Ekipy z Pogorzeli i Sarnowy w tabeli dzieli przepaść. Nie było żadnych przesłanek, które dawałyby nadzieję, że pogrążony w maraźmie Lew podreperuje w niedzielę dorobek punktowy. A jednak… Stało się to, czego nikt się nie spodziewał. Zwycięstwo Lwa należy rozpatrywać w kategoriach sensacji, a jego rozmiary są wręcz nieprawdopodobne. Pogorzelscy piłkarze ostatni raz zapunktowali we wrześniu, pokonując u siebie 1:0 Grom Czeluścin. Potem przez kolejne tygodnie zbierali srogie baty. Aż do niedzieli, kiedy to starli się z wiceliderem rozgrywek. Zupełnie nieoczekiwanie Sarnowianka wracała do domu poobijana, niczym bokser po ciężkim nokaucie. W Pogorzeli mogą żałować, że runda dobiegła końca. Po takim triumfie Lew z pewnością z chęcią przyjąłby kolejnego rywala.
(luke)
Lew Pogorzela – Sarnowianka Sarnowa 5:1 (0:1)
0:1 Górniak (27’)
1:1 Mich. Curyk (50’)
2:1 Mik. Curyk (60’)
3:1 Łopaczyk k. (67’)
4:1 Łopaczyk (71’)
5:1 Nowak (80’)
Lew Pogorzela: Sierszulski, M. Nyczka, Krzyżaniak, Minta, Wielowiejski (7’ W. Nyczka), Łopaczyk, Kaniewski (85’ Borek), Mik. Curyk (60’ Porożyński), Nowak, Mich. Curyk, Paterek (75’ Mikstacki)
