Kim w ogóle był Felicjan Pawlak
Urodził się 9 maja 1914 roku w Krobi jako syn szewca, Jana i Marianny Pawlaków. Miał 7 rodzeństwa - 2 siostry i 5 braci. W rodzinnym mieście ukończył 7-klasową szkołę powszechną, był harcerzem oraz przewodził działającej w Krobi gromadzie zuchów. W 1928 roku zdał egzamin i został przyjęty do Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Rawiczu. Maturę uzyskał w roku 1933 i otrzymał dyplom nauczyciela. Pracę w zawodzie rozpoczął w 1934 roku jako prywatny nauczyciel w majątku Kozłowskich w Dulsku koło Kruszwicy. Ale niedługo dane było mu być pedagogiem.Po zaledwie roku zerwał z tym zajęciem i w maju 1935 roku zdał egzamin do Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie, którą ukończył we wrześniu 1937 roku. Niemal dokładnie w tym samym czasie zaliczył kurs spadochronowy w Legionowie. Otrzymał tam dyplom oficera służby stałej w stopniu podporucznika Wojska Polskiego oraz przydział do 44 Pułku Piechoty w Równem na Wołyniu na kresach wschodnich Polski. Do sierpnia 1939 roku był dowódcą plutonu 1 kompanii CKM, po czym przeniesiono go do ośrodka zapasowego 13 Dywizji Piechoty, gdzie pełnił funkcję dowódcy plutonu łączności. We wrześniu 1939 roku został powołany do Szkoły Podchorążych Piechoty przy 67 Pułku Piechoty w Brodnicy na Pomorzu. Tam zastał go wybuch II wojny światowej.
Uczył się angielskiego i planował ucieczkę z oflagu
20 września 1939 roku został wzięty do niewoli sowieckiej, z której po kilku dniach uciekł. 26 września dotarł do Włodawy i został przyjęty jako adiutant do 3 batalionu 179 pułku piechoty. Z tą jednostką walczył pod Kockiem. 6 października 1939 roku dostał się do niewoli niemieckiej. Przewieziony do oflagu w Choszcznie niedaleko Gorzowa (II B - Arnswalde) od pierwszych dni planuje ucieczkę. Już wtedy, być może przeczuwając, gdzie rzucą go jego dalsze losy, Felicjan Pawlak zaczął naukę języka, który jak się okaże stanie się dla niego przepustką do bogatej kariery wojskowej, a w dalszej perspektywie równie ważnym, co ojczysta mowa.
- Zacząłem naukę angielskiego w listopadzie 1939 roku. Siedziałem z 2000 oficerów, przeważnie z grupy generała Kleberga. Rozmyślałem, jak uciec? Jako gorliwy student historii I wojny światowej wiedziałem, że ta druga wojna, dopiero zaczęta potrwa znowu jakieś 4 czy 5 lat. Nie uśmiechało mi się więc siedzenie tak długo za drutami. Znałem tylko język niemiecki, a ten dużo by mi nie pomógł u naszych alianckich przyjaciół. Trzeba było więc uczyć się angielskiego. Zamówiłem więc sobie książkę do nauki tego języka. Wkrótce zjawił się z nią niemiecki oficer z komendy obozu z zamiarem wyperswadowania mi tej nauki. Sugerował, że lepiej byłoby doskonalić mój niemiecki. Skontrowałem to mówiąc, że zawsze należy znać język zwycięzców w tej wojnie. „Panu to też by się przydało”. Facet się wściekł, a ja zabrałem się do nauki - opowiadał z właściwym sobie poczuciem humoru mieszkaniec Krobi.
Postać Felicjana Pawlaka poznajemy dzięki książce „Z Oflagu do Tobruku i w nieznane. Diariusz 1939-1943”.
Nawet nie zauważono ich nieobecności
Wraz z kolegą Janem Gerstelem, pilotem, systematycznie trenują marsze wokół placu obozowego, zbierają żywność, organizują cywilne ubranie, zdobywają trochę pieniędzy od współwięźniów, ćwiczą mowę niemiecką i 6 lutego 1940 roku uciekają z obozu. To była ciemna, poniedziałkowa noc. Padał śnieg, który szybko zacierał ślady za uciekinierami. Warta po niedzielnej libacji nie była zbyt czujna. Druty wzięli szturmem, sforsowali mur i na przełaj przez pola udali się we wcześniej obranym kierunku.Zmierzali do miasta Krzyż. Liczyli, że dawna granica polsko-niemiecka nie będzie już pilnowana. Niestety, przeliczyli się. Postanowili więc, że zatrzymają się w Krzyżu, odpoczną i postanowią, co dalej. Tam zostali zatrzymani przez niemiecką policję. Ponieważ nie mieli dokumentów, bezpieczniej było przyznać się do ucieczki. Okazało się, że w oflagu nie zauważono ich nieobecności. Dopiero policja zawiadomiła komendę obozu odstawiając uciekinierów.
Z tej twierdzy nie można było zbiec
Za nieudaną próbę ucieczki obaj zostali zamknięci w obozowym areszcie, a po 4 tygodniach przewiezieni do oflagu w Spitzberg B VIII położonego w Górach Sowich na dwóch wierzchołkach gór wznoszących się nad miasteczkiem Silberger (Srebrnogóra). Do tego oflagu należały dwa forty zbudowane w XVIII wieku przez cesarza Fryderyka Wielkiego - większy Spitzberg B VIII i karny mniejszy, Hohenstein. W tym ostatnim umieszczono 20 oficerów polskich ukaranych za ucieczki lub inne przewinienia. Wśród nich był też Felicjan Pawlak. Oba forty były położone wysoko, wykute w skale, obmurowane dwumetrowej grubości murem, otaczała je fosa i zasieki. Część ścian była pionowym uskokiem - zapadnią. Sypialnie mieściły się w lochach tzw. kazamatach podziemnych, zaopatrzonych w światło i centralne ogrzewanie. Jedno z pomieszczeń miało małe okienko wychodzące na pionową ścianę. Ucieczka z tego miejsca wydawała się niemożliwą do zrealizowania. Taki osąd wydała też specjalnie powołana niemiecka komisja. A jednak jeńcy znaleźli sposób, by uciec.
- Z momentem znalezienia się tutaj gnębiła nas bez przerwy jedna, jedyna myśl, w dzień i w nocy: jak się stąd wyrwać? (...) O jakimkolwiek podkopie na skale nie było mowy. (...) Zaczęliśmy przy pomocy dwóch scyzoryków usuwać wapno spomiędzy cegieł, by wreszcie po dwóch godzinach ciężkiej pracy usunąć... pierwszą cegłę. Reszta poszła już dość łatwo, także pod wieczór mieliśmy już całą dziurę w oknie wystarczającą na to, żeby dorosły człowiek mógł się przecisnąć - wspominał F. Pawlak.
Tylko trzem podporucznikom się udało
Ucieczka miała miejsce 6 maja 1940 roku. Przez wspomniany otwór wydłubany w murze na skręconych prześcieradłach opuściło się kolejno w przepaść głęboką na dwa piętra 10 oficerów. Reszta zobowiązała się do pomocy i maskowania ucieczki Sforsowali zasieki i udali się w kierunku południowo-wschodnim. Dla większego bezpieczeństwa podzielili się na trzy grupy: 2-,3- i 5-osobową. Dotrzeć do formującego się na Wschodzie Wojska Polskiego udało się tylko jednej, w skład której wchodzili podporucznicy: Felicjan Pawlak, Jan Gerstela oraz Tadeusz Wesołowski. Dwie pozostałe grupy ujęto i odstawiono do fortu.Trzej uciekinierzy, po wielu trudach i błądzeniu wokół Srebrnogóry 9 maja przeszli Równinę Kłodzką, w bród rzekę Nysę, dostali się do Czech, a potem przez Słowację, Węgry, Jugosławię i Turcję do Syrii, gdzie właśnie formowała się Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich (SBSK). Felicjan Pawlak wstępuje do tej jednostki i w jej szeregach przemierza cały wschodni szlak szkoleniowy i bojowy. Co ciekawe w pieśni „Karpacka Brygada”, która powstała na część „karpatczyków” jedna ze zwrotek jest poświęcona mieszkańcowi Krobi oraz jego kolegom i ich wyczynom.
„Myśmy tutaj szli z Narwiku.
My przez Węgry, a my z Czech,
Nas tu w Syrii jest bez liku,
A nas z Niemiec zwiało trzech.
My przez morza, a my z Flandrii,
My górami, my przez las,
Teraz wszyscy do Aleksandrii,
Teraz my już wszyscy wraz”.
Poznaje lordów i szybko awansuje
W szeregch SBSK Felicjan Pawlak walczy w Afryce, między innymi pod Tobrukiem i Gazelą. W 1942 roku zostaje wysłany na szkolenie do oficerskiego Staff College w Hajfie, które tak opisuje:
- Zakończyliśmy wojną na pustynie wracając przez Egipt do Palestyny. Tu nagle zaskoczyła mnie wiadomość, że jestem odkomenderowany do angielskiej szkoły sztabu. Tam spotkałem kilku autentycznych lordów i zacząłem się uczyć prawdziwego języka angielskiego.
Po odbytym kursie otrzymuje przydział do sztabu V Brygady Karpackiej, a następnie do V Kresowej Dywizji Piechoty jako oficer dyplomowany. Z nią walczy na froncie włoskim, w tym pod Monte Cassino. 1 marca 1944 roku otrzymuje awans na stopień kapitana.
15 stycznia 1945 roku zostaje przeniesiony do 17 Batalionu Strzelców, który wsławili się pod Monte Cassino zdobyciem wzgórza San Angelo mającego decydujący wpływ na losy bitwy. Odtąd Batalion nosi nazwę 17 Lwowski Batalion Strzelców San Angelo. Formacja pod jego dowództwem bierze udział w walkach nad rzeką Senio, Santerno i Sillaro oraz kanałem Molini. Była to droga wiodąca do zdobycia Bolonii, którą to oddziały polskie zajęły w kwietniu 1945 roku. A kapitan Felicjan Pawlak otrzymuje kolejną „gwiazdkę” na pagonach i od czerwca 1945 roku jest już majorem służby stałej.
Zostaje z generałem Andersem na obczyźnie i organizuje obozy
Koniec wojny nie oznacza końca działań 17.LBS San Angelo. Do rozciągającego się nad Adriatykiem w miejscowości Grottammare obozu batalionu polskiego, z niewoli niemieckiej i z oflagów i innych obozów, przybywają żołnierze i uzupełniają stan liczbowy mocno przerzedzonej jednostki. Rozpoczyna się nowy etap działań i praca nad przygotowaniem do życia w zmienionych, pokojowych warunkach. Organizowane są różne kursy przysposabiające do zawodu, trwają szkolenia, naukach na różnych poziomach.15 lipca 1945 roku do obozu w Grottammare przybywa dowódca II Korpusu Polskiego, generał Władysław Anders. W słowach skierowanych do żołnierzy przypomina koszmarne warunki, w jakich tworzyły się oddziały polskie, przejściu z ZSRR na Środkowy Wschód, okres szkoleń i zwycięskie walki w Afryce oraz całej włoskiej kampanii. Generał Anders dał swoim żołnierzom wybór: mogli bez przeszkód porzucić mundur i wrócić do Polski, w której władzę zaczęły przejmować władze komunistyczne lub pozostać z nim na uchodźstwie. Major Felicjan Pawlak wybrał drugą opcję i od tej chwili zaczyna się jego los emigranta.
- Być może prostego żołnierza po jakimś czasie zostawiono by w spokoju, ale wujka, biorąc pod uwagę choćby naukę w angielskiej szkole uznano by z pewnością za szpiega - mówi Tadeusz Pawlak, bratanek bohatera wojennego
20 czerwca 1945 roku major Wojska Polskiego opuścił 17.LBS San Angelo i przeszedł do dowództwa II Korpusu Polskiego. Dowództwo powierza mu organizowanie obozu przejściowego dla polskiej ludności cywilnej masowo napływające z całej Europy. Major Felicjan Pawlak zostaje szefem sztabu osiedli polskich Italia obozów w okolicach miasta Barletta i Trani bliski Bari we Włoszech. Zgromadziło się tam około 10 tysięcy Polaków.
Tam poznaje swoją przyszłą żonę - Polkę spod Grodna Joannę Wołk-Łaniewską. W końcu, w listopadzie 1946 roku rodzina Pawlaków zostaje przeniesiona do Angli i osiedla się w Lodnynie, gdzie zasłużonemu w walkach żołnierzowi przyszło pracować w charakterze robotnika niewykwalifikowanego. Z czasem, dzięki cechom charakteru, które towarzyszyły mu przez całej życie: bezkompromisowości, pracy i wytrwałości majorowi Felicjanowi Pawlakowi udaje się zdobyć zawód maklera ubezpieczeń i założyć własną firmę maklerską oraz pośrednictwa w obrocie nieruchomościami.
Wrócić nie mógl, ale myślami zawsze był z ojczyzną
Felicjan Pawlak doczekał się dwóch synów: Witolda i Nikodema. Witold Pawlak ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie w Cambridge i został sędzią. Mieszka w Londynie. Nikodem jest nauczycielem i od niedawna mieszka w Warszawie, gdzie założył własną szkołę języka angielskiego.Dom Pawlaków w Anglii zawsze był domem polskim, w którym mówiło się i czytało po polsku.
- Ojciec organizował wiele inicjatyw społecznych w Wielkiej Brytanii - oznajmia Witold Pawlak.
W Londynie działał wśród Polonii skupionej wokół parafii w Balham, prowadzonej przez księdza Stanisława Cynarę i Domu Parafialnego „Orzeł Biały” z szeroko rozwiniętą pracą oświatową, kulturalną, opiekuńczą na rzecz emigrantów polskich i ich rodzin. Za tę działalność Watykan przyznał F. Pawlakowi wysokie odznaczenie papieskie wręczono w 1998 roku przez Prymasa Polski kardynała Józefa Glempa podczas jego wizyty w Londynie.
- Cały czas wspominał Polskę i żałował, że nie mógł do niej wrócić. Poczucie związku emocjonalnego, jaki mam z Polską zawdzięczam właśnie ojcu - dodaje W. Pawlak.
Major Felicjan Pawlak przeżył 55 lat na obczyźnie. W 1991 roku został awansowany do stopnia pułkownika Wojska Polskiego w rezerwie. Akt w Polsce odebrał z rąk generała Wojciecha Jaruzelskiego. Do końca swoich dni używał jednak stopnia zdobytego na polu walki.
KLIKNIJ w GRAFIKĘ, żeby PRZECZYTAĆ ARTYKUŁ
Spoczął obok towarzyszy broni
Felicjan Pawlak zmarł rankiem 25 czerwca 2000 roku. Zgodnie ze swoją ostatnią wolą został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w kwaterze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie wśród towarzyszy broni.Był wielokrotnie odznaczany, w tym najważniejszymi honorami wojskowymi polskimi, jak i zagranicznymi. Wśród przyznanych mu odznaczeń znajdują się:
- Krzyż Virtuti Militari V klasy
- Krzyż Walecznych - dwukrotnie
- Krzyż Monte Cassino
- Gwiazda za wojnę 1939-1945
- Gwiazda Italii
- Gwiazda Afryki
- Krzyż Australijski „Tobruk Siege”
- Krzyż Czynu Bojowego PSZ na Zachodzie
- Medal Wojska Polskiego
"Ojciec nie pisał dla innych, pisał wszystko dla siebie". Nad książką pracował sam Norman Davies
Książka „Z Oflagu do Tobruku i w nieznane. Diariusz 1939-1943”, dzięki której poznajemy postać Felicjana Pawlaka została wydana w 2019 roku.
- Wydanie książki stało się okazją do tego, żeby powiedzieć więcej o Felicjanie Pawlaku. Chcieliśmy to zrobić jeszcze przed pandemią, niestety wszystko przesunęło się w czasie. A jest o czym opowiadać. Na przykład fenomenalną rzeczą jest to, że on był jednym z najmłodszych oficerów: praktycznie od 1937 do 1945 roku doszedł do stopnia majora, co nie jest łatwe, nawet w czasie wojny. Nie przypadkowo nadano mu Krzyż Virtuti Militari - mówi Mariusz Duda, nauczyciel historii i jeden z inicjatorów premiery książki na krobskiej ziemi.
Opracowania „Z Oflagu do Tobruku i w nieznane. Diariusz 1939-1943” podjął się Karol Łopatecki, historyk, profesor Uniwersytetu w Białymstoku, któremu za materiały źródłowe posłużyły diariusze F. Pawlaka przekazane przez Witolda Pawlaka.
- Wiele lat temu znalazłem diariusze ojca, bardzo mnie ciekawiły. Ale po prostu nie można było ich odczytać. (...) Pamiętam z filmu Wajdy „Katyń” taki moment, gdy pokazali ciała pomordowanych żołnierzy i między nimi były różne rzeczy. I zobaczyłem właśnie taki sam kalendarz, jaki ojciec miał z 1939 roku. (...) Ojciec nie pisał dla innych, pisał wszystko dla siebie i z tego powodu myślę, że książka jest bardzo ciekawa. Miał bardzo dobre poczucie humoru. Szkoda, że nie ma go, żeby to wszystko zobaczył - dopowiada W. Pawlak.
Dlaczego Felicjan Pawlak jest tak interesującą postacią?
- Przede wszystkim zasłynął z tego, że trzykrotnie podczas wojny uciekał z więzienia. Można go umieszczać wśród rekordzistów. Ale także jego bardzo ważną rolą było spojrzenie na losy wojny. Otrzymaliśmy kilka kilkudziesięciostronicowych kalendarzy, gdzie nasz bohater prawie od początku działań wojennych rozpoczął notowanie bieżących wydarzeń. Te informacje, które są podawane w kalendarzach spisywane przez Felicjana Pawlaka (...) były tak skrótowe, nieczytelne dla zwykłego odbiorcy, że on mógł tam napisać, co naprawdę myślał. To co zostawił to nie jest w żaden sposób stworzone dla odbiorców, to jest bardzie dla siebie. (...) Obserwacje dotyczące ówczesnej wojny i osób, z którymi się stykał. (...) Bezsprzecznie Felicjana Pawlaka można i nawet trzeba nazywać bohaterem wojennym. Ale nie takim w stylu Jamesa Bonda, ale człowieka z krwi i kości, którzy przeżywał czasy, w których przyszło mu żyć, miewał depresje i załamanie nerwowe tym spowodowane - opisuje profesor Karol Łopatecki.
Warto również dodać, że przedmowę do książki „Z Oflagu do Tobruku i w nieznane. Diariusz 1939-1943” napisał sam Norman Davies.
- Wielka zmiana zaszła w ojcu, gdy poszedł do angielskiej szkoły sztabowej jako jedyny Polak pośród Anglików, żołnierzy z Afryki Południowej i Amerykanów. Myślę, że kiedy skończył tę szkołę, to miał zupełnie inne podejście do pracy jako żołnierz. Trochę później przestał pisać diariusze będąc coraz bardziej zajętym sprawami wojny - dodaje Witold Pawlak.
Rzeczywiście diariusze Felicjana Pawlaka urywają się w 1943 roku.
Przedmowę do publikacji o Felicjanie Pawlaku napisał słynny historyk brytyjski Norman Davies
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.