W miniony weekend piłkarze Lwa po raz drugi w tym sezonie musieli przełknąć gorycz porażki.
Od początku meczu to gospodarze decydowali o tym co dzieje się na boisku. Oddali kilka groźnych strzałów, aż w końcu po jednym z nich w 25 minucie piłka znalazła się w siatce. Po tym trafieniu Lew w końcu się otrząsnął, przejął inicjatywę i wreszcie zaczął stwarzać sytuacje bramkowe. Zabrakło jednak skuteczności i do przerwy nie udało się zniwelować strat. - Po zmianie stron chcieliśmy kontynuować grę z końcówki pierwszej połowy, grając ofensywnie. Konsekwencją takiej gry była dobrze wyprowadzona kontra piłkarzy Gromu, po której powiększyli swoją przewagę – relacjonuje trener Lwa, Michał Curyk. W 64. min gospodarze uderzyli skutecznie po raz trzeci. Lew znalazł się w krytycznej sytuacji. Przyjezdni potrafili odpowiedzieć tylko perfekcyjnym strzałem z rzutu wolnego Macieja Krystkowiaka. W końcówce meczu po rzucie rożnym bramkarz Lwa skapitulował po raz czwarty.
Pomeczowy komentarz trenera Michała Curyka w najnowszym numerze ŻG (38/2016)
Grom Czacz – Lew Pogorzela 4:1 (1:0)
1:0 (25’)
2:0 (55’)
3:0 (64’)
3:1 Krystkowiak (78’)
4:1 (85’)
Lew Pogorzela: Naglak - Minta, Mazurek (45’ Konieczny), Mik. Curyk (85’ Krzyżaniak), Pluta, Krystkowiak, Dorczyk, Łopaczyk, P. Ptak (80’ Ciesiak), Stachowiak (70’ Łagódka), Sobczak