reklama
reklama

1 Maja w Gostyniu. Koloryt do pochodów pierwszomajowych w Gostyniu wnosiły... pielęgniarki. Smaku dodawały kiełbaski na ciepło.

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura Uczniowie prześcigali się w pomysłach, jak to zrobić, żeby tylko nie nieść czerwonej flagi. Manifestacje z przełomu lat 50. i 60 kojarzą z pokazem maszyn rolniczych. Bywało, że razem z milicją i ORMO harcerze zabezpieczali ulice w trakcie pochodu. Nagle tego dnia w parku miejskim w Gostyniu można było dostać kiełbasę. Znacznie szybciej, niż stojąc w sklepie w kolejce - to tylko fragmenty wspomnień obchodów 1 Maja w Gostyniu w czasach Polski Ludowej. Warto zajrzeć, są ciekawe.
reklama

Święto Pracy. Pochód pierwszomajowy, uroczyste obchody 1 maja z biegiem lat, tym bardziej po zmianie ustroju, stały się jednymi z symboli Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Wtedy było to drugie najważniejsze święto państwowe - obok Święta Odrodzenia, obchodzonego 22 lipca z okazji upamiętnienia narodzin Polski Ludowej.

Historia Święta Pracy  

Pochód pierwszomajowy - największe propagandowe przedstawienie dla ustroju komunistycznego kojarzy się wielu Polakom z czasami PRL. Jednak, jak mówi historia, początki święta 1 maja sięgają XIX wieku, II Międzynarodówki i protestów robotniczych związanych z walką o prawa pracownicze.

Święto 1 Maja początkowo było okazją do demonstracji robotników przeciw władzom i wyzyskującym przedsiębiorcom. Przedstawiciele II Międzynarodówki działali prężnie również w Polsce (na ziemiach polskich pod zaborami). Pierwsze pochody w Warszawie organizowali członkowie II Proletariatu, w tym samym roku odbyły się strajki w Łodzi, Żyrardowie i Lwowie. Podobnie jak w USA, a może nawet bardziej, każda demonstracja tego typu wiązała się ze starciami, strzelaninami i aresztowaniami. Np. w 1892 roku w Łodzi doszło do buntu i poważnego starcia robotników z policją i wojskiem. W sumie padło 217 rannych i zabitych.

W czasach II RP również dochodziło do starć manifestujących z policją. Manifestacje, zwłaszcza po 1926 roku miały charakter polityczny. Może świadczyć o tym historia z 1937 r., kiedy pochody pierwszomajowe lewica partyjna próbowała przedstawić jako manifestację ludzi pracy przeciw polityce Obozu Zjednoczenia Narodowego. 

W czasach zaborów i w II Rzeczpospolitej jednym z ważnych, polskich świąt była rocznica podpisania Konstytucji 3 Maja. Całkiem zrozumiałe w PRL byłoby uczczenie ludzi pracy i walki o ich prawa pierwszomajowym świętem, ale wykorzystano je również do przyćmienia święta narodowego. Podobnie jak jesienne obchody rocznicy Rewolucji Październikowej miały przyćmiewać święto 11 listopada. W ten sposób święto międzynarodowe stało się lokalnym narzędziem walki ideologicznej. 

1 Maja w Polsce

Dla jednych święto 1 maja to wspomnienie związane z zabawą i świętem, dla innych symbol propagandy i zniewolenia społeczeństwa. W Polsce państwowe obchody Święta Pracy 1 maja wprowadzono w 1950 r. W sposobie świętowania organizatorzy naśladowali bogatą oprawę rodem z ZSRR. Nieodłącznym elementem święta był masowy pochód z bogatymi dekoracjami oraz wszechobecnym transparentami z hasłami partyjnymi. 

1 maja pełnił funkcję swoistych „imienin” międzynarodowego komunizmu – wspólnego święta wszystkich państw odwołujących się do marksizmu-leninizmu, całej światowej klasy pracującej. Miał upamiętniać ważne wydarzenia w historii ruchu robotniczego, być swoistym wyznacznikiem komunistycznego „roku liturgicznego” – w PRL było to drugie najważniejsze święto państwowe obok Święta Odrodzenia (22 lipca), upamiętniającego narodziny Polski Ludowej.

Najlepsze do czyszczenia butów

Uczestnikom pochodów w Gostyniu (obojętnie czy szli z przymusu, czy też z dobrej woli) 1 maja kojarzy się z... kiełbaskami, bułką i oranżadą, które dziwnym trafem znalazły się tego dnia w okolicach gostyńskiego kina (tam najczęściej rozwiązywano kolumnę pochodu), albo w parku miejskim przy ul. Strzeleckiej (za popołudniową oprawę Święta Pracy w Gostyniu odpowiadał w latach 70. PSS Społem, GS - wspominają nasi rozmówcy).

- Te flagi, to był najlepszy materiał do czyszczenia butów - powiedział niespodziewanie jeden z mieszkańców Gostynia, wspominając „tamte” czasy.

Widząc zaskoczenie dziennikarki zapewniał, że chodziło tylko i wyłącznie o flagi czerwone, socjalistyczne, które - niesione przymusowo - niektórych parzyły w dłonie.

Proletariusze!

Proletariusze wszystkich krajów łączcie się! - takie hasło przyświecało obchodom Święta Pracy w Gostyniu w 1977 roku. Z plakatu informacyjnego wynika, że świętowanie rozpoczynało się już kilka dni wcześniej. Odbywały się wieczornice w zakładach pracy z udziałem młodzieży, rozgrywki w piłce siatkowej. Patrząc na program świętowania 1 maja po południu można zauważyć, że  zaplanowane na Święto Pracy atrakcje niewiele różnią się od tych, jakie mamy obecnie. Były zabawy i gry sprawnościowe dla dzieci, koncert orkiestry dętej, występy taneczno-wokalne młodzieży gostyńskich szkół, strzelanie z wiatrówki w LOK-u i niezapomniana zabawa taneczna.

Kolumny w pochodzie najczęściej wyruszały z gostyńskiego rynku lub z placu przy Górze Zamkowej - tam odbywała się manifestacja (były czasy, że na tym się kończyło). Następnie załogi gostyńskich zakładów pracy maszerowały przez rynek, ul. 1 Maja,  PPR (obecnie Kolejowa), dalej ul. Świerczewskiego (teraz Bojanowskiego). Biel strojów, w jakich prezentowali się pracownicy „służby zdrowia” rzucała się w oczy.

Ustawiano dwie trybuny dla aparatczyków i oficjeli. Tak zwana „żywa trybuna” irytowała. Była zasada, na której opierano się wybierając egzekutywę komitetu partii - miejskiego i powiatowego, I sekretarz musiał tam być.

- Pierwszą trybunę budowano na rynku - przed ratuszem, u dołu. Poprzedni balkon gostyńskiego ratusza był znacznie mniejszy i tam wszyscy oficjele się już nie mieścili. Ten balkon, który dziś widzimy jest szerszy. Po nim była ustawiana trybuna - najczęściej była to duża przyczepa, obudowana płytami. Drugą budowano na skraju chodnika, przy Domu Partii czyli siedzibie komitetu, którą był budynek obecnego banku Santander - wspomina Paweł Karolczak.

Na trybuny wchodzili oficjele, po wygłoszeniu przemówienia, odbierali przemarsz wszystkich zakładów pracy. Dom Partii udekorowany był portretami przywódców komunistycznych. Osoby w wieku produkcyjnym, reprezentujące zakład pracy, szły w pochodzie często „z rozpędu” - taka była tradycja, był to dzień wolny od pracy. Po południu czekał na mieszkańców ciąg dalszy świętowania - piknik w plenerze odbywał się w parku miejskim. I nie wiadomo, jak to się działo, że tego dnia akurat pojawiały się tam kiełbaski z bułką. Uczestnicy się cieszyli, gdyż można było je dostać znacznie łatwiej, niż stojąc w sklepie w długiej kolejce. Z drugiej strony - pracownicy traktowali to jako swój czas, święto ludzi pracy, a nie jako święto komunistyczne

Pochód rozwiązywano po przejściu przed „żywą trybuną”, czyli pocztami sztandarowymi - oddawano im należną cześć i honor przy gostyńskim kinie, ówcześnie noszącym nazwę Nysa. Tam swego czasu pojawiały się stoiska handlowe, przy których można było kupić kiełbaskę na ciepło, oranżadę i bułkę. Po południu świętowanie przenosiło się do parku miejskiego. Nasz rozmówca informuje, że w latach 70. XX w. w Gostyniu odbywały się pierwszomajowe biegi uliczne. Trasa biegu wiodła między innymi ul. Zieloną, Polną i dookoła kina.

 

Zdjęcia do galerii artykułu dostępne dzięki uprzejmości Muzeum w Gostyniu.

 

Pielęgniarki wnosiły koloryt do pochodów - wspomnienia gostyniaków

Święto Pracy z końcówki lat 60. XX w.  tak wspomina Jan Nowacki ze ZKRPiBWP 

Było się młodym w tym czasie, a uczestnictwo w pochodach z okazji Święta Pracy traktowaliśmy jako formę rozrywki. W Gostyniu pochody pamiętam z czasów szkolnych, później już, będąc na studiach - aktywnie nie uczestniczyłem. W szkole to był obowiązek. Uważam, że było to święto radosne - dzień wolny z okazji Święta Pracy. Zawsze jakaś kiełbaska była rzucona, były zabawy. Jako młodzi myśmy się polityką nie interesowali, nie traktowaliśmy tych obchodów jako coś uciążliwego, nie czuliśmy się nawet zmuszani. To był obowiązek, jak zajęcia szkolne. Teraz głośno mówi się o tym, że wszystko, co działo się w tym okresie, było złe. Nie odczuwaliśmy tego tak, jakby była to propaganda komunizmu. Nigdy do żadnej partii nie należałem. Polska się rozbudowywała, rozwijała, budowano sieci energetyczne, pojawił się prąd. Nas to cieszyło. (...) Nie było w Polsce żadnego komunizmu. Nie było nawet socjalizmu. Zawsze na plenum było mówione „budujemy socjalizm”. Jeśli 78% ziemi było w rękach prywatnych, jeśli rzemiosło było w większości prywatne, usługi - o jakim my tu komunizmie mówimy.

Zakłady pracy szły, szkoły też. Byłem sportowcem, maszerowałem w dresie z emblematem technikum rolniczego w Grabonogu. Byliśmy dumni, że reprezentujemy sportowców. Nie zgadzam się, że to były przymusy, młodym się było, to była frajda. 

 

Grzegorz Skorupski, zastępca burmistrza Gostynia:

Pamiętam pochody pierwszomajowe - była to końcówka lat 70. Jako uczniowie szkoły podstawowej nie do końca mieliśmy świadomość, w czym uczestniczymy. Najbardziej z tamtego okresu pamiętam rarytasy, które tego dnia się pojawiały. Kiełbaska z musztardą i bułka, podawane na tacce. Było to w parku przy ul. Strzeleckiej. Cieszyły się ogromnym powodzeniem.

Później, im bardziej dorastaliśmy, świadomość wzrastała. Pod koniec szkoły podstawowej uczniowie prześcigali się w pomysłach, jak to zrobić, żeby tylko nie nieść czerwonej flagi, tylko ewentualnie biało-czerwoną. W szkole średniej chyba tylko w pierwszej kasie, uczestniczyłem w pierwszomajowej manifestacji w Lesznie, gdyż tam się uczyłem w technikum. Placówka ta bardzo dbała o indoktrynację polityczną chociażby w ten sposób, że zmuszano uczniów do przynależności do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Nawet, jeśli ktoś się buntował, nie chciał płacić składek, odmawiał przyjęcia legitymacji, to i tak był zapisywany.

Pamiętam leżące czerwone flagi socjalistyczne, które gdzieś porzuciliśmy i uciekliśmy. Szkoła nigdy nie mogła dojść do tego, czy po pochodzie wróciły z czerwone flagi w liczbie wydanej wcześniej. (...) Młodzież miała już tę świadomość, że uczestniczy się w czymś bezsensownym, jakimś spektaklu, niezgodnym ze swoimi przekonaniami. A później tak się zdarzało, że 1 maja jakoś „nie pasowało mi” być w Lesznie, „nie mogłem” uczestniczyć w pochodzie. Czasem wiązało się to z konsekwencjami, ocena z zachowania najniższa wpadała. Ale na tym jakoś mi specjalnie nie zależało.

Paweł Karolczak, mieszkaniec Gostynia, były pracownik zakładu przetwórstwa owocowo-warzywnego w Pudliszkach:

Manifestacje z przełomu lat 50. i 60 kojarzę z pokazem maszyn rolniczych. Kiedy przeszła kolumna, za nią odbywała się defilada maszyn rolniczych. Na to wszyscy czekali, gdyż to była duża atrakcja. Wśród maszyn prezentowały się pierwsze kombajny zbożowe, Vistula, a wcześniej prezentowano maszyny produkcji radzieckiej. Był też nośnik narzędzi RSS - niemiecki. Miał różne funkcje - od opylacza przez zamiatarkę, do opryskiwacza. To wszystko przygotowywał kombinat w Goli, jako położony najbliżej Gostynia. Kombinat Pudliszki brał udział w pochodach w Krobi. Pamiętam z lat 80. XX w., że to właśnie na pochodzie pierwszomajowym w Krobi poinformowano też o katastrofie elektrowni jądrowej w  Czarnobylu. (...) Młodzież tworzyła kolumny rowerowe. Jednoślady były ozdobione paskami z krepy (bibuły). Owijane były nimi ramy, kierownice tych rowerów. Kolorowe paski wkładało się w koła, pomiędzy szprychy. Do tego dochodziła jeszcze chorągiewka przyczepiona gdzieś do kierownicy.(...) Z jednym z pochodów kojarzy mi się... śnieg. Był taki rok, kiedy właśnie 1 maja spadł śnieg i pochód odwołano. 

Były też pochody, które maszerowały ulicą Dzierżyńskiego. Na początku szli zwykle wszyscy oficjele, kombatanci, nawet powstańcy. Po transformacji manifestacje zostały przeniesione na plac pod Górą Zamkową. Z formą świętowania wtedy było różnie - raz była to manifestacja, czasami pochód pod prezydium. 

Jeśli chodzi o kolumnę, największą sensację - i to całkiem poważnie mówię - wzbudzał przemarsz pracowników „służby zdrowia”, szpitala, a dokładnie pielęgniarek. Dziewczyny wnosiły pewien wnosiły. Był głośny aplauz, kiedy przechodziły.

 

Adam Kajczyk, mieszkaniec Gostynia:

Za czasów szkolnych kombinowaliśmy, jakby czmychnąć po cichu z kolumny. To był obowiązkowy dzień w szkole, nauczyciele sprawdzali obecność, tak jak na lekcji i wręczali transparenty, flagi. To był zawsze problem, bo jeśli nie można było się tego pozbyć, to trzeba było przetrwać do końca.

Mieliśmy kolegę, który mieszkał na początku, przy ul. 1 Maja. Pamiętam, że kiedyś transparenty i flagi - oczywiście czerwone - zostawiliśmy u kolegi na korytarzu i zwialiśmy. Jakoś tak po pochodzie nigdy nikogo nie interesowało, gdzie się podziały flagi i proporce. Nie było z tego powodu problemów. Pamiętam, że kiedyś w pochodzie, który zaczynał się na placu przy Górze Zamkowej, oparłem flagę o trybunę i poszedłem sobie. Większą wagę przywiązywaliśmy do biało-czerwonej flagi, szanowaliśmy ją, a czerwoną nikt się nie przejmował.

Stanisław Czajka, emerytowany nauczyciel, pracował w Szkole Podstawowej nr 3 w Gostyniu, komendant szczepu harcerskiego:

„Trójka” w Gostyniu, kiedy tam pracowałem była największa szkołą, największym szczepem harcerskim. Byłem nauczycielem, wychowawcą, ale też byłem komendantem szczepu harcerskiego - dość dużego, z drużynami zuchów, harcerzy, instruktorów. Takich świąt, kiedy były przerwy w nauce i można było sobie połączyć dni wolne, nie było wówczas wiele w roku. Do pochodów przygotowywaliśmy się przez uroczystea apele, a na 1 maja wyznaczano zbiórkę o określonej godzinie. Nie przypominam sobie, żeby uczniowie byli zmuszani, że na siłę wręczano im flagi. Dostawali transparenty i chorągiewki. Hasła nie niosły treści politycznych: Zawsze niech będzie słońce, „Jesteśmy przyszłością narodu”. Była to radosna frajda, dzień wolny, a harcerze cieszyli się, byli zadowoleni, że ubrani w mundury mogą iść w pochodzie. Była swoista „rywalizacja” w harcerstwie - kto ma więcej harcerzy i jak kolorowo grupa wygląda. Drużyny zuchowe miały swoje nazwy, tablice z nazwą niesiono w pochodzie. Zakładali kolorowe berety i chusty w tym samym kolorze. Harcerze mieli błękitne chusty. W tamtych czasach wyróżniała się drużyna śp. Ludwika Kołodziejczaka - młodzieżowa, drużyna reprezentacyjna. Mieli białe paski przy spodniach, białe berety. Bywało, że razem z milicją i ORMO zabezpieczali ulice w trakcie pochodu. Pamiętam komentatora, zapowiadającego zakładowe kolumny, przechodzące przed trybuną. Przedstawiał krótką historię zakładu pracy, najważniejsze wydarzenia w ciągu roku, informował, kto jest przodownikiem pracy w firmie. Po rozwiązaniu pochodu, na wysokości kina, pracownicy placówki mieli na co narzekać. Bo to właśnie u nich, w kinie zostawiano flagi socjalistyczne, ale też transparenty z hasłami. Nie chciało się odnosić z powrotem. Ważniejszy był punkt gastronomiczny czy stoisko z czymś do picia. 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama