- Naszym celem było utrzymanie. Nie liczyliśmy na nic więcej. Do samego końca nie byliśmy pewni czy uda nam się osiągnąć upragniony cel. Nerwy towarzyszyły nam, aż do ostatniego gwizdka w sezonie. Piłka nożna, jak każdy sport, jest nieprzewidywalna. W meczu z Heliosem Czempiń, który był dla mnie ostatnim w roli trenera, wygraliśmy 7:2, lecz to właśnie w końcowych dwóch kwadransach wybuchła eksplozja goli z naszej strony. Mecz był ciężki i to od niego zależało nasze utrzymanie. Cel osiągnęliśmy. Moje sumienie jest czyste, jestem zadowolony i usatysfakcjonowany - mówi w wywiadzie dla ŻG Roman Gronowski.
Runda wiosenna nie była dobra w Waszym wykonaniu. Doszło do tego, że w końcówce sezonu zaczęliście nerwowo spoglądać z tabelę.
Nie ukrywam, że było gorąco. Niczego nie mogliśmy być pewni. Wizja spadku majaczyła nad naszymi głowami i stawała się coraz bardziej realna. Jednak dzięki dojrzałej postawie niektórych zawodników udało nam się spiąć i stanęliśmy na wysokości zadania. Oparciem i osobą dającą kopa do działania był między innymi Michał Wolański. Jest to najstarszy oraz najbardziej doświadczony zawodnik. Potrafił zmotywować, a także powiedzieć kilka szczerych słów, gdy szło coś nie tak. Zasługuje on na miano wzoru do naśladowania. Życzę wszystkim młodym zawodnikom takiego zaangażowania i woli walki jaką zawsze, bez wyjątku, prezentował Michał.
Skąd ta dysproporcja między wynikami z jesieni, a tymi z minionej rundy?
Sam nie jestem tego pewny. Trudno powiedzieć skąd wzięła się owa dysproporcja. Możliwe, że spoczęliśmy na laurach po udanej jesieni lub też po prostu mieliśmy słabsze dni. Ciężko jest prawidłowo to rozważyć. Jednakże na boisku, jak i w życiu, raz jest dobrze, a raz gorzej. Raz jest z górki, a raz pod nią. Nie było łatwo, ale uważam, że nie warto teraz tego rozpamiętywać. Najważniejsze, że uchroniliśmy się od spadku. Cieszmy się sukcesem. Przeszłości się nie zmieni, trzeba ciągle brnąć do przodu.
Oczywiście, że rozmawiamy o sporcie drużynowym, jednak nie sposób nie docenić rezultatu osiągniętego przez Waszego superstrzelca, Remigiusza Jerszyńskiego. Strach pomyśleć, gdzie bylibyście dzisiaj bez jego goli.
Mieć takiego zawodnika w drużynie to skarb, o którym niejeden trener może pomarzyć. Jego strzały na bramkę były niezawodne. Wystarczyło dobre podanie, a on bez problemu umieszczał piłkę w bramce. Zdarzały się oczywiście lepsze i gorsze mecze, jednak Reniu absolutnie zasługuje na miano superstrzelca. Oczywiście nie byłoby goli bez dokładnych podań. Skuteczność naszego napastnika połączona z dobrymi asystami bardzo przyczyniła się do obrony przed spadkiem do niższej ligi. Warto dodać, że Remigiusz zdobył prawie 50 proc. wszystkich goli. 37 razy umieścił piłkę w siatce, gdzie suma zdobytych bramek przez Zjednoczonych wynosi 76. Nie powinno to też nikogo zadziwić, że Jerszyński został królem strzelców leszczyńskiej klasy okręgowej. Z pewnością odejście Remigiusza wiązałoby się z olbrzymią stratą dla drużyny. Na dzień dzisiejszy superstrzelec zostaje między nami. Czy zmieni zdanie? Nie wiadomo, miejmy nadzieję, że nie.