymicyjnym napisałem: „Spraw Panie, by każdy, kto spotka się ze mną, wracał bardziej spragniony Ciebie”. Takie było moje założenie - jako ksiądz mam prowadzić do Najwyższego. Ale wiadomo, że jako duchowny, jako proboszcz jestem też urzędnikiem i wszystkie decyzje, z którymi ludzie przychodzą, mam obowiązek uszanować. Z tych wszystkich apostazji, które miałem - po pierwszej sprawie do dziś czuję niepokój serca. Zareagowałem wtedy bardzo emocjonalnie - przyznaje ks. Tadeusz Lorek.
„Traktuję to jako przegraną”
Opowiada, że z Kościołem chciał się wtedy rozstać młody człowiek, który na pierwszym spotkaniu oświadczył, że poprzedni kapłan, starszy wciąż umawiał się z nim na rozmowę, ale nie chciał mu tego załatwić.
- Był taki zdeterminowany: to jest jego wola, jego wybór. Zbuntowany. Ja wtedy zareagowałem tak, jak on. Obiecałem: załatwię ci to w 3 dni. Szybko otrzymał z kurii świadectwo chrztu z adnotacją. Byłem słowny. Ale traktuję to jako przegraną, gdyż ja osobiście z nim nie rozmawiałem, zrobił to mój poprzednik - wspomina borecki proboszcz.
Zaznacza, że zawsze, kiedy dochodzi do tego typu spotkań, kiedy jest temat apostazji, przekonuje wiernych, że Bogu spodobało się rozmawiać we wspólnocie, a nie pojedynczo. Wyjaśnia, że Kościół jest wspólnotą, gdzie oddani wierze żyją w zażyłości ze Zmartwychwstałym. Ale - jak zaznacza duchowny - ta wiara może być też „płytka” czy „na pokaz”, bez otwarcia się i współpracy (opierać się tylko na uczestnictwie obowiązkowym w życiu Kościoła, na zasadzie ”jak przystępuję do pierwszej komunii, to dostanę rower, jak przyjmuję bierzmowanie otrzymam sportowy samochód”).
- Samotny człowiek, poza wspólnotą jest jak kamyczek rzucony na wodę. Odbije się kilka razy, ale utonie ostatecznie. Na barkę rzucony dopłynie do celu mimo wielu trudów. Ale trzeba uszanować wolę - mówi ks. Tadeusz Lorek.
„Długo rozmawialiśmy i już do mnie nie wrócił”
Opierając się na własnym doświadczeniu, informuje o przypadkach, kiedy przekonani do woli apostazji parafianie przychodzą na rozmowę z „gotowcami” wyjętymi z Internetu.
- Pozostaje pytanie: czy to jest jego przemyślenie i rzeczywiście jego akt woli, czy dał się wodzić za noc. Spotkałem się z taką sytuacją: przyniesiono mi dokument, na którym Kuria Metropolitarna była napisana z błędem, z małych liter. Zwróciłem uwagę, spotkałem się z odreagowaniem: „bo wy chcecie być pisani z wielkiej litery”. Ja wyjaśniłem, że to nie o to chodzi. Kiedy mam podpisać dokument, nie może być z błędem. Długo rozmawialiśmy i dzięki temu nie wrócił do mnie przez 10 lat. Czy do następcy? Nie wiem - wspomina duchowny.
Zdradza, że miał sytuację, że człowiek zdecydował o apostazji, a później uczestniczył w ślubie kościelnym. Był to ślub jednostronny ze względu na to, że narzeczona była praktykującą katoliczką. Ksiądz zastanawia się, czy wierni zdają sobie sprawę, że w momencie, kiedy chrześcijanin występuje z Kościoła, wspólnota wciąż jest za niego odpowiedzialna.
- Podczas każdej mszy świętej modlimy się np. za zmarłych świętej pamięci, a potem za wszystkich, „którzy potrzebują miłosierdzia Bożego, których wiarę Ty znałeś”. Jeśli ktoś aktem woli nie odetnie się od wspólnoty, to za niego ofiarujemy tę modlitwę. Dlatego to przeżywam - szczerze wyznaje ks. Lorek. - W momencie, kiedy człowiek stwierdzi, że zrywa ze wspólnotą, muszę to uszanować. Ale boję się, co pojedynczy, samotny człowiek zrobi w tym świecie - dodaje.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.