reklama

Dlaczego pogotowie nie przyjechało?

Opublikowano:
Autor:

Dlaczego pogotowie nie przyjechało? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

- Mój ojciec jest po zawałach serca i operacji serca na bajpasy. Czuł się rano źle, więc zadzwoniłam na pogotowie ratunkowe, a dyżurny powiedział mi, że oni nie są taksówką i że mam poprosić sąsiada o podwiezienie lub ojca doprowadzić piechotą do szpitala. Nie przyjechali po niego - skarżyła się gostynianka. Rozżalona przyszła do naszej redakcji, aby opowiedzieć o całej sytuacji. Pogotowie nie przyjechało również na drugie wezwanie, tego samego dnia wieczorem. Znów zaprowadziła tatę na izbę przyjęć gostyńskiego szpitala. Jak mówi, stwierdzono u niego zawał serca. Potwierdził to lekarz prowadzący chorego w szpitalu. W sobotę rano, 20 lipca, 78 - letni pan Bronisław poczuł się źle, wymiotował. Jego córka Izabela zadzwoniła więc pod 999. Jednak dyżurny odmówił wysłania karetki. Córka wezwała taksówkę, która z ulicy Wojska Polskiego w Gostyniu zawiozła ich do gostyńskiego szpitala, gdzie w sobotę, niedziele i święta udzielana jest pomoc podstawowej opieki medycznej. - Tam lekarz dyżurny stwierdził, że mu nic nie jest, dał zastrzyk i wróciliśmy do domu - opowiadała pani Izabela. Wieczorem, około godziny 22.00 sytuacja się jednak powtórzyła. - Ojciec miał duszności, było mu zimno, chwytał się za serce. Dzwoniłam ponownie do pogotowia, tłumaczyłam, że tata jest po zawałach. Ten sam dyżurny powiedział mi, że już rano mi tłumaczył, iż nie przyjadą, bo są od wypadków. O 22.20 pieszo razem z mężem prowadziliśmy ojca znowu do szpitala. Nie mógł tchu złapać podczas drogi. Jak się okazało, to był zawał. Nie dzwoniłam po karetkę z przecięciem palca, tłumaczyłam, co przechodził ojciec, a ja nie umiem ocenić jego stanu - mówiła córka. Izabela przyznaje, że z Wojska Polskiego do szpitala jest blisko, jednak stan pana Bronisława bardzo ją niepokoił, obawiała się kolejnych problemów z sercem. - Bo ojciec chwytał się za serce. Lekarz w szpitalu powiedział nam, że tata miał duże szczęście, że po drodze nic mu się nie stało - podkreślała kobieta. Jej zdaniem, to karygodne i niewyobrażalne, że odmówiono przyjazdu. Co prawda dyżurny wytłumaczył, że pomocy powinni szukać w POZ, podał nawet numer telefonu. Jednak również lekarz dyżurujący w szpitalu odmówił wizyty domowej i kazał przyjść na izbę przyjęć. - To, co przeżyliśmy jest nie do opisania. A gdyby ojciec po drodze zmarł? Rozumiem, że pogotowie jest od wypadków, ale również powinno udzielić pomocy mojemu ojcu - mówiła pani Izabela. Dlaczego dyżurny pogotowia ratunkowego odmówił przyjazdu do chorego? O wyjaśnienia poprosiliśmy Rafała Ślusarka, dyrektora oddziału Falck Medycyna. Przypomnijmy, że to właśnie ta prywatna firma świadczy zapewnia opiekę pogotowia w powiecie gostyńskim. Dyrektor potwierdził, że w sobotę 20 lipca córka pana Bronisława dzwoniła pod 999 dwa razy. - Rano rzeczywiście odmówiono wyjazdu, ponieważ wywiad z rozmowy telefonicznej wskazywał ewidentnie, iż pacjent powinien trafić do nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej, czyli do POZ, gdzie też został skierowany i przyjęty przez lekarza, a następnie odpisany do domu - wyjaśniał dyrektor z Falcka. Ponowny telefon w pogotowiu zarejestrowano około godziny 22.00. Jak wyjaśniał Rafał Ślusarek, kobieta podała, że ojciec ma takie same dolegliwości, jak rano, że one nieco ustąpiły, ale pojawiły się znowu. Mówiła o wymiotach i złym samopoczuciu. - Nie podawała nigdy ani bólu w klatce piersiowej, ani bólu brzucha, ani zaburzeń oddychania, ani duszności, ani jakichkolwiek objawów neurologicznych, które są wskazaniem do przyjazdu karetki pogotowia - podkreślał dyrektor Falcka. Ponownie więc pacjentowi zalecono, aby zadzwonił do lekarza POZ i wezwał wizytę domową. - Córka generalnie do wiadomości przyjęła, ale nie była zadowolona, powiedziała, że opisze sytuację w gazecie. Potem dyspozytor chciał się upewnić, co zrobiła i dzwonił dwukrotnie do niej. Nie odbierała już telefonu - opisywał zdarzenie Rafał Ślusarek. Dyrektor sprawdził również, jak przebiegała wizyta pana Broniława w szpitalu. - Pacjent rzeczywiście zjawił się w szpitalu, został przyjęty i wypisany. Przyjęcie było z rozpoznaniem „I20”. To nie jest zawał serca, tylko dusznica bolesna. Na tę chorobę ten pacjent choruje przewlekle. To choroba, którą leczy się ambulatoryjnie, czasem wymaga hospitalizacji, czasem zmiany leków. Natomiast to choroba przewlekła, którą zajmuje się właśnie nocny POZ. Ja błędu dyspozytora tutaj nie dostrzegam - przyznał Rafał Ślusarek. Według dyrektora to, że pacjent przechodził wcześniej zawały, nie jest samo w sobie powodem do wzywania karetki. Szerzej w "Zyciu". (iza)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE