- To drzewo było posadzone własnoręcznie przez męża, jak nam się syn urodził. Miało 45 lat. Myśmy tę działkę cały czas od miasta dzierżawili. Na wiosnę ubiegłego roku ktoś stwierdził, że trzeba gałęzie popodcinać, co zrobiono. A w tym roku stwierdzili, że jest suche, nie ma gałęzi i wycięli - żali się gostynianka z ulicy Jana Pawła II. Dodaje, że nikt z magistratu nie pytał ich o zgodę. - Podobno spróchniałe było, a przecież tak nie jest, ani jednego kornika. Gdyby take było, nie robiłabym żadnych uwag - tłumaczy. Wyjaśnia, że cały czas opłacany jest czynsz za dzierżawę gruntu. - Mam to wielki żal, że nie poinformowano nas, nie rozmawiano z nami, tylko wjechano, jak barbarzyńcy. Pościnali krzaki ozdobne. One odrosną, a modrzew już nie, niestety - podkreśla kobieta. Gostyniacy zażądali rekompensaty od miasta oraz tego, aby pocięte w kawałki drewno im oddać. - Nie dali mi protokołu z komisji, która decyzję podjęła. Ktoś w urzędzie mi powiedział, że drzewo jest martwe, bo nie jest zielone. Przeciez modrzew, jako jedyne iglaste opada na zimę. To była grabież. Ile tam było gniazd ptasich. Komu to przeszkadzało? Jawnie niszczą przyrodę - dodała kobieta. Więcej czytaj w "Życiu". (iza)
Gostyń. Mam żal do urzędników
Opublikowano:
Autor: Redakcja
Przeczytaj również:
Wiadomości
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE