- Nie odpuścimy, nie poddamy się. Będziemy protestować, jak długo wystarczy nam sił – mówi Monika Gruszczyńska, mieszkanka Witoldowa. Społeczność wioski nie chce, aby w budynkach po Państwowym Gospodarstwie Rolnym, powstała chlewnia. Uruchomienie hodowli ok. 7000 tuczników planuje spółka AGRO DUDA z Grąbkowa.
14 października w gostyńskim ratuszu odbyło się spotkanie inwestorów z mieszkańcami Witoldowa, przygotowane przez włodarzy gminy. Trwało ponad dwie godziny. – Jako gmina poprosiliśmy strony do wzięcia udziału w tym spotkaniu, gdyż ważne jest to, aby odbywały się takie konsultacje, aby informacje były rzetelne. Myślę, że to spotkanie do tego doprowadzi – uzasadnił pomysł burmistrz Gostynia Jerzy Kulak.
Dziennikarze nie brali udziału w konfrontacji, ale zapytaliśmy włodarza gminy oraz przedstawiciela protestujących o przebieg spotkania. Przedstawiciel spółki Jacek Jagiełłowicz zapoznał przybyłych z planowaną inwestycją. Przedstawił zakres prac, warunki chowu oraz zastosowane rozwiązania minimalizujące uciążliwości i wpływ przedsięwzięcia na środowisko. - Było bardzo merytoryczne. Obie strony – zarówno protestujący mieszkańcy, jak i przedstawiciele firmy inwestorskiej - bardzo dobrze się przygotowały – ocenił atmosferę zebrania gostyński włodarz. Przyznał, że pozytywnie zaskoczyli go mieszkańcy wioski, rzeczowo odpierający argumenty inwestora, przemawiające za uruchomieniem chlewni w Witoldowie.
Przeciwnicy uruchomienia chlewni wskazywali problemy, z którymi mogą się spotkać przy powstaniu hodowli tuczników. Mieszkańców Witoldowa nie przekonywały motywy uruchomienia chlewni, podawane przez inwestora, a związane z powstaniem nowych miejsc pracy. Padały kontrargumenty. – Spółka obiecuje zatrudnienie, ale gdyby się trochę rozeznali, jaki jest przedział wiekowy osób, zamieszkałych w Witoldowie, to nie przekonywaliby w ten sposób. Podejrzewam, że firma w ogóle nie wie, gdzie jest Witoldowo i kto tam mieszka – stwierdziła Monika Gruszczyńska, opisująca przebieg spotkania. Społeczność wioski argumentowała swój sprzeciw wobec inwestycji tym, że po uruchomieniu hodowli znacznie spadnie wartość ich nieruchomości. A co z gryzoniami, które z chlewni rozpanoszą się po wiosce? Kto będzie odpowiadał za deratyzajcę?
Więcej w „Życiu Gostynia”