reklama
reklama

"Wszyscy oferują dobre słowo, pomoc, rzeczy, zabawki czy nawet mieszkanie. To niesamowite"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Agnieszka Andrzejewska

 "Wszyscy oferują dobre słowo, pomoc, rzeczy, zabawki czy nawet mieszkanie. To niesamowite" - Zdjęcie główne

To była szybka decyzja, wzięły kilka rzeczy. Teraz potrzebują spokoju. | foto Agnieszka Andrzejewska

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Dwie młode Ukrainki z trójką dzieci były jednymi z pierwszych uchodźców, którzy dotarli w niedzielę, 27 lutego, na teren powiatu gostyńskiego. Sama podróż była uciążliwa, ale najgorszy był strach i niepewność, co je czeka po polskiej stronie granicy. Choć wszyscy chcieli im pomóc, dopiero stojąc przed budynkiem Bonifraterskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Marysinie w gm. Piaski, wiedząc, że mają gdzie spać - poczuły ulgę.
reklama

Młode kobiety wraz z dziećmi, po trzech dniach podróży z Ukrainy dotarły w niedzielę do Bonifraterskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej w gminie Piaski, gdzie zostały zakwaterowane w ramach pomocy rodzinom wyjeżdżającym z ogarniętego wojną kraju.

- Przyjechałyśmy tutaj z siostrą we dwie, z naszymi trzema córkami – opowiada Olha, Ukrainka spod Lwowa, która decyzję o ucieczce z terenu ogarniętego wojną kraju podjęła już w pierwszym dniu inwazji, po emocjonalnej rozmowie telefonicznej z mężem Vitalijem, kierowcą w poznańskiej firmie transportowej.

Podróż trwała 3 długie dni

- O 4 rano spadły pierwsze rakiety na Ukrainę. Z początku był stres, panika, syreny, nakaz siedzenia w bunkrach. Ale otarłam łzy, podjęłam decyzję, zebrałam kilka rzeczy i pojechałam – dodaje młoda matka.

Wzięła dokumenty, leki, dla dzieci jakieś rzeczy, sobie tylko spodnie i koszulkę. Jedzenia przygotowała tylko trochę, bo nie myślała, że tak długo ta podróż potrwa. Do końca kolejki podwiózł je ojciec męża, a dalej prosiła innych o podwiezienie w kierunku przejścia granicznego, razem 3 auta.

- Ostatnie 3 km poszłyśmy pieszo, bo nie miałyśmy już siły czekać długie godziny w przedłużającej się kolejce dla samochodów – mówi Ukrainka.

W kilkugodzinnym oczekiwaniu na przekroczenie granicy stały w mrozie, bez jedzenia, toalet, czegokolwiek, wśród innych kobiet, z małymi dziećmi i bagażami.

-  Niektóre miały na rękach noworodki – wspomina Olha.

O ile na granicy po stronie ukraińskiej była bardzo długa kolejka, w Polsce zostały odprawione bardzo szybko.

- Dobrzy ludzie dali nam kanapki, gorącą herbatę, ciepłą odzież. Tak po prostu – podkreśla.

Nie spodziewał się takiej pomocy

Jej mąż Vitalii w momencie wybuchu wojny był z towarem 1000 km od Polski, w Słowenii.

- Natychmiast zadzwoniłem do szefa, i poprosiłem, bym mógł wrócić do bazy, by jak najszybciej z Poznania pojechać już prywatnym autem do Katowic, dokąd jechała z granicy moja rodzina - opowiada mężczyzna. - Zajęło mi to 2 doby, ale zdążyłem i spotkaliśmy się w umówionym punkcie. 

Jak sami mówią, decyzja o ucieczce była trudna, bo zostali tam rodzice Vitalija i jeszcze jedna siostra z dziećmi.

– Ojciec ma 57 lat, więc podlega mobilizacji, a mama nie chciała zostawiać go samego – tłumaczy sytuację Ukrainiec.

Na razie mają z rodziną kontakt telefoniczny. Vitalii zawsze lubił Polaków, wiele lat pracuje w Polsce. Jednak był zaskoczony tą akcją Polaków, ich sercem i gotowością.

- Wy jesteście najlepszy naród, sąsiad dla nas, Ukraińców -  podkreśla młody ojciec - Ciężko wyrazić to słowami, naszą wdzięczność za pomoc z polskiej strony.

Myślał, że kobiety przyjadą i trzeba będzie samemu szukać domu, wszystkiego, a tu już na granicy się nimi zaopiekowano, ktoś zadbał, by je bezpiecznie przywieźć, nakarmił.

- Wszyscy oferują dobre słowo, pomoc, rzeczy, zabawki czy nawet mieszkanie. To niesamowite – zgodnie mówi ukraińskie małżeństwo.

Co dalej? Jakie mają plany?

  Ich dzieci właściwie nie rozumieją sytuacji, zwłaszcza te małe.

- Mówimy im, że to taki urlop... bo co powiedzieć? - pyta retorycznie mężczyzna.

Ma nadzieję, że to się uspokoi w kilka tygodni, żona wróci do domu, a on tu będzie dalej pracował. Jeśli nie, żona kierowcy będzie szukać pracy w Polsce, dzieci poślą do szkoły.

- Mogę zapewnić inne Ukrainki, które boją się jechać z dziećmi do obcego kraju bez planu, żeby nie przeżywały, nie wahały się,  bo Polacy pomagają, są życzliwi - podkreśla pewnie Olha.

Wielu Ukraińców - mężczyzn wraca do ojczyzny gotowi walczyć.

- Pytałem kolegów z Ukrainy. Mówią, że ich tam teraz więcej niż trzeba, że mój przyjazd nie ma sensu –  dodaje Vitalii.

Lepiej, żeby pracował w Polsce i przesyłał tam pieniądze, by pomóc finansowo.

- Ale jak będzie potrzeba, bym wrócił, pojadę na Ukrainę walczyć – deklaruje. 

 

Masz pomysł, by pomóc w jakis sposób przyjeżdżającym Ukraińcom, zgłoś się TU.

Chcesz trochę "namieszać" w propagandzie rosyjskiej? Weź udział w akcji, o której piszemy TUTAJ.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama