- Pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj. Każdy dzień był walką. Do dziś zmagamy się ze skutkami wcześniactwa – przyznaje Milena, mama 8-letniego Filipa, urodzonego w 31. tygodniu ciąży. - Tamten czas to płacz, nerwy, modlitwa, wszystko dla naszego synka. Jego życie uratował sprzęt WOŚP w Kaliszu, wspaniali lekarze i personel, to oni dawali nam nadzieję, że będzie wszystko dobrze – mówi Kamila, mama wcześniaka. - Moja córeczka Oliwka urodziła się w 34. tygodniu ciąży i ważyła dokładnie 1 800 g. To nasza mała wojowniczka. Dziś Olisia ma 4 latka skończone, jest pełna energii i żywiołowa – relacjonuje Żaneta.
Rodzice wcześniaków zgodnie stwierdzają, że był to dla nich bardzo trudny czas. Pełen łez i niepokoju o życie swoich dzieci. Wspominają miesiące, spędzone na szpitalnych oddziałach. Postanowili podzielić się z nami swoimi historiami. Opowiadając je, wylali sporo łez. Czcąc uczcić 17 listopada - Światowy Dzień Wcześniaka, prezentujemy pierwszą część historii "wojowników z porodówki".
Gabi Radoła, Krobia
Mama bliźniaków urodzonych w 27 tygodniu ciąży: Bartusia (waga po urodzeniu 1 100 g) i Jasia (1 000 g). Chłopcy urodzili się w Gostyniu, potem przewieziono ich do poznańskiego szpitala, gdzie spędzili trzy miesiące. - To silne chłopaki, wyszli z tego wszystkiego obronną ręką. Obecnie mają 3 lata i doganiają rówieśników – mówi mama. Spodziewała się, że chłopcy pojawią się na świecie przed terminem, ale nie, że aż tak wcześnie. - Chłopcy urodzili się w zamartwicy. Dostali po 1 punkcie [w skali Apgar – przyp. red.]. Od razu w szpitalu zostali ochrzczeni. Wszystko się działo tak szybko, ja trafiłam na OIOM, a chłopcy do Poznania. Po tygodniu, gdy wyszłam ze szpitala, zobaczyłam ich pierwszy raz. Małe kruszynki – wspomina mama. Lekarze uprzedzali ją, że dzieci urodzone wcześniej, pozostają w szpitalu przeważnie do daty planowanego porodu. - I tak było u nas. Na szczęście chłopcy nie musieli przejść żadnej operacji, ale mieli problemy z serduszkiem, jelitkami, oczkami, mieli przetaczana paręnaście razy krew. Poza tysiącami wizyt u różnych lekarzy, chłopcy są zdrowi.
Do 3. roku życia prawie nie chorowali. Teraz chodzą do przedszkola i od czasu do czasu zdarzy się jakieś przeziębienie, ale od kiedy wyszli ze szpitala, nie wrócili tam – mówi dalej. Dziś chłopcy są bardzo żywiołowi, rozpiera ich energia. - Czasami się śmieję, że nadrabiają czas, który spędzili w szpitalu. Bartuś to wulkan energii, Jaś jest spokojniejszy, ale świetnie się dopełniają i dogadują. Wręcz bez siebie nie mogą żyć – mówi.
Cieszy się, że chłopcy są zdrowi. - Od porodu do 2. roku życia, byli jedną wielką niewiadomą. Wiele łez, bólu, strachu, tysiące wizyt i rehabilitacji. Wcześniaki to silne dzieci i waleczne. Chłopcy są tego żywym dowodem – mówi mama, wspominając także o olbrzymiej pracy lekarzy i pielęgniarek. - Aż człowiek nie dowierza, jaką oni ciężką pracę wykonują. Również w Gostyniu w szpitalu wiele lekarzy i pielęgniarek walczyło o życie Bartusia i Jasia. Z całego serca dziękujemy – dodaje.
Magdalena Andrzejczak, Mszczyczyn
Wojowniczka Maja urodziła się w 26 t.c. z wagą 905 gram. Teraz ma 4 lata i jest wulkanem energii. - Ciąża prawie od początku była zagrożona ze względu na problemy z łożyskiem. Co chwilę wizyty w szpitalu, aż w końcu wysłano mnie do Poznania. Już wtedy było dużo nerwów, co nie pomagało donosić ciąży. Spodziewałam się, że Maja urodzi się wcześniej, ale będąc w Poznaniu czułam, że jestem w dobrych rękach – mówi Magdalena, mama Majki. Pierwszy rok życia dziewczynka spędziła odwiedzając różnych specjalistów. Na szczęście, jej organizm okazał się silny. Skutkiem wcześniactwa są jej problemy ze wzrokiem. W tym roku przeszła operację. - Rodzicom wcześniaków życzę dużo wytrwałości i spokoju, bo dzieciaczki wszystko wyczuwają, tym bardziej nasz niepokój – mówi pani Magdalena.
Agata Kulikowska, Parkowo (gm. Rogoźno)
Jej syn Igor urodził się w 35. t. c. z wagą 1 700 g i z wadą serca. Aktualnie ma 3 lata. Ciąża przebiegała prawidłowo, nie podejrzewano, że Igor urodzi się wcześniej. Pierwszy miesiąc życia spędził w szpitalu, ponieważ miał niską wagę. Gdy miał pół roku, lekarz rodzinny stwierdził u niego wadę serduszka. Aktualnie jej pod stałą kontrolą specjalisty. - Regularnie sprawdzamy czy choroba się rozwija, czy nie. Jeżeli tak będzie, konieczna będzie operacja – mówi mama Agata.
Anna Janowicz, Piaski
Kamil urodził się w 28 t.c. z wagą 1200 g i 42 cm. Otrzymał zaledwie 1 stopień w skali Apgar. 56 dni spędził w inkubatorze i pod respiratorem w poznańskim szpitalu. Potem 2 lata był rehabilitowany na Marysinie w Piaskach, a 6 lat korzystał z pomocy różnorakich specjalistów. Dziś ma już 13 lat. - To mój jedynaczek, kocham go ponad życie i nawet jak czasem daje mi w kość, to tych nerwów z okresu poporodowego nie zamieniłabym na nic – wspomina Ania, mama.
W trakcie ciąży dwa razy trafiła do szpitala z krwotokiem, jednak nic nie wskazywało na przedwczesny poród. Gdy po raz kolejny trafiła do szpitala z bólem brzucha, lekarz oznajmił, że „z tego dziecka nic nie będzie”. - Pamiętam te słowa do dziś. Był to mój pierwszy poród, nie chciałam zostać w szpitalu, byłam załamana. Miałam problemy z zajściem w ciążę i usłyszawszy coś takiego od lekarza w mojej głowie była tylko biała trumienka – wspomina dalej. Kamil urodził się z ciężką zamartwicą. Dostał 1 punkt w skali Apgar. 4 godziny po porodzie był już w Poznaniu. - Z Gostynia ze szpitala wypisałam się na własną prośbę, by jak najszybciej zobaczyć synka. Gdy weszłam do poznańskiego szpitala, doznałam szoku, jakie maluszki były na neonatologii. Byłam tam co dwa dni i cały czas byłam w kontakcie z panią doktor prowadzącą. Zawsze miała dla mnie czas – mówi mama. Kamil do 3. roku życia nie mówił. Jego pierwszym słowem było „mama”. Później poszło „jak po sznurku”. - Gdy w wieku 4 lat byliśmy na kontroli, to pani doktor nie zauważyła żadnych różnic między normalnym 4-latkiem a wcześniakiem. Z serduszkiem na szczęście już nie ma problemów. Bywa uparty, po mamusi – dodaje.