reklama

Ostro po sobie pojechali. Było o nienawiści, obrzydliwości i rękoczynach

Opublikowano:
Autor:

Ostro po sobie pojechali. Było o nienawiści, obrzydliwości i rękoczynach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Dyskusja nad sytuacją finansową szpitala, jaka odbyła się ze zeszłym tygodniu stanowiła jedną z odsłon ostatniej sesji powiatowej. Polityczna i personalna kłótnia jest już właściwe tradycją, gdy „na tapecie” pojawia się ten temat.

Jak zwykle pierwszoplanowe role odegrali starosta gostyński Robert Marcinkowski oraz radny Zbigniew Kulak. Ta „telenowela” niczego nie wniosła do debaty nad stanem finansów szpitala. Polegała jedynie na zarzucaniu sobie przez dwóch głównych aktorów spektaklu coraz to większych niegodziwości. Padły m.in. słowa o populizmie, robieniu ze "szpitala polityki", mówieniu nieprawdy, a nawet rękoczynach.

– O co ten raban, po co ten rwetes? Pan po prostu robi polityczną awanturę (...). Nie ma pan żadnej koncepcji na szpital i to jest przykre – mówił starosta Robert Marcinkowski.

Radny powiatowy nie pozostawał dłużny.

– Debata na temat szpitala zamieniła się w debatę na temat mojej osoby – grzmiał Zbigniew Kulak

W pewnym momencie poczuł się na tyle obrażony, że wyszedł z sali obrad. 

Jak dokładnie przebiegała wymiana zdań między obydwu panami i co dokładnie mieli sobie do powiedzenia przeczytasz w najświeższym wydaniu "Życia Gostynia".

Poniżej publikujemy list nadesłany do naszej redakcji przez radnego Zbigniewa Kulaka, w którym m.in. wyjaśnia powody swojego zachowania na sesji.

Granica mojej odporności na bezpodstawną agresję Roberta Marcinkowskiego została przekroczona. Z doświadczenia zawodowego wiem, że wobec osoby prowokującej, pobudzonej emocjonalnie, najlepiej jest się po prostu wycofać. Bywa, że długotrwale tłumione kompleksy stymulują nieprzewidywalne reakcje.

Pan Robert Marcinkowski, w swoim nielogicznym i agresywnym monologu, obraził mnie personalnie i podał w wątpliwość moją wiedzę i uczciwość jako radnego, jako byłego parlamentarzysty, byłego dyplomaty, byłego dyrektora szpitala, nadal aktywnego zawodowo lekarza, biegłego sądowego ….. We wszystkich tych rolach mam czyste sumienie, w co wątpi tylko Pan Robert Marcinkowski. A czyni to kto – politolog, piastujący funkcję z nadania wąskiego kręgu politycznych kolegów, bo o swoim wyniku wyborczym już na pewno zapomniał. Pan Starosta przyszedł na sesję żądny awantury, z przygotowanymi slajdami na mój temat. Ciekawe, ile poświęcił na to, z sowicie opłacanego przez podatników, czasu?

Opuszczenie przeze mnie sali obrad miało na celu uspokojenie sytuacji wobec zastanawiającego zachowania Pana Roberta Marcinkowskiego, a z którego słowotokiem zupełnie nie radzi sobie Pan Przewodniczący Rady Powiatu Alfred Siama.

Oczekiwanie, żebym teraz, po 4 latach wysłuchiwania inwektyw, został honorowym doradcą wysoko opłacanych – starosty, etatowego członka zarządu ds. szpitala, dyrektora i jego doradcy, dodatkowo wynajętego audytora – jest ewidentną próbą przerzucenia odpowiedzialności za pojawiające się bankructwo szpitala na radnego, którego porad przez 4 lata nie zwykł zasięgać.

Nie unikałem angażowania się w sprawy szpitala, gdy mogłem mieć na nie choćby ograniczony wpływ. Uczestniczyłem jako radny w komisjach wybierających wicedyrektora, a potem także dyrektora naszego szpitala. Natomiast zarzucanie nam, klubowi SLD-Lewica Razem, wskazania do Rady Społecznej SP ZOZ innej osoby, niż sugerowana przez Pana Starostę, było jak najbardziej przemyślane. Moja tam obecność tylko legitymizowałaby nieudolność ówczesnego dyrektora.

Nie moją winą jest, że Pan Robert Marcinkowski potrzebował trzech lat, aby dopiero w roku wyborczym zrozumieć, że szpital jest źle zarządzany.

Skoro też mowa o pieniądzach (ustawowo przysługujących radnemu dietach) mógłbym zapytać, ile z kilkuset tysięcy złotych, zainkasowanych przez Pana Roberta Marcinkowskiego za zarządzanie wielomilionowym długiem powiatu i pośrednio kilkunastomilionowym SP ZOZ-u, przekazał on ze swoich prywatnych pieniędzy na pomoc naszemu szpitalowi? My z żoną bezinteresownie przekazaliśmy w ostatnich latach na ten cel kwotę przewyższającą pensję tego pana. Ujawniam w tej chwili jedyną sprawę, którą być może „miałem do ukrycia”, a co insynuował i sprowokował Robert Marcinkowski.

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE