Nigdy nie odmawiał. Równie często przyjeżdżał, co dzwonił. Rodzinne więzi dużo dla niego znaczyły i kiedy tylko mógł, odwiedzał swoich krewnych. Dla nich był po prostu Zbyszkiem.
- Jestem dumna, że miałam takiego kuzyna. Pozostanie on zawsze w naszych sercach i w naszej pamięci - mówi o Zbigniewie Wodeckim Grażyna Polowczyk z Krobi.
Byli pierwszym kuzynostwem i od czasu poznania jeszcze w latach 70. wiele razy się spotkali. Muzyk szczególną estymą darzył mamę pani Grażyny, Czesławę. Dzięki niemu w ich progach rodzinnych gościli tacy artyści jak Włodzimierz Korcz, Alicja Majewska czy Halina Frąckowiak.
Z jego wizytami w Krobi i okolicach wiążą się niezliczone historie. Często humorystyczne, bo sławny krewniak podchodził do życia z dużym poczuciem humoru. Między innymi mąż pani Grażyny, również Zbigniew, były dyrektor Domu Opieki Społecznej w Chumiętkach, wspomina 50-lecie DPS-u. Na koncert z tej okazji, który dał "Zbyszek", przyszło około 1000 osób. Taką liczbę uczestników najbardziej "przeżył"... okoliczny park.
- W jednym roku robiłem park, a w drugim go poprawiałem, bo, mimo że ludzie uważali, to rozdeptali. Ale warto było, bo była fajna impreza - opowiada Zbigniew Polowczyk.
Dotąd niepublikowane wspomnienia o wielkim artyście, którego 3. rocznica śmierci przypada 22 maja znajdziecie w aktualnym wydaniu "Życia Gostynia" w artykule: "No przecież mnie znacie. Wodecki jestem".
Zobacz również: wybieramy Super Słodziaka