Bohater tego artykułu uczestniczył niedawno w jednym z najcięższych i najtrudniejszych biegów górskich w Polsce. Czantoria Wielka to najwyższe ( 995 m n.p.m.) wzniesienie całego Pasma Czantorii w Beskidzie Śląskim, w południowej części województwa śląskiego. „Piekło Czantorii” startuje w Ustroniu Śląskim i jest to bieg na dystansie 72 km. Dla utrudnienia podzielono go na 3 pętle po 23 km każda, na przebiegnięcie każdej pętli limit czasu wynosi jedynie 5.5 godziny. Kto się nie wyrobi w tym czasie, nie wbiega na kolejną. Na koniec tego koszmaru zaplanowano 3 km finisz: stromy podbieg pod kolejką krzesełkową, który wykończy każdego twardziela.
42- letni Artur Zjeżdżałka, na co dzień mieszkaniec Krzekotowic w gm. Pępowo i dyrektor produkcji w zakładzie mięsnym ZMP Biernacki w Goline, był jednym z 267 zawodników rozpoczynającym ten bieg i jednym ze 103, którzy go ukończyli. Zajął ostatecznie 59 miejsce z czasem całkowitym 14 godzin i 45 minut.
Kiedy wystartowaliście?
Tegoroczne Piekło rozpoczęło się w piątek, 19 listopada o godzinie 20.00. Biegliśmy w deszczu, mgle, widoczności ograniczonej do maksymalnie 3 metrów. Szaleństwo. Łącznie każdy podbieg miał długość 5940 m a równie ciężki „zbieg” 5528 m. No i na koniec morderczy finisz.
Ale się udało?
Tak. Spełniłem swoje marzenie. Na podbiegu do mety były chwile biegu, których nie pamiętam, taki byłem wykończony. Boli mnie wszystko ale jestem szczęśliwy i spełniony.
Czy to był pierwszy twój udział w tym forsownym kilkunastogodzinnym biegu?
W tym biegu brałem udział już 2 lata temu. Wtedy Piekło Czantorii mnie pokonało. A ja nie lubię przegrywać. Postanowiłem, że muszę wrócić tam i zaliczyć tą Czantorię. W zeszłym roku zawody zostały odwołane przez pandemię, tym bardziej zdecydowany byłem biec teraz. Musiałem sobie udowodnić, że dam radę.
„Pokonało mnie”, czyli co, nie zmieściłeś się w czasie w którejś pętli?
Na każdej pętli jest 5,5 h czasu. Fizycznie czułem się dobrze, ale w pewnym momencie nie wytrzymałem tego psychicznie. Pół godziny siedziałem na „punkcie żywieniowym” na górze, potem się otrząsnąłem i zacząłem zbiegać w dół. Na pomiarze czasu okazało się, że spóźniłem się… 40 sekund. No i dyskwalifikacja.
Byłeś tam sam czy byli inni znajomi biegacze?
Akurat w tym biegu uczestniczyłem sam, ale na co dzień jest nas spora grupa biegaczy [Jutrosińska Grupa Biegowa – przyp. red.], m.in. mój szwagier Tomek. Ostatnio licznie uczestniczyliśmy w I Patriotycznym Biegu w Pępowie. Ale pisali i dzwonili do mojej żony z pytaniami i słowami wsparcia dla mnie. Prawie, jakby tam byli (śmiech).
Miałeś ze sobą w Ustroniu osobistych kibiców, jakąś grupę wsparcia?
Miałem „swoich ludzi” na dole, oczywiście. Przede wszystkim żona, Joanna, bez której cierpliwości i wiary we mnie nie osiągnął bym tego i innych sukcesów. Poza tym siostra Aneta, siostrzeńcy Kuba (który karmił mnie żelkami) i Fabian oraz szwagier Tomek. Za każdym razem, gdy dobiegałem do podnóża, dzwoniłem do nich i z pobliskiego noclegu przynosili mi jedzenie, picie i przede wszystkim suchą odzież na przebranie. Dopingowali mnie. Wiedziałem, że ktoś tam na mnie czeka.
Przygotowujesz się amatorsko do takich wyczynów czy masz swojego trenera i dietetyka?
Samemu nie było by to możliwe. Współpracuję od roku z trenerem Henrykiem Szostem, rozpisuje mi on plany treningowe. Mam też od 2 lat ustalone żywienie z dietetyczką Agatą Szalewską z rawickiej „Diety na medal”. Na nogi stawia mnie fizjoterapeuta Marek Sarzyński z Bojanowa. Chciałbym raz jeszcze im wszystkim podziękować za wsparcie.
Czy na co dzień także biegasz… po górach?
Biegam od 5 lat ale to moje 2 zawody w biegu górskim. Jak przygotowywałem się do tego biegu to jeździłem w góry i wbiegałem na Śnieżkę Szrenicę, na Czarna Górę, na Rysy. To były takie plany treningowe, by przyzwyczaić się do biegów górskich i przygotować się na to „Piekło”. Dla utrudnienia zakładałem 10 kg kamizelkę. Potem, bieganie bez tego nadprogramowego ciężaru wydaje się o wiele łatwiejsze (śmiech). Podczas przygotowań zgubiłem też 12 własnych kilogramów, co cieszy (śmiech).
Czy w takim ultramaratonie startują także kobiety?
Tak, to bieg dla wszystkich. Z tego co wiem, wśród setki biegaczy, którzy ukończyli bieg było także 6 kobiet.
Jakie teraz masz plany?
Szczerze, jak zbiegłem na dół i dobiegłem do mety to stwierdziłem, że mam dosyć biegów, gór i wszystkiego (śmiech). W sobotę, po 10 rano gdy ukończyłem swój bieg to byłem chory ze zmęczenia, miałem gorączkę, wymioty. Muszę odpocząć, zregenerować organizm. I poszukacć kolejny niemożliwy cel do osiągnięcia. Tak już jestem (śmiech).
O czym muszą pamiętać początkujący biegacze?
Zachęcam wszystkich do aktywnego spędzania wolnego czasu, do pokonywania swoich słabości i barier. Do wiary w siebie i swoje marzenia. To kształtuje charakter i pomaga w życiu. Projekt - cel - plan - realizacja.
Chciałbyś coś dodać?
Ten sukces dedykuję mojej kochanej żonie Joannie. Bez jej pomocy nie zrobiłbym nic i nie osiągnął tego czy innych celów. Przygotowuje mi posiłki, podporządkowała wszystkie swoje plany pod moje treningi i zawody. Jest moim największym fanem i wsparciem!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.