Ewidentnie mały sokół wypadł z gniazda w Pudliszkach
Pustułki zwyczajne (Falco tinnunculus), bo o tych ptakach z rodziny sokołowatych mowa, przylatują na teren Szkoły Podstawowej imienia Stanisława Fenrycha w Pudliszkach od dobrych kilku lat, a mniej więcej od pięciu corocznie odwiedzają miejscowość. Sokoły wybrały sobie nietypowe miejsce do osiedlenia się, mianowicie gniazdo uwiły na... poddaszu starej szkoły. W Polsce są ptakami chronionymi i bardzo rzadkimi, w naturze wybierają zazwyczaj na miejsce gniazdowania półki skalne, ale w coraz bardziej zurbanizowanym świece zdarza się, że osiedlają się na budynkach, wieżach kościelnych itp.Fakt gniazdowania tych ptaków na poddaszu starej szkoły w Pudliszkach zaobserwował Andrzej Żołędziowski, nauczyciel biologii w pudliszkowskiej szkole podstawowej, z wykształcenia leśnik, myśliwy z zamiłowania i od tej pory każdej wiosny w okolicach maja wypatruje tych wspaniałych ptaków. Jak mówi, „w tym roku również nie zawiodły społeczności szkolnej i jak na zawołanie zjawiły się z chęcią przedłużenia gatunku”.
- Niestety, feralnego 21 czerwca doszło do tragedii. Po przyjeździe do pracy spotkałem panią Rufael, mieszkającą w budynku szkoły, która oznajmiła mi, że trzeba będzie uratować pisklę ptaka. Pomyślałem sobie, że nic w tym nadzwyczajnego i że pewnie chodzi o jakieś pisklę jednego z ptaków śpiewających czy coś w tym stylu. Jakież było moje zdziwienie, gdy pod murem szkoły zobaczyłem puchatą kulkę i to wcale niemałą. Od razu rozpoznałem, że jest to pisklę naszych corocznych gości - relacjonuje Andrzej Żołędziowski.
DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD ZDJĘCIEM
Niestety nie było możliwości umieszczenia pisklęcia sokoła z powrotem w gnieździe - zdjęcie: profil facebookowy Szkoła Podstawowa im. Stanisława Fenrycha w Pudliszkach
Przyrodnik wiedział, jak się zachować. Pisklę trafiło w ręce specjalistów
Nauczyciel, leśnik i myśliwy, dzięki swoim wcześniejszym doświadczeniom z sokołami (w szkole średniej i na studiach działał w kole sokolniczym, później kontaktował się z sokolnikami) doskonale zdawał sobie sprawę, że trzeba działać szybko.
- Ponieważ nie wiadomo, jak długo ptak znajduje się poza gniazdem, czy nie jest poturbowany, odwodniony lub wychłodzony. Ze względu na zły stan poddasza nie było mowy o umieszczeniu pisklaka w gnieździe - tłumaczy A. Żołędziowski.
Początkowo próbował się dodzwonić do kolegi po fachu - Grzegorza Lorka, nauczyciela biologii w Liceum nr 1 w Lesznie i ornitologa, z którym wielokrotnie wymieniał się spostrzeżeniami na temat gniazdowania pustułek. Niestety, wczesna pora (6.50 rano) nie sprzyjała telefonowaniu, również do innych osób. W związku z tym biolog postanowił podjąć jedyną słuszną decyzję i zawiózł małego sokoła do Stacji Badawczej Polskiego Związku Łowieckiego w Czempiniu.
- Tam znajdują się osoby zawodowo zajmujące się wszystkimi szponiastymi latającymi po naszym niebie. Stacja badawcza w Czempiniu jest miejscem, gdzie, jeżeli tylko jest taka możliwość, po przeprowadzeniu całego procesu odchowania pisklaka przy jak najmniejszym udziale człowieka, żeby się nie przyzwyczajał, ptak wypuszczany jest na wolność. Inaczej będzie latał wokół domu i nie odleci - oznajmia Andrzej Żołędziowski.
DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD ZDJĘCIEM
Andrzej Żołędziowski i jego niewypierzony jeszcze podopieczny - zdjęcie: profil facebookowy Szkoła Podstawowa im. Stanisława Fenrycha w Pudliszkach
Co więc zrobił nauczyciel ze szkoły w Pudliszkach, żeby uratować sokoła?
Owinął pustułkę białą szmatką, „zapakował” w kartonik po butach i już po chwili pisklę znalazło się w samochodzie i w pierwszej w swoim życiu podróży. Po drodze udało mu się jeszcze skontaktować z pracownikami stacji badawczej i porozmawiać ze wspomnianym Grzegorzem Lorkiem, żeby po godzinie mała pustułka trafiła w ręce specjalistów w Czempiniu.Krótkie badanie stanu zdrowia małego sokoła i diagnoza: mimo upadku z wysokości około ośmiu metrów, nic pisklakowi nie dolega. Andrzej Żołędziowski otrzymał podziękowanie za przywiezienie ptaka, który został zabrany w bezpieczne miejsce. Jeżeli wszystko pójdzie po myśli przyrodników po dwóch, trzech tygodniach i całkowitym wypierzeniu się młody sokół będzie mógł spokojnie odlecieć w sobie tylko znanym kierunku. Kto wie, może pamiętając, jak została potraktowana i zaopiekowana, pustułka wróci do Pudliszek?
Co zrobić, gdy znajdziemy ptaka, który wypadł z gniazda?
Pisklę pustułki, które wypadło z gniazda na poddaszu szkoły w Pudliszkach miało nie więcej niż kilka tygodni. W ocenie osoby, która je uratowała wykluło się prawdopodobnie około połowy maja i ma jeszcze około 3 tygodni do pierwszego lotu. Mimo że pustułka należy do rodziny sokołowatych, czyli naturalnych drapieżników, to pisklę jest bezbronne, gdy wypadnie z gniazda. A rodzice nie są w stanie mu wtedy pomóc.
- W lesie w takim przypadku natura zrobi swoje i szybko zjawią się drapieżniki: lis czy kuna i ptak nie ma szans na przeżycie. Podobnie było i tutaj, myślę, że dla tej pustułki to była kwestia godziny, może dwóch i byłoby po wszystkim, gdyż w pobliżu już kręciły się koty, a ten pisklak nie był w stanie odlecieć - opowiada A. Żołędziowski.
Co więc robić, gdy zobaczymy ptaka, co do którego mamy pewność, że wypadł z gniazda? Pomóc czy może swoimi działaniami tylko mu zaszkodzimy? Przecież tyle się słyszy w telewizji, żeby nigdy, ale to nigdy nie próbować ratować i zabierać do domu młodych saren czy jeleni leżących w trawie, gdy rodziców nie ma w pobliżu. Czy i w przypadku ptaków mamy do czynienia z analogiczną sytuacją?
- Nie, tutaj ingerencja człowieka jest najbardziej uzasadniona. Sam miałem pomysł, aby tę pustułkę włożyć z powrotem do gniazda, ale stan poddasza jest bardzo kiepski. Przyszło mi też do głowy, żeby w tym celu może sprowadzić „kosz” i wtedy pisklę byłoby odkarmione w najlepszy możliwy sposób, czyli przez rodziców. Kilka dni obserwacji, można by kamerkę zamontować i zrobić relację na stronie - dodaje nauczyciel, leśnik i przyrodnik.
Jak zabrać się do akcji ratowania sokoła, który wypadł z gniazda?
- Gdyby ktoś spotkał się z taką sytuacją, to przysłowiowa biała szmatka i pudełko po butach załatwiają sprawę. Takiego pisklaka najlepiej czymś okryć, zaciemnić, wtedy on się uspokaja, nie stresuje. I można go zawieźć na przykład do Nadleśnictwa w Piaskach, gdzie myślę, że jeżeli sami nie zaopiekują się ptakiem, to pokierują dalej. Ważnym jest, żeby nie próbować na własną rękę odchować ptaka czy go karmić. Niestety tutaj potrzebna jest wiedza specjalistów, bo czasami może pojawić się jakaś infekcja, choroba i pomoc weterynaryjna jest wskazana, czy do wyrównania elektrolitów czy podania antybiotyków. Nie ma się co łudzić, że sami odchowamy takiego sokoła. Słyszę czasami historie, gdzie ktoś mówi, że znalazł pisklaka, starał się mu dać, dajmy na to żółtego czy białego sera. Pytam: i co? „No tydzień, tydzień i zdechł”. To nie może dziwić, bo przecież ptaki raczej nie jedzą białego sera, w naturze go nie znajdziemy - komentuje Andrzej Żołędziowski.
Pustułki wysiadują swoje jaja około 30 dni. W zeszłym roku w gnieździe w Pudliszkach wykluły się trzy pisklęta, trzy zostały wyprowadzone przez rodziców z gniazda i dokonały lotu - to bardzo dobry wynik. Jak będzie w tym roku?
Więcej informacji o tych niezwykłych ptakach można znależć na stronie pustulki.pl - link TUTAJ.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.