Artykuł opublikowany w numerze 22/2015 Życia Gostynia
Łączyć pracę opiekunki dziecięcej i jednocześnie być mamą własnych dzieci, do tego aktywnie działać w organizacjach, to nie lada wyzwanie. Jednak dla Marii Wojtkowiak z Krobi, dziennej opiekunki dzieci to rutyna, która wypełnia jej codzienne życie.
Fakt, iż została „nianią na etacie” był zwykłym zrządzeniem losu. – Moje starsze dzieci – Magdalena i Marcin miały 10 lat, a najmłodszy syn zaledwie dwa i pół roku. Mama, która od zawsze z nami mieszkała podjęła decyzję o wyjeździe za granicę, stałam się wówczas ograniczona zawodowo. Akurat koleżanka szukała opiekunki do swoich synów i zaproponowała mi, abym podjęła się tego zadania. Zgodziłam się bez wahania i od tego wszystko się zaczęło – wspomina Maria Wojtkowiak. Wychowanie pierwszych podopiecznych było dla niej egzaminem możliwości, który zdała wyśmienicie i z czasem zaczęła opiekować się już bobasami od 3 miesiąca życia. Najstarsze mają 3 latka. Jak mówi jedne odchodzą do przedszkola, a ich miejsce zajmują inne i tak nieprzerwanie od ponad 6 lat. Przez ten czas zdążyła wychować już 10 dzieci.
Nowe atrakcje cieszą maluchy
Pomysłów dla wypełnienia czasu maluchów ma wiele, podkreśla, że są spontaniczne. Stara się, aby każdy dzień był urozmaicony, żeby dzieci nie żyły w monotonii. Gdy pogoda pozwala, chodzą na plac zabaw. Specjalnie dla maluchów ma 6 - osobowy wózek dziecięcy, dzięki któremu jest w stanie swobodnie wyjść z piątką do miasta. Poza tym często rysują, śpiewają, tańczą, kolorują. Za zgodą rodziców dzieci uczestniczą też w zajęciach z felinoterapii, które prowadzi ze swoimi kotami ks. Sebastian Kaźmierczak, wikariusz krobskiej parafii. – Praca ta daje mi wielką satysfakcję i myślę, że dopóki będę mogła i wystarczy mi sił na pewno z niej nie zrezygnuję – stwierdza.
Wsparcie rodziny najważniejsze
Aby pogodzić wszystkie obowiązki stosuje swego rodzaju harmonogram dnia, w który „wpisane” są też potrzeby całej rodziny. Dobrze godzi obowiązki. Podkreśla, że dużą pomocą są dla najbliżsi, którzy od początku ją wspierali i pomagali w działaniu. – Moje starsze dzieci, gdy mogą, angażują się szczególnie podczas obiadu, bo wiadomo, iż posiłek ten stanowi nie lada trudność dla maluszków– stwierdza opiekunka. Natomiast jej młodszy syn przez ciągłą obecność kilkulatków w domu ma w pewnym sensie przedłużone dzieciństwo, z czego bardzo się cieszy. Aczkolwiek nieodzowna w tym wszystkim jest też pomoc ze strony męża Piotra, szczególnie w okresach przedświątecznych, gdy przygotowuje Mikołajki, czy Zajączka. Wtedy to jego osoba wciela się w honorowego gościa, który oprócz prezentów przysparza dzieciom mnóstwo radości.
Tylko piątka dzieci
Aby móc być nianią (dzienną opiekunką) ukończyła specjalny kurs w Poznaniu, który dał jej niezbędne kwalifikacje do wykonywania pracy. Zwróciła się do gminy o utworzenie stanowiska dziennej opiekunki i spotkało się to z pozytywnym odzewem. Stając się formalnym pracownikiem magistratu, przy pomocy męża przygotowała w domu salę, gdzie pracuje z dziećmi. Dzięki wyposażeniu w niezbędne akcesoria, jest tam bardzo kolorowo. Niania ubolewa tylko, że ograniczenia prawne pozwalają jej na opiekę wyłącznie nad piątką dzieci. – Najchętniej zajęłabym się wszystkimi, które się do mnie zgłaszają, gdyż bardzo lubię dzieci. Niestety, coraz częściej jestem zmuszona odmawiać mamom, bo nie mogę podołać wzrastającemu zapotrzebowaniu na tego typu usługi – dodaje.
Działania społeczne nigdy nie były jej obce
Opieka nad dziećmi pochłania Marii Wojtkowiak 9 godzin dziennie, pięć dni w tygodniu. Ale nie jest to jedyne zajęcie, któremu się oddaje. – Od zawsze lubiłam angażować różne akcje społeczne. Myślę, że odziedziczyłam to po mamie, która też to robi – stwierdza. Już w dzieciństwie należała do harcerstwa, obecnie nieprzerwanie od kilku lat działa w radzie rodziców w Szkole Podstawowej w Krobi, jako przewodnicząca. Wspólnie z pozostałymi członkiniami mają na swoim koncie wiele z sukcesem przeprowadzonych akcji, między innymi „Śniadanie daje moc”, czy Dzień Dziecka z udziałem animatora oraz zabawy karnawałowe dla rodziców. Ponadto z Pawłem Paszkierem organizuje coroczne zawody konne odbywające się w Chwałkowie. – Postrzegam siebie, jako osobę otwartą, nigdy nie jest mi ciężko. Gdy ktoś przyjdzie z propozycją to staram się nie odmawiać, chyba że ogranicza mnie czas – mówi. Ostatnio od 2 miesięcy należy też do grupy „Biegaj z Krobią Woman”. Rezerwuje w tym celu wieczorne godziny dnia, choć nie zawsze udaje się je wygospodarować. – Zaczęłam biegać dzięki koleżance Gosi Karolczak, która przez upór i wytrwałość zmobilizowała mnie i tak rozpoczęłam swoją przygodę na tym polu. Mój staż jest krótki, ale udało mi się już przebiec w godzinę i 16 minut cały dystans w akcji Nasza Dycha, z czego jestem bardzo dumna. Bieg ten dedykowałam mojej mamie, która na kilka dni wróciła wówczas do kraju – stwierdza Maria.
Trudne rozstania i miłe powroty
Najgorsze dla niej są jednak rozstania. Gdy po kilku latach dzieci odchodzą, zawsze łza w oku się jej zakręci. – Z reguły zakończenia pobytu przybierają formę niecodzienną, którą sama opracowuję. Jednak prawdziwym zaskoczeniem dla mnie była impreza - niespodzianka rodziców trójki odchodzących dzieci. Zorganizowali mi prawdziwą sesję zdjęciową, na którą najpierw zostałam profesjonalnie przygotowana, a na koniec ku mojemu zaskoczeniu pojawił się jeszcze tort pożegnalny w kształcie wózka oraz grawerowane podziękowanie. Ich niespodzianka była bardzo miła, a zarazem wzruszająca i na pewno pozostanie w pamięci na długo – dodaje niania. Wszystkich swoich podopiecznych wspomina bardzo miło. Podkreśla, że początki pobytu nieraz były trudne, ale po dłuższym zapoznaniu zawiązują się więzi, które pozostają na lata. – Dzieci nigdy nie zapominają o swojej cioci. W wolnej chwili odwiedzają mnie wraz z rodzicami. Ponadto mamy planując kolejne pociechy, najpierw upewniają się, czy zdołam je wychować – dodaje żartobliwie niania.