reklama

„Godziny czarnkowe”w polskich szkołach. Komu to potrzebne?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Adobe Stock

„Godziny czarnkowe”w polskich szkołach. Komu to potrzebne? - Zdjęcie główne

Ciekawe, czy ktoś na tym skorzysta? | foto Adobe Stock

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościNowy rok szkolny to nowe rozporządzenia, z których najgłośniejszą czkawką odbił się pomysł ministra edukacji Przemysława Czarnka na cotygodniowe nieodpłatne dyżury nauczycielskie. Muszą oni wygospodarować godzinę w swoim planie na spotkanie z uczniami lub rodzicami, często po zajęciach. Czy to ma sens? Komu to potrzebne? Kto na tym skorzysta?
reklama

Od początku roku szkolnego 2022/2023 nastapiła zmiana w Karcie Nauczyciela. Każdy z nauczycieli ma obowiązek wygospodarować godzinę tygodniowo na nieodpłatne dyżury, w trakcie których spotka się zarówno z uczniami, jak i ich rodzicami. Decyzja zapadła, rodzice otrzymali maile z listą dyżurów i... Co dalej? 

reklama

Nauczyciele mówią o swoim nowym obowiązku „godzina czarnkowa”, choć akurat to określenie dotyczy innych konsultacji. 

- To pomyłka w nazewnictwie - tłumaczy dyrektor jednej z gostyńskich placówek. - Godziny „czarnkowe” są płatne i obejmują logopedię, zajęcia korekcyjno-kompensacyjne oraz socjoterapeutyczne. Muszą być zrealizowane do końca grudnia. Natomiast tu mówimy o konsultacjach, choć oba pomysły są autorstwa ministra edukacji, Przemysława Czarnka. 

Uściślając - ta godzina tygodniowo to czas, jaki nauczyciele muszą przeznaczyć na konsultacje dla rodziców i uczniów. To obowiązek wprowadzony na mocy najnowszych zmian w Karcie Nauczyciela, które zostały przegłosowane w sierpniu przez Sejm. Ministerstwo Edukacji i Nauki podkreśla, że w wielu szkołach konsultacje były organizowane już wcześniej. Uznano jednak, że konieczne jest

reklama

„doprecyzowanie przepisu, który ma zapewnić wszystkim uczniom i rodzicom możliwość skorzystania z takiej formy wsparcia ze strony kadry pedagogicznej”.

Co na to zainteresowani? Czy w ogóle tacy istnieją?

Godzina nudy czy darmowe korepetycje?

Zapytani o zdanie na temat narzuconych z góry form kontaktu na linii nauczyciel - rodzic czy uczeń, anonimowi rozmówcy nie kryją oburzenia. Jeden z wieloletnich pedagogów w szkole podstawowej nazywa to powrotem do przeszłości.

 - Były już obowiązkowe godziny tzw. karciane za ministra nie pamiętam jakiego - wyjaśnia nauczyciel. - Wtedy trzeba było siedzieć za darmo 2 godziny w szkole i dodatkowo to wszystko dokumentować w dziennikach. Teraz nie trzeba tego opisywać - to jedyny plus. Ale dyrektor i tak sprawdza, czy siedzisz wtedy w szkole, nieważne, czy przyjdzie jakiś uczeń czy rodzic. 

reklama

Dla niego to strata czasu, którego przy tylu godzinach (prawie 2 etaty w 2 szkołach ) zawsze mu brakuje. Jego zdaniem, uczniowie i tak po ośmiu lekcjach nie przyjdą na konsultacje, bo są po prostu zmęczeni. Z zainteresowanymi rodzicami umawia się indywidualnie, jeśli jest taka potrzeba, bo w wybranych godzinach i tak rodzicom może nie pasować.

 - Poza tym nie żyjemy w średniowieczu - ironizuje. - Do kontaktu z rodzicem mamy dziennik elektroniczny i telefony.

Inny nauczyciel podkreśla dobitnie: 

- Rodzice uważają, że „czarnkowe” to darmowe korepetycje, najlepiej indywidualne, ale dzieciaki i tak nie chcą poprawiać ocen na dodatkowej godzinie, tylko podczas normalnej lekcji, bo też szanują swój czas. 

reklama

Podejrzewa, że na większości tych godzin będzie bezskutecznie wypatrywać petentów przez okno. 

- To jest godzina poniżania, siedzisz jak pies przy budzie i czekasz - podsumowuje. 

Matematyk w październiku, a anglista pod koniec grudnia?

Większość nauczycieli zgodnie stwierdza, że zainteresowania ze strony rodziców czy uczniów póki co nie ma. Biorą jednak pod uwagę, że przy końcu semestru czy roku szkolnego pojawią się pierwsi chętni, gorzej będzie, gdy zjawi się ich zbyt wielu w tym samym czasie.  Jeden z naszych rozmówców zauważa, że coś, co miało ułatwić kontakt z nauczycielem, paradoksalnie jeszcze to zagmatwa. 

- Każdy nauczyciel ma wyznaczoną swoją godzinę dyżuru –mówi. – Ale który rodzic znajdzie czas i zwalniając się z pracy przyjdzie w poniedziałek do polonisty, we wtorek do matematyka, w środę do wuefisty? - pyta retorycznie. 

Trudno to sobie wyobrazić. Ironizując, w najgorszej wersji rodzice będą czekać w kolejce jak do lekarza na NFZ, z terminami na kolejny tydzień czy miesiąc. 

- Słowem, kolejny absurdalny, nieprzemyślany bubel sygnowany przez pana, którego nazwisko nie przechodzi mi przez gardło – dodaje.

„Godziny czarnkowe” okiem uczniów i rodziców

Czy dyżury nauczycieli to nowy pomysł? Nie. Dotychczas „drzwi otwarte” organizowano raz na 2 miesiące, wszyscy nauczyciele byli dostępni w jednym miejscu o tej samej porze. Zapytani rodzice mówią, że była to optymalna forma kontaktu z nauczycielem, kto chciał, ten przyszedł. 

- W dobie dzienników elektronicznych to przetrzymywanie nauczycieli w klasach jest totalnie bez sensu - stwierdza mama dwojga uczniów. - Z każdym z nich można skontaktować się na bieżąco, przez e-dziennik, tak samo w drugą stronę, jak mają pytania, to piszą do konkretnego rodzica.

Inny rodzic, który "przerabiał" ze swoimi dziećmi zarówno tworzenie gimnazjów, jak i ich likwidację, lockdowny i przeróżne reformy szkolnictwa już od kilkunastu lat podkreśla słaby punkt tychże "godzin";

- A co, jeśli tego samego dnia na ten sam dyżur przyjdę do polonisty ja i dwóch uczniów? - pyta teoretycznie. - Wejdziemy razem? Kto ma pierwszeństwo? A może każdy po 10 minut z zegarkiem w ręku?

Uczniowie są zdziwieni, że komuś chce się dodatkowo siedzieć w szkole, skoro wszystko można uzgodnić pod koniec lekcji, na przerwie czy przez e-dziennik.  Pytają, komu to potrzebne, bo na pewno nie im. Jeden z nastolatków zdecydował się na dłuższą wypowiedź:

 - Myślę, że można to nazwać niepłatnymi nadgodzinami dla nauczycieli, co dla mnie jest kompletnie nieetyczne, szczególnie, że moi rodzice pracują w tym zawodzie i sam widzę, jak ciężko pracują na swoje pieniądze - mówi uczeń szkoły średniej. 

Zgadza się, że konsultacje z nauczycielami to dobra rzecz, ale tylko, jeśli jest to wliczane w normalne godziny pracy nauczyciela lub opłacane przez szkołę. 

- Nie widzę większej potrzeby wprowadzenia takich rozwiązań, bo mimo że w pojedynczych przypadkach mogą komuś pomóc, to wiem, jak wygląda dzisiejsza sytuacja uczniów. Duża większość tych godzin będzie przez nauczycieli spędzona na siedzeniu w szkole i oczekiwaniu, że znajdzie się jakaś osoba, która skorzysta z tych dodatkowych godzin – uważa nastolatek. 

Jego zdaniem, to krzywdzące dla pracowników szkoły, bo zamiast wrócić do domu po ciężkim dniu pracy muszą siedzieć w szkole i jeszcze nie dostają za to pieniędzy. 

 

Dyskusja trwa, nauczyciele się nudzą, rodzice nie mają czasu, a uczniowie… po prostu chodzą do szkoły, jak zawsze.

Jako puentę można dodać, że w rozpisce obowiązkowych dyżurów występuje również… bibliotekarz. Ciekawe, czy przedyskutuje katalogi, czy okolicznościowe wystawy? A może problem czytelnictwa… 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama