reklama

Wywiad z komendantem Piotrem Gorynią

Opublikowano:
Autor:

Wywiad z komendantem Piotrem Gorynią - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Z komisarzem Piotrem Gorynią, komendantem Komendy Powiatowej Policji w Gostyniu, rozmawia Izabela Skorzybót. Wywiad opublikowany w nr 6/2014 „Życia Gostynia”

Pamięta pan swój pierwszy dzień w policji?
Oczywiście. To było 20 maja 1996 roku. To dzień zapadający w pamięć. Ojciec pożyczył mi swój samochód, Fiata 126p. Pojechaliśmy do komendy w Lesznie, gdzie ówczesny komendant wojewódzki odczytał rotę ślubowania, złożyliśmy ślubowanie. Potem udaliśmy się po sorty mundurowe do Bojanowa, dziś już tam magazynów nie ma. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem. Dowiedziałem się, że do szkoły pójdę do Legionowa. To dla mnie było duże wydarzenie i wyróżnienie, bo nigdy wcześniej nie wyjeżdżałem daleko. Nie byłem w wojsku, ponieważ moi rodzice mieli gospodarstwo. Miałem wtedy 24 lata. Nie byłem już wcale takim młodym człowiekiem. Wcześniej pomagałem rodzicom, bratu przy prowadzeniu sklepu, handlowałem na targowisku. Na tamte czasy wydawało mi się, że nic więcej do szczęścia nie jest potrzebne. Za namową brata zdecydowałem się próbować sił w policji i udało się.

Od samego początku pracował pan w gostyńskiej jednostce?
Tak. Najpierw 11 miesięcy szkoła podstawowa - Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Po powrocie króciutko byłem w prewencji. Cztery czy pięć miesięcy chodziłem po ulicy w patrolu, jak to się mówi, jako „krawężnik”. Potem dostałem propozycję od naczelnika wydziału kryminalnego Tadeusza Prokopa, który został później komendantem. Przyjąłem ją. W tamtym czasie, to było duże wydarzenie, że komuś z prewencji proponowali przejście sami kryminalni. Dzisiaj, jak ludzie słyszą - „do kryminalnego”, to nie chcą, bo 200, 300 nadgodzin. Tak więc nie zastanawiałem się, od razu się zdecydowałem. Do 2013 roku moja kariera była cały czas związana z wydziałem kryminalnym. Przeszedłem wszystkie szczeble:  asystenta, policjanta, detektywa,  specjalistę. W 2010 roku dostałem możliwość przejęcia wydziału, jako naczelnik. Funkcję pełniłem do 2013 roku. 8 stycznia 2013 roku komendant generał Jarosz powierzył mi pełnienie obowiązków na stanowisku pierwszego zastępcy.

To było zaskoczenie, czy po prostu kolejny szczebel kariery w policji?
Oczywiście, że trzeba mieć pewne predyspozycje, które przełożeni obserwują. Co jakiś czas jesteśmy też opiniowani. Ale też trzeba mieć czasami swoje szczęście czasami, znaleźć się w środowisku tych ludzi, którzy ci zaufają. Ta ściśle określona ścieżka rozwoju zawodowego jest u nas nakreślona i to jest dobre. Jeżeli ktoś będzie podnosił swoje kwalifikacje, dobrze pracował, będzie zauważany przez przełożonych, to oczywiście ma szansę awansować, ale nie wszyscy zostają komendantami.

Rozpoczynając pracę myślał pan o stanowisku komendanta?
Na początku nie. Patrzyłem na ówczesnych komendantów, jak na bogów i wiedziałem jaka jest przepaść miedzy nami. Policjanci, z którymi pracowałem na ulicy mówili: „po 5 latach będziesz dopiero coś niecoś wiedział, jako policjant, po 10 będziesz bardziej samodzielny, po 15 to już będziesz stary wyga”. Nie myślałem, że w ciągu 17 lat, w tak krótkim czasie dojdę do stanowiska komendanta. To dla mnie duży sukces. Zderzenie z policyjną rzeczywistością też było. Zupełnie inaczej wszystko człowiek widzi z zewnątrz, inaczej jak wejdzie tutaj. Zawsze powtarzam, że pomogła mi książka „Sztuka motywacji” Grahama Mastertona.

Było kilka fajnych uwag, na przykład: „jak cię widzą, tak cię piszą”. Zacząłem to wszystko wprowadzać. Na początku, jak pracowałem w wydziale kryminalnym, to była taka nowość. Wszyscy chodzili w swetrach, a Gorynia zaczął zakładać koszulę, krawaty. Zacząłem się udzielać. Lubię grać w piłkę, przejąłem obowiązki nieformalnego kierownika drużyny. Po jakimś czasie zostałem zauważony. Zorientowałem się, fakt troszeczkę późno, że warto by iść do szkoły oficerskiej, dojść do jakiegoś stanowiska. Poszło wszystko tak fajnie, że teraz mogę się tylko cieszyć i patrzeć, żeby wszystko szło dalej, jak jest na chwilę obecną.


Ma pan dobrych ludzi?
Tak. Po ostatniej odprawie kolejny raz przekonałem się, że naprawdę mamy wspaniały zespół. Tylko umiejętnie nimi kierować, wykorzystywać ich potencjał i będą dobre wyniki. Staram się traktować ich na równym poziomie. Zapraszam zwykłych policjantów do siebie. To duży kop dla nich. Czasami nie pieniądze, a zwykły uścisk dłoni, kawa u komendanta naprawdę ich mobilizuje, aby jeszcze lepiej pracować. A potencjał jest przeogromny, bo mamy dużo młodych, wykształconych ludzi. Chcą się uczyć, rozwijać. Borykamy się troszeczkę z wolnymi wakatami, ale komendant wojewódzki obiecał, że w miarę możliwości będzie to regulował. Nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa obywateli powiatu gostyńskiego, bo wszyscy policjanci są naprawdę maksymalnie w pracę zaangażowani.

Zamierza pan coś zmieniać w pracy jednostki?
Nie, żadnej rewolucji, czy ewolucji. To, co dobre musi iść swoim torem. Komendant Michał Domagalski miał swoją misję, realizował ją i będziemy to dalej robić. Zmienia się tylko kierujący. To będą kosmetyczne zmiany wynikające z potrzeby służby.

Kiedy zostanie powołany zastępca?
Jeszcze nie wiem. Nastąpi to w ciągu dwóch tygodni. Teraz komendant pozwolił mi troszeczkę odpocząć, wyjeżdżam na urlop. Będzie mnie zastępował Marcin Dopierała. Kiedy wrócę, spotkam się z szefem. Chce ze mną podyskutować na temat zastępcy. Myślę, że pozwoli mi przedstawić swoje koncepcje, ale decyzja należy właśnie do komendanta wojewódzkiego.

Jest pan radnym powiatowym, zamierza pan kontynuować pracę w samorządzie?
Chciałbym dokończyć to, co jest. Nie ma żadnych przeciwwskazań ze strony moich przełożonych, ani też ze strony aktów prawnych, abym był radnym. Nie powinno nikogo „gryźć”, że jestem radnym. Staram się spełniać tę funkcję bardzo dobrze. Natomiast, jeżeli byłaby taka potrzeba na pewno zrezygnowałbym z funkcji radnego, bo chcę służyć policji.  Pracę w policji kocham, lubię to robić i sprawia mi ona dużą satysfakcję. Jeżeli są jeszcze z tego zadowoleni mieszkańcy powiatu gostyńskiego, to dla mnie duże wyróżnienie.

A mieszkańcy są zadowoleni?
Spotykam się naprawdę z wieloma pochlebnymi głosami. To daje porządnego kopa. Wczoraj mój fryzjer powiedział mi, że wielu ludzi przychodzi i mówi, że naprawdę cieszy się z mojego awansu. „Szanują cię za to, że jesteś normalny”. Zapewniam, że nie grozi mi, aby woda sodowa uderzyła mi do głowy.

Jak rodzina zareagowała na awans?
Różnie. Dzieci tak śmiesznie. Mam trójkę: dwóch synów 5 i 6 lat i córkę 13 lat. Powiedziałem im podczas jazdy samochodem. Starsi Dawid i Wiktoria, pogratulowali, a Krystian stwierdził „nuda...”. Ale cieszą się. Żona normalnie przyjęła awans. Jest przyzwyczajona do mojej pracy.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE