reklama

Nie chodzi o to, aby dziecko nie miało wysypki

Opublikowano:
Autor:

Nie chodzi o to, aby dziecko nie miało wysypki - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Artykuł opublikowany w numerze 6/2015 Życia Gostynia

Polska ma jeden z najuboższych kalendarzy szczepień obowiązkowych dla dzieci i młodzieży w Europie. Jesteśmy w tyle za Wielką Brytanią, Francją, Austrią, a także daleko za ... Afryką, gdzie szczepionki kupują organizacje charytatywne. Szczepionki mają chronić nas wszystkich przed groźnymi chorobami zakaźnymi i zapobiegać ich powikłaniom. Coraz częściej jednak rodzice decydują się nie szczepić dzieci w ogóle. Wspiera ich Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP", które chce, aby rodzice w Polsce sami decydowali, czy szczepią swoje pociechy, czy nie. Jakie mogą być tego konsekwencje? Naukowcy przestrzegają, że brak szczepień może skutkować rozprzestrzenianiem się chorób zakaźnych.

Nie ma co dyskutować

W powiecie gostyńskim sześć rodzin nie szczepi swoich dziesięciorga dzieci. – Część z nich podjęła jakieś szczepienia, ale przerwała je. Troje nie zostało zaszczepione ani razu – mówi Ewa Ulanicka, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno - Epidemilogicznej w Gostyniu. W naszym kraju szczepienia są obowiązkowe, mówi o tym rozporządzenie ministra zdrowia, które jest dokumentem w takiej samej randze, jak to decydujące o tym, że dzieci idą do szkoły. - I myślę, że akurat nad tym drugim, o obowiązku szkolnym, nikt nie dyskutuje. Taki sam przepis prawny decyduje o tym, że dzieci mają być poddane obowiązkowym szczepieniom. Jeżeli jakiejś choroby nie możemy leczyć w żaden sposób, to musimy zrobić coś innego: albo na nią nie zapadać, albo zapobiec jej powikłaniom – stąd się w ogóle wzięły szczepienia. W związku z tym uważam, że w ogóle na ten temat nie ma dyskusji – stwierdza Katarzyna Górska, lekarz pediatra.

Obawiają się powikłań

Jednak rodzice są w rozterce. Szczepią swoje pociechy, choć często obawiają się powikłań, zwłaszcza, że krąży wiele opowiadań o ciężkich chorobach po wizycie w punkcie szczepień. W internecie i mediach często pojawiają się informacje o szkodliwych związkach, czy zanieczyszczeniach w szczepionkach. Prawda jest jednak taka, że edukacja na ten temat w naszym kraju kuleje. – Boję się, że moje dziecko zostanie niedokładnie zbadane i zachoruje. Słyszałam o wielu takich przypadkach. W sumie to nie dopytuję za bardzo lekarza. Kolejka w przychodni zawsze jest spora. Trzeba, to szczepię – przyznaje Anna, mama rocznej Jagody. Są też matki, które świadomie poddają dzieci obowiązkowi. - Szczepię swoje dzieci zgodnie z kalendarzem szczepień. Zdaję sobie sprawę, że szczepionki nie są obojętne dla małego organizmu dziecka, ale dla mnie jest to wybieranie mniejszego zła. Nie chciałabym patrzeć jak moje dzieci cierpią z powodu różyczki, odry lub krztuśca. Dodatkowo zaszczepiłam swoje pociechy przeciw pneumokokom. W mojej dalszej rodzinie, zaledwie trzy lata temu był przypadek, że siedemnastoletni chłopiec zmarł nagle z powodu sepsy. I chociaż wiem, że prawdopodobieństwo wystąpienia tak zwanej posocznicy jest raczej znikome, ja mimo wszystko wolę dmuchać na zimne i nie żałować, że gdy mogłam, nie podjęłam żadnych kroków, aby moje dzieci mogły być bezpieczne – przyznaje Magdalena, mama Jasia i Gabrysi.

Mają swoje racje

Tymczasem, jak wynika z danych gostyńskiego Sanepidu, odczynów poszczepiennych jest bardzo mało (wszystkie muszą być zgłoszone do jednostki). - Na przestrzeni bardzo wielu lat nie zdarzył się na naszym terenie ani jeden ciężki niepożądany odczyn poszczepienny, który doprowadziłby do naruszenia stanu zdrowia w znacznym stopniu. Są czasem pojedyncze miejscowe postaci, obrzęki – mówi Bożena Bątkiewicz, starsza pielęgniarka ds. szczepień w PSSE w Gostyniu. Zdaniem pielęgniarki nowoczesne preparaty są bezpieczne. – Nawet gdyby były bardzo śladowe ilości szkodliwych czynników, to na pewno to kropla w morzu w porównaniu do kochanych przez rodziców różnych sztucznych dodatkach w słoiczkach z jedzeniem, czy w porównaniu do wszystkich innych zanieczyszczeń, które spotykamy w żywności, powietrzu, z którymi mamy kontakt na co dzień – przyznaje Bożena Bątkiewicz. Czy rodzice, którzy zdecydowali się nie szczepić pytają fachowców? – Nie, ci, którzy podjęli takie decyzje, już mają utrwalone własne przekonanie i w ogóle nie chcą dyskutować na ten temat, mają swoje racje - przyznaje pielęgniarka. Co mówią rodzice, którzy pociech nie szczepią? Głównym powodem jest właśnie strach rodziców przed konsekwencjami szczepień, wywołaniem chorób. Na pewno nie jest to zaniedbanie, zapomnienie, ale własne zapatrywanie się na negatywny wpływ szczepionek. – Jedna z mam powiedziała, że wie, że dzieci mają pewną odporność po niej odziedziczoną z życia płodowego i do tej pory, przez 3 lata dzieci nie chorują i ona nie będzie podejmować szczepień. Często rodzice mówią, że wyczytali w internecie informacje, że szczepienia nie są dobre, mogą zaszkodzić. Jest pewna rodzina, gdzie wystąpiło zachorowanie. Nie jest potwierdzone to żadnymi badaniami lekarskimi, ale mama jest przekonana, że dziecko zachorowało na skutek szczepienia i nie podjęła już dalszych – tłumaczy pielęgniarka.

Wizy raczej nie dostanie

Dziesięcioro nieszczepionych dzieci w naszym powiecie, to jak przyznaje Ewa Ulanicka, kropla w morzu, porównując do 2055 w Wielkopolsce. Najwięcej przeciwników jest w dużych miastach, gdzie ruch „STOP szczepieniom” działa prężnie. – Jednak ogromnej większości rodzice poddają dzieci zabiegom. Mało tego, podają również szczepionki nieobowiązkowe płatne. Jesteśmy zdania, że warto, bo choroby, takie jak polio, były naprawdę niebezpieczne, kiedy panowały. Zaatakować mogą nadal i jeśli stopień populacji nieszczepionej będzie się powiększał, to można spodziewać się, że wszystkie te groźne choroby zaczną się pojawiać – przestrzegają przedstawicielki Sanepidu. Młodzi ludzie nie pamiętają już pokolenia, które miało nieszczęście zachorować na Heine – Medina, czyli ostre nagminne porażenie dziecięce, chorobę zakaźną wywoływaną przez wirus polio. – Pamiętam moich rówieśników, którzy zachorowali, doznali porażeń, które zostawiały bardzo duży uszczerbek na zdrowiu, przykurcze, szkodzenia uszkodzenia narządów ruchu. Bardzo dużo było przypadków w każdym roczniku – wspomina Bożena Bątkiewicz. Obecnie polio prawdziwe nie pojawia się. – Ale krążą dzikie szczepy wirusa polio. Jeżeli szczepień by nie było, wirus mógłby się uzjadliwić i powodować schorzenia jak kiedyś – przestrzega Ewa Ulanicka. Przez lata walki z polio tzw. wyszczepialność była bardzo duża –95 - 98 %. – Dzięki temu obecnie nie stwierdza się w Europie zachorowań w ogóle na ostre porażenia wiotkie związane z tym wirusem. Boimy się, że odsetek dzieci nieszczepionych będzie rósł. Dzisiaj świat jest otwarty, ludzie wędrują, odwiedzają regiony, w których można tego wirusa spotkać. Mamy nie zdają sobie sprawy, że nie szczepiąc dzieci, nie uodparniając ich, narażają na niebezpieczeństwo - podkreślają przedstawicielki Sanepidu. Logicznie myśląc, brak szczepień zamyka drogę dzieciom na podróżowanie po świecie. Nie wyobrażamy sobie podróży osób dorosłych do Afryki bez koniecznych szczepień. Decydując się na taki krok, narazilibyśmy zdrowie i życie. Są kraje, na przykład Stany Zjednoczone, gdzie, aby przebywać w kraju należy przedstawić kartę szczepień przeciwko śwince, odrze, różyczce. Niezaszczepiona pociecha może nie otrzymać wizy.

Rtęć i autyzm

Jak mówi Ewa Ulanicka, wśród przeciwników szczepień króluje mit, że szczepionka przeciwko śwince, odrze i różyczce wywołuje autyzm. – Ta szczepionka stosowana jest na całym świecie. Nie ma dowodów na to, że powoduje chorobę, ale ruch „STOP szczepieniom”, głośno mówi, że tak jest. Stąd też niektórzy rodzice, wczytując się w ich argumenty w podobny sposób podchodzą do tego – przyznaje. Z kolei pediatra Katarzyna Górska podkreśla, że nie ma kontroli, nad tym, co jest w mediach udostępniane do publicznej wiadomości. Artykuł, który poruszył rzekomy związek szczepionki na odrę, świnkę i różyczkę z występowaniem autyzmu u dzieci, ukazał się w 1986 roku. Nadal jest on dostępny w internecie. – Tylko o tym, że jego autor musiał publicznie zdementować te informacje, został ukarany na uczelni, jego kariera naukowa się skończyła, ukarano go w sądzie grzywną, już nie przeczytamy w mediach – zauważa lekarka. Podkreśla, że nie ma żadnej substancji, która w prowadzona do organizmu nie wywołuje działań ubocznych. Dotyczy to syropów: na kaszel, gorączkę, wszystkich suplementów diety, które tak mocno są reklamowane i które tak chętnie spożywamy. – Nie oczekujmy, że w syropie na gorączkę, który można podawać od urodzenia, nie ma na przykład konserwantów. W związku z czym, te konserwanty są również w szczepionkach. Jeżeli mają mieć przez 2 lata ważności zachowaną skuteczność, to nie oszukujmy się, że tam będzie sam antygen – wyjaśnia Katarzyna Górska. Panikę wywołała także informacja, że szczepionki zawierają rtęć, tzw. tiomersal. – W niektórych jest wykorzystywana w procesie technologicznym, jako konserwant. Wiadomo, że jeżeli ta szczepionka zostaje dopuszczona do użycia, to usuwa się tyle, ile się da substancji szkodliwych. Natomiast, proszę mi wierzyć, że nie jest to podstawowe źródło zatrucia rtęcią w naszym społeczeństwie w XXI wieku. Nie wierzę, że jakakolwiek firma pozwoliłaby sobie, aby wprowadzić coś, co ewidentnie szkodzi zdrowiu – pediatra.

Z przymrużeniem oka

Katarzyna Górska zauważa, że część lęku przed szczepieniami wynika z braku zrozumienia po co się szczepimy i co muszą zawierać szczepionki. Często jest tak, że rodzice przychodzą na szczepienie i nie wiedzą, przeciwko jakiej chorobie ono będzie. – Wiedzą to, co przeczytali w internecie i to jest dla nich ważne, bo ktoś napisał, że po szczepieniu dziecko było chore. Gdyby rzeczywiście było tak, że szczepionka powoduje choroby układu nerwowego u dziecka, to nikt by jej nie dopuścił do obrotu – zauważa lekarka. Kilkanaście lat temu odraczano dzieci od szczepienia na krztusiec, bo uważano, że ma to związek z chorobami neurologicznymi. - To spojrzenie się zmieniło. Doszło do wzrostu krztuśca w społeczeństwie i teraz dzieci trzeba doszczepić – niezależnie od tego, jaką chorobę neurologiczną mają – wyjaśnia lekarka. Katarzyna Górska uważa, że w pewnych kwestiach nie możemy dyskutować. – Poświęcam dobrą godzinę na każdym patronażu, żeby wytłumaczyć rodzicom kwestię szczepień. Mam świadomość, że w większej części ludzie tego nie rozumieją – przyznaje. A podstawową rolą jest ochrona. - Naprawdę nikomu nie życzę, aby wystąpiły u niego objawy tężca. To jest popularna choroba, to nie jest choroba ze Średniowiecza. W XXI wieku ludzie, jeżeli nie są szczepieni na tężec, umierają – podkreśla lekarka. Zwraca uwagę, że jeśli u małego pacjenta wystąpią objawy posocznicy, wtedy w mediach pojawiają się informacje, że dziecko miało meningokokowe zapalenie opon, a teraz umiera na posocznicę w szpitalu. – Ale, jak mówię rodzicom: „słuchajcie, są dwie szczepionki na meningokoki i pneumokoki”, to patrzą na mnie z przymrużeniem oka „co ja od nich chcę”. Dopiero, kiedy pojawia się opisana informacja medialna, wszyscy przez dwa tygodnie przychodzą. Potem znowu zainteresowanie spada – przyznaje pediatra.

To nie wysypka

Ludziom wydaje się, że świnka, odra, różyczka, to choroby niegroźne, wywołujące wysypkę. „Przecież wszyscy chorowaliśmy na ospę i nic się nie stało”. Problem polega na tym, że wysypka jest tylko jednym z objawów choroby zakaźnej. Wszystkie wymienione wyżej choroby, to wirusy, których podstawowy proces chorobowy toczy się w ośrodkowym układzie nerwowym. To zapalenia mózgu, zapalenia opon rdzenia kręgowego, które występują albo w przebiegu choroby, albo w jakimś czasie po niej. Zapalenie mózgu występuje w przebiegu świnki jeden na tysiąc osób, które zachorowały. U szczepionych - jeden na milion. – Statystyka broni się sama. Nie chodzi o to, aby dziecko nie miało wysypki, gorączki, bo to nie z tego będą powikłania, tylko z zupełnie innych miejsc, których nie widzimy, o których nikt nie mówi, nie pamięta. Nie po to szczepimy dzieci na odrę, żeby nie miały wysypki lub zapalenia spojówek, tylko żeby nie miały po latach zapalenia rdzenia, które może doprowadzić do ciężkiego niedowładu albo do zgonu – tłumaczy lekarka. Trzeba pamiętać, że nie wszystkie szczepienia zapobiegają chorobom zakaźnym. Część z nich zapobiega powikłaniom. Tak jest w przypadku grypy. – To nie jest tak, że jeśli zaszczepię się na grypę, to na nią nie zachoruję. Zachoruję, ale być może nie dostanę zapalenia mięśnia sercowego, które będzie powodem niewydolności – wyjaśnia Katarzyna Górska.

Daleko za Afryką

Lekarka z przykrością przyznaje, że Polska jest krajem, który ma najbardziej ubogi kalendarz szczepień w Europie. - Jesteśmy też daleko za Afryką. Ze względów finansowych mamy naprawdę to minimum, które powinno być i którego już się nie da okroić. Czasem bardzo zastanawiam się nad tym, dlaczego mamy, które wyjechały za granicę i w Wielkiej Brytanii mają wszystkie szczepionki za darmo, przyjeżdżają rodzić dzieci do Polski? – pyta retorycznie Katarzyna Górska. W Polsce, jeśli chce się zaszczepić dziecko dodatkowo, płaci się około 1 000 złotych podczas jednej wizyty. – Szczepią się państwa wysokorozwinięte i Trzeci Świat, bo inaczej mieliby tam klęskę. Mamy najuboższy kalendarz w Europie, jeżeli chodzi o nastolatków. Nie szczepimy obowiązkowo ani na meningokogi, które wywołują zapalenie opon mózgowych, ani nie doszczepiamy na krztusiec, który roznoszą dorośli i wtórnie chorują dzieci. Nie mamy żadnych dawek przypominających, poza błonicą i tężcem. Po 6. roku życia nie ma praktycznie nic w kalendarzu, niestety – mówi pediatra. W Polsce nie ma pieniędzy na dodatkowe szczepienia, które w innych państwach są. – To myślenie na przyszłość. Taniej jest zaszczepić dzieci, niż później opiekować się chorymi dorosłymi obywatelami – zauważa Katarzyna Górska.



2055 dzieci było nieszczepionych w województwie wielkopolskim na koniec pierwszego półrocza 2014 roku 10 dzieci nie jest szczepionych w powiecie gostyńskim

19 jednostek Podstawowej Opieki Zdrowotnej w powiecie gostyńskim ma punkty szczepień. Do nich Sanepid dostarcza bezpłatne szczepionki do szczepień obowiązkowych

Nadzór Sanepidu nad punktami szczepień opiera się na:

- kontrolowaniu realizacji kalendarza szczepień w populacji, która do danego lekarza należy

- dystrybucji szczepionek

- ewidencji odczynów poszczepiennych

- sprawdzania techniki szczepień

17 069 dzieci (do 19 roku życia) wynosiła populacja dziecięca w powiecie gostyńskim na koniec 2013 roku

Tomasz Stube, rzecznik prasowy wojewody wielkopolskiego:

- W 2014 roku wszczęto 100 postępowań. Żadne z nich nie dotyczyło rodziców z powiatu gostyńskiego. Wszczęcie procedury związane jest z nałożeniem grzywny oraz opłaty za wydanie postanowienia. Rodzice po otrzymaniu postanowienia albo decydują się poddać dziecko szczepieniom ochronnym albo korzystają z przysługującej im drogi odwoławczej.


 

O konkretnym dziecku, które nie zostało poddane szczepieniu Sanepid dowiaduje się od lekarzy rodzinnych, ponieważ to oni odpowiadają za szczepienia. Lekarz informuje, że rodzice nie reagują na wezwana z punktów szczepień lub wręcz odmówili i napisali oświadczenie na piśmie, że nie zdecydują się na podanie. – Powód decyzji podaje, albo nie, bo nie musi. Potem my rozmawiamy z rodzicami. Staramy się ich przekonać do tego, żeby jednak podjęli szczepienie. Jeśli nie ma odzewu, wysyłamy wezwanie upominające do szczepienia – wylicza Ewa Ulanicka, dyrektor Sanepidu. Jeżeli rodzic nadal nie poddaje dziecka szczepieniu w Sanepidzie przygotowywany jest tytuł wykonawczy, który przekazany zostaje do urzędu wojewódzkiego. Ten prowadzi postępowanie egzekucyjne. Za uchylanie się od tego obowiązku grozi nawet kara grzywny. Każdy rodzic może się odwołać się od decyzji wojewody do sądu administracyjnego.
 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo