Pokonali ok. 410 kilometrów i jadąc z prędkością 28 km/h dotarli do Łeby. - To wyzwanie, fajna zabawa, która sprzyja też integracji. Radość na miejscu, kiedy jesteśmy już „na mecie” jest nie do opisania – mówi Karol Sierżant z Gostynia, relacjonując tegoroczną wyprawę.
Nad morze wybrał się rowerem w sierpniu, wraz z 7 innymi kolegami. Karol jest nauczycielem wychowania fizycznego w ZSZ w Gostyniu, a jednocześnie lubi biegać. Ostatnio „wciągnął” go też rower. Pomysł z wyjazdami jednośladem nad morze zrodził się 2 lata temu w głowach jego kolegów: Piotra Kźmierskiego i Krzysztofa Idkowiaka. W 2018 r. we dwóch pojechali do Międzyzdrojów. Już rok później zebrali ekipę 8 osób – (5 rowerzystów z Gostynia i 3 ze Śremu) i wyruszyli do Kołobrzegu.
– W grupie tegorocznej, tak samo licznej, dominowali gostyniacy, było nas sześciu. Jechał też mieszkaniec Poznania – pochodzący z naszego miasta oraz Ukrainiec, mieszkający we Wrocławiu – wyjaśnia Karol Sierżant.
Cykliści starają się wybierać trasy, które mają ponad 400 km. Pierwszego dnia pokonują od 200 do 250 kilometrów. Wtedy są najbardziej wypoczęci i są w stanie przejechać dłuższy dystans.
– Podczas tegorocznej wyprawy nawet pierwszego dnia przekroczyliśmy ten limit 250 kilometrów. Mieliśmy po drodze zarezerwowany nocleg. Zazwyczaj śpimy w hotelu czy pensjonacie. Na drugi dzień pozostało nam 160 km do Łeby. Tam też mieliśmy nocleg zarezerwowany. Zostaliśmy nad morzem, byliśmy jeden dzień dłużej niż zwykle. Dotychczas wyjeżdżaliśmy w soboty, w niedzielę byliśmy u celu i wracaliśmy tego samego dnia. Okazało się, że było to bardzo męczące, więc plany zmieniliśmy – opowiada Karol Sierżant.
W tym roku wycieczka zaczęła się już w piątek. Wyjechali wcześnie rano (o godz. 6.30) z przygotowanym harmonogramem. Pogoda dotychczas nich nie zawiodła. Wyjazdy planują najczęściej na II połowę sierpnia, kiedy słonecznych dni jest najwięcej.
- Widocznie zasłużyliśmy na ten wyjazd. Jesteśmy przygotowani, zahartowani. Ale mimo wszystko lepiej jechać przy słonecznej pogodzie, niż gdyby miał wiać wiatr i padać deszcz – dodaje Karol Sierżant.
Podkreśla, że przy takiej wyprawie przede wszystkim ważna jest kondycja. W ekipie rowerzystów nie ma osób przypadkowych, które nie trenują poza wyjazdem.
- Każdy z nas aktywnie spędza czas wolny, sportowo się rusza, jedni jeżdżą na rowerze, inni biegają, ćwiczą na siłowni – mówi Karol Sierżant. Mniej więcej trzy miesiące przed wyjazdem siadają na rowery. W tym roku spotykali się raz w tygodniu i wtedy na jednośladach pokonywali wspólnie 70-80 km.
Do wyjazdu nad morze byli przygotowani. Średnie tempo jazdy wynosiło nieco ponad 28 km/h. To lepiej niż w ubiegłym roku, kiedy jechaliśmy z prędkością 27 km/h. – Z tego wynika, że mamy coraz lepszą kondycję – opowiada Karol Sierżant. Drugiego dnia uczestnicy wyprawy nad morze zakładają okolicznościową koszulkę, aby na „metę” wjechać „z fasonem”. Każdego roku koszulka trochę inaczej wygląda, ma inny kolor. Uwzględnia nazwę czy logo firmy, w tym roku były z mapą Gostyń-Łeba.
Co czują cykliści, kiedy są już u celu? Dużą satysfakcję i radość, że dotarli na miejsce. I dumę. Wszelkie bagaże zostawiają w hotelu i czym prędzej wspólnie idą się wykąpać w morzu. A później jest czas na zaspokojenie głodu.
- I wtedy, przy daniu z ryby, w ruch wchodzą telefony. Dzwonimy do najbliższych, rodzin, znajomych z informacją, że dojechaliśmy. Nie jesteśmy zawodowymi kolarzami, więc pokonanie trasy tym bardziej cieszy – mówi Karol Sierżant.
Nad morzem rowerzyści muszą znaleźć czas na wspólne ustalenie celu kolejnej wyprawy.
Jakie przygody spotkały cyklistów podczas wyprawy nad morze? Gdzie wybierają się w 2021 r.? Czytaj w bieżącym wydaniu "Życia Gostynia"
