W Gostyniu krążą pogłoski, że w sobotni wieczór „jakiś facet na 700-lecia chciał blok wysadzić”, ale mu się nie udało, bo „strażacy na czas zdążyli”. Wyobraźnia ludzka nie zna granic, może ze względu na sprzęt, z jakim widziani byli strażacy.
A tymczasem sytuacja wyglądała inaczej. 20 lutego około godz. 18.00, jeden z lokatorów bloku nr 10 na gostyńskim os. 700-lecia zaniepokoił się swędem spalenizny, jaka wydobywała się z mieszkania 80-letniej kobiety. Kiedy zadzwonił w tej sprawie na policję, zaznaczył, że z mieszkania można wyczuć też woń gazu. Mówił, że kobieta nie chce otworzyć drzwi wejściowych do domu. Wezwano straż pożarną, na wypadek pożaru. - Wiedzieliśmy, że na miejscu jest jednostka policji. Straż udała się z odpowiednim sprzętem do pomocy, aby otworzyć mieszkanie. Istniało realne zagrożenie życia i zdrowia. Kiedy dojechaliśmy, drzwi zostały otwarte, nie musieliśmy używać sprzętu burzącego, nie musieliśmy otwierać drzwi siłą, chociaż takie uprawnienia mamy – mówi Tomasz Banaszak, zastępca komendanta Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gostyniu.
Niejednokrotnie policja prosi straż o pomoc w takich przypadkach. Bywają zdarzenia, że samotna osoba umrze, wtedy wydobywa się nieprzyjemny zapach. W tym przypadku okazało się, że lokatorka z bloku coś gotowała, a drzwi nie otwierała, bo „chciała mieć święty spokój”.
– Powiedziałbym, że był to fałszywy alarm w dobrej wierze. Nie było zagrożenia życia. Być może w tym przypadku zdarzało się to nie raz i sąsiedzi są wyczuleni. Należy im się pochwała za czujność, zwłaszcza w przypadku osób starszych – mówi zastępca komendanta Tomasz Banaszak. Zaznacza, że woń gazu mogła być wyczuwalna, gdyż starego typu kuchenki gazowe. Udało nam się ustalić, że 80-latka gotowała ziemniaki i dość mocno przypaliła garnek.