reklama
reklama

Liberalizacja ustawy wiatrakowej 10H. Przy 700 metrach możliwości budowy wiatraków w powiecie gostyńskim zostaną mocno "okrojone"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Po półrocznej przerwie wraca temat liberalizacji prawa dotyczącego budowy nowych siłowni wiatrowych w naszym kraju. Jednak z początkowego entuzjazmu branży wiatrowej oraz samorządów, które z tytułu stawiania na ich terenie nowych „wiatraków” czerpią podatkowe korzyści, zostało niewiele. Wszystko za sprawą jednego ustawowego zapisu.
reklama

"Mogą stanowić bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia"

Przypomnijmy, że obecnie funkcjonująca ustawa odległościowa 10 H, która reguluje, m.in. usytuowanie siłowni wiatrowych od zabudowań mieszkalnych, weszła w życie w 2016 roku, kończąc de facto 7-letni okres intensywnego rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce. Oficjalnie powodem dla wprowadzonych zmian był brak odpowiednich przepisów, które dostatecznie formułowałyby „ramy prawne dla lokalizowania, budowy i eksploatacji elektrowni wiatrowych”. Konsekwencją tego stanu rzeczy miało być lokalizowanie siłowni wiatrowych zbyt blisko budynków mieszkalnych.

„Stało się to powodem licznych konfliktów pomiędzy niezadowolonymi mieszkańcami a władzami gmin, gdyż urządzenia te emitują hałas, niesłyszalne dla ucha infradźwięki, powodują wibracje, migotanie światła, mogą stanowić także bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia w przypadku awarii, jak również oblodzenia łopat elektrowni wiatrowej zimą” - pisali w uzasadnieniu do ówczesnej ustawy jej inicjatorzy.

- Kiedy rozmawia się z ludźmi, mówię nie tylko o naszym terenie, ale także tam, gdzie wiatraków jest o wiele więcej i są zlokalizowane w odległości 500 metrów, nikt nie narzeka. Ludzie się przyzwyczaili. Kury jajka niosą, krowy mleko dają, zboże i inne rośliny pod wiatrakami rosną. A korzyści są wielorakie - przede wszystkim jest to dobre dla środowiska. Poza tym, firmy, które stawiają farmy wiatrowe na tym zarabiają, gminy mają podatek. Do tego, w niektórych przypadkach, podbudowano drogi dojazdowe, co prawda do „wiatraków”, ale rolnicy z nich korzystają, żeby dostać się do swoich pól - mówi Wiesław Glapka, wójt Piasków.

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD ZDJĘCIEM - KLIKNIJ, żeby PRZECZYTAĆ REPORTAŻ

Ustawa 10H okazała się nader skuteczna

W 2016 roku odsunięto wiatraki od domów na „odpowiednią odległość”. A jaka odległość jest według ustawodawcy odpowiednia? Arbitralnie stwierdzono, że turbiny nie będą szkodzić, gdy od “budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej, w skład którego wchodzi funkcja mieszkaniowa” będzie je dzielić odległość równa “dziesięciokrotności wysokości elektrowni wiatrowej mierzonej od poziomu gruntu do najwyższego punktu budowli, wliczając elementy techniczne, w szczególności wirnik wraz z łopatami (całkowita wysokość elektrowni wiatrowej)”.

Dla przykładu siłownie wiatrowe dla projektowanej w 2016 roku Farmy Wiatrowej Krobia - Północ o wysokości „wiatraka” sięgającej 220 metrów (liczonej wraz z łopatą wirnika) musiałyby powstać w odległości nie mniejszej niż 2200 metrów od domów. Oczywiście nie powstały.

Co więcej, przez ostatnich sześć lat w powiecie gostyńskim, podobnie zresztą jak na większości obszaru naszego kraju, nie stanęła ani jedna siłownia wiatrowa. Ustawa 10H okazała się nader skuteczna.

W lipcu 2022 roku nasi rządzący powrócili do pomysłu liberalizacji „prawa wiatrowego”. Choć oficjalnie ustawa odległościowa nadal miała utrzymywać w mocy zapis, że minimalna odległość elektrowni wiatrowej od zabudowań to 10-krotność wysokości wiatraka, to wprowadzono „furtkę”. A raczej, gdyby weszła w życie, należałoby mówić o „bramie”.

Zgodnie z projektowanymi przepisami nowe elektrownie wiatrowe miały być lokowane wyłącznie na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (mpzp), gdzie już minimalną odległość „wiatraka” od zabudowań określono na poziomie 500 m. Ponadto, według tamtych zapisów, oprócz tej bezwzględnej odległości minimalnej, również ważne dla określania odległości elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych miały być m.in. wyniki przeprowadzonej strategicznej oceny oddziaływania na środowisko wykonywanej w ramach mpzp.

Energetyka wiatrowa miała „ruszyć z kopyta”. Czy ruszyła? Nie, gdyż proponowane zmiany nigdy nie weszły w życie. Natomiast specjaliści z branży oraz samorządowcy otwarcie mówili, że pomysł był „krokiem w dobrą stronę”.

Cieszyli się, że wróci "dobra praktyka". Radość branży nie trwała długo

Mamy luty 2023 roku i liberalizacja wraca "na tapetę". Czy jest to kolejny odcinek „serialu” czy rzeczywiście doczekamy się nowelizacji ustawy wiatrakowej - tego nikt nie wie. Chyba nawet sami rządzący. Ponownie jednak rozbudzili apetyty na budowę nowych farm wiatrowych. I tak szybko, jak to zrobili, tak szybko je stłamsili.

Na przełomie roku Sejm ponownie zaczął pracować nad odblokowaniem energetyki wiatrowej na lądzie. Projekty ustaw dotyczących lokalizacji lądowych farm wiatrowych (dwa autorstwa Senatu, trzy projekty poselskie oraz jeden projekt rządowy) zostały skierowane do pierwszego czytania w Komisji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.

Głównym założeniem przepisów, które pierwotnie miały wejść w życie był powrót do tego, co przed 2016 rokiem było „dobrą praktyką” w prawie dotyczącym budowy nowych elektrowni wiatrowych, czyli stawiania ich w odległości nie mniejszej niż 500 metrów od zabudowań.

- (...) Do roku 2030 mogłoby powstać od 6 do 10 GW nowych mocy w lądowych farmach wiatrowych. Wtedy moc, łącznie z tym co już mamy sięgałaby 18 – 20 GW. Biorąc pod uwagę ten potencjał, w ciągu kilku lat moglibyśmy zupełnie uniezależnić się od dotychczas sprowadzanego z Rosji węgla czy gazu właśnie poprzez rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Ta technologia zagwarantowałaby nam samodzielność wytwórczą - mówił na wieść o projektowanych wstępnie przepisach Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Jego radość była jednak przedwczesna.

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD ZDJĘCIEM - KLIKNIJ, żeby PRZECZYTAĆ REPORTAŻ

10% mocy dla mieszkańców i gmin

Liberalizacja zakłada także, że to gmina i lokalna społeczność będą decydować, poprzez miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego (mpzp), czy na jej terenie powstaną farmy wiatrowe. Ponadto, nowe regulacje mają też zapewnić właściwy poziom kontroli nad tym procesem przez władze gminne i mieszkańców, a także odpowiedni poziom bezpieczeństwa eksploatacji elektrowni wiatrowych przy pełnej informacji o planowanej inwestycji dla mieszkańców gmin, w których lokalizowane będą instalacje wiatrowe.

Zupełną nowością natomiast jest pomysł, aby inwestor przeznaczał co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanego „wiatraka” dla mieszkańców gminy. Dzięki temu każdy mieszkaniec gminy, w której planowana jest budowa elektrowni wiatrowej, mógłby, na zasadzie dobrowolności, zawrzeć z inwestorem umowę, aby zostać „prosumentem wirtualnym”. 

To wszystko brzmiało zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwe. I tak też zdaje się myślała grupa posłów, która postanowiła po raz drugi w ostatnim 10-leciu  „wsadzić kij w szprychy” energetyce wiatrowej. Wystarczyło do tego 200 metrów.

Niewiele miejsca na postawienie siłowni wiatrowych

Przyjęto poprawkę o zmianie odległości minimalnej od wiatraków z 500 na 700 metrów. Z analizy Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 m, powoduje redukcję możliwej mocy siłowni o ok. 60-70%. Widać to doskonale na naszych, lokalnych przykładach.

- Mamy do dyspozycji na naszym terenie od kilkunastu do kilkudziesięciu lokalizacji, gdzie popularne „wiatraki” mogłyby stanąć. Jednak taka możliwość istnieje tylko przy pierwotnie zakładanej odległości 500 metrów. Jeżeli natomiast zostanie przeforsowany dystans 700 metrów jest to już dla nas wielki problem. W takim wypadku 2/3 możliwości lokalizacyjnych dla wiatraków zostanie utracona. Do tego dochodzi jeszcze pytanie: czy odległość będzie liczona do budynku czy do granicy nieruchomości, na której jest umiejscowiony dany budynek - komentuje Jacek Widyński, burmistrz Ponieca.

Miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego w gminie Poniec zakładały, m.in. budowę elektrowni wiatrowych od Drzewiec po Grodzisko. Teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Podobnie w przypadku gminy Pępowo, gdzie trwały rozmowy na temat zlokalizowania farmy wiatrowej złożonej z 13 - 14 elektrowni. Również tutaj zaproponowana poprawka do ustawy wiatrakowej powoduje okrojenie możliwości inwestycyjnych. Mniej więcej o 50%.

- Przy odległości 700 metrów nadal moglibyśmy postawić 6 wiatraków. To oczywiście strata: dla gminy, bo moglibyśmy mieć z tego tytułu dochód i to niewątpliwie spory, ale także dla właścicieli gruntów, którzy oddają go w dzierżawę pod elektrownię - tłumaczy wójt Grzegorz Matuszak.

Włodarz dodaje, że także w jego przypadku nie miał informacji od mieszkańców, aby stojące już w Babkowicach „wiatraki” powodowały uciążliwości.

Również w gminie Krobia „dzięki wprowadzanym zmianom możliwe będzie lokalizowanie kolejnych turbin wiatrowych, jednakże plany te będą musiały zostać mocno zrewidowane w stosunku do założeń przed wejściem zasady 10 H”. W projekcie sprzed 7 lat dotyczącym budowy farmy wiatrowej Krobia-Północ także zakładano lokalizację elektrowni wiatrowych w odległości mniejszej niż 700 m od zabudowań.

- Należy pamiętać, że wprowadzenie ustawy odległościowej, oprócz zahamowania rozwoju energetyki wiatrowej, spowodowało również mocne ograniczenia dla obywateli pragnących wybudować budynki mieszkalne. Zasada 10 H działa bowiem w obie strony. W ostatnich latach często spotykaliśmy się wśród mieszkańców z opiniami, że to budujący budynki mieszkalne powinni  mieć możliwość wyboru w jakiej odległości od elektrowni wiatrowej chcą zamieszkać. Nierzadko też było słychać opinie, iż właśnie w tym zakresie ma nastąpić zmiana przepisów. W procedowanym projekcie aktu prawnego pojawiły się zapisy pozwalające na lokalizację zabudowy mieszkaniowej w odległości nie mniejszej niż 700 m od elektrowni wiatrowej. Zatem zasady lokalizacji zabudowy mieszkaniowej względem turbin wiatrowych nie zostały wycofane z obrotu prawnego - mówi Łukasz Kubiak, burmistrz Krobi.

"Po co więc referendum?"

Inicjatywą poselską z ostatniej chwili, aby „załagodzić” skutki zapisu o zwiększeniu o 200 metrów dystansu między „wiatrakiem” a zabudowaniami jest możliwość przeprowadzenia referendum. To mieszkańcy mają decydować, czy chcą, żeby elektrownie stały 500 czy 700 metrów od ich domów. Nasi wójtowie i burmistrzowie sceptycznie podchodzą do tego pomysłu.

Z jednej strony zwracają uwagę na koszty przeprowadzenia głosowania wśród mieszkańców i dalszego opóźniania procesu budowy elektrowni wiatrowych, z których pierwsze i tak pewnie staną nie wcześniej niż za 2 do 3 lat, jeżeli w ogóle. Z drugiej, zdają sobie sprawę z niechęci społeczeństwa do podejmowania decyzji przy urnach (aby referendum było ważne zagłosować musiałoby co najmniej 30% mieszkańców gminy).

- To są jakieś dziwne plany i projekty, bo przecież my już pytamy w czasie konsultacji społecznych o opinie mieszkańców. Tak było choćby przy budowie farmy wiatrowej Sarbinowo - Szurkowo. Podobnie przy kolejnych planach. Dzisiaj świadomość mieszkańców jest zupełnie inna. Wystarczyło kilkanaście lat i mieszkańcy są nastawieni zdecydowanie pozytywnie. Widzą, że nie mają one tych skutków, o których była mowa w przeszłości. Po co więc robić referendum? - zauważa burmistrz Jacek Widyński. 

AKTUALIZACJA, czwartek, 23 lutego

Senat przyjął nowelizację ustawy odległościowej 10H wraz z poprawkami. 

Kluczowa zmiana przewiduje przywrócenie 500 metrów jako minimalnej odległości, w jakiej od budynków mieszkalnych lub z funkcją mieszkalną można, pod pewnymi warunkami, postawić turbinę wiatrową. 

Poza tym senatorowie chcą, aby minimalna odległość mogła być jeszcze mniejsza, o ile po konsultacjach z mieszkańcami rada gminy dopuści w drodze uchwały budowę turbin w odległości mniejszej niż 500 m, ale nie mniejszej niż "odległość zasięgu uciążliwych oddziaływań, określonych w odrębnych przepisach". W takim wypadku inwestor będzie musiał opłacać gospodarstwom położonym bliżej niż 500 metrów opłaty dystrybucyjne, mocową, kogeneracyjną (łączne wytwarzanie energii elektrycznej i ciepła) i opłatę OZE, zawarte w rachunkach za energię elektryczną.

Kolejna z przyjętych poprawek zakłada przywrócenie możliwości budowy turbin w miejscach, w których dopuszczały to plany zagospodarowania, aktualne w momencie wejścia w życie ustawy odległościowej w 2016 r. Ustawa zakazywała budowy, jeżeli lokalizacja, przewidziana w miejscowym planie zagospodarowania nie spełniała warunków ustawowych. Jak podkreślali wnioskodawcy poprawki, nie rozstrzyga ona o możliwości budowy turbin w takich miejscach, ani ich odległości od zabudować, to bowiem rozstrzygnąć będą musiały decyzje środowiskowe dla konkretnych miejsc.

Znowelizowana ustawa wiatrakowa wraz z senackimi poprawkami wróci do Sejmu, który może przyjąć przepisy w formie zaproponowanej przez izbę wyższą polskiego parlamentu lub ją odrzucić. Następnie ustawa trafi na biurko prezydenta, który będzie musiał ją podpisać, aby mogła wejść w życie lub też nie zgodzić się na sygnowanie dokumentu i cały proces legislacyjny rozpocznie się od nowa. 

KLIKNIJ GRAFIKĘ, żeby PRZECZYTAĆ ARTYKUŁ

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama