reklama

Pasjonat futbolu

Opublikowano:
Autor:

Pasjonat futbolu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport

- Jestem z siebie dumny, że przez tak długi czas pomimo wielu niepowodzeń i przeciwności udało mi się wytrwać w Zagłębiu. W Polsce tego się nie szanuje, a ja uważam to za wielką rzecz byciem wiernym jednym barwom i poświęcać się im. Oczywiście spotkałem się z zarzutami, że jestem w Lubinie, bo to bogaty klub i jest mi tu dobrze, dlatego godzę się w nim być. Chciałbym jednak zaznaczyć, że w Lubinie nie zawsze było wesoło. Były czasy, że nie było pieniędzy, było przeciętnie, to nie był klub z topu polskiego. Nie chciałem jednak szukać innych klubów, jak to robili inni zawodnicy, bo chcieli zarabiać i odchodzili tak, ot bez większych zahamowań. Ja wybrałem inną drogę, moim zdaniem słuszną, drogę wierności. W pewnym sensie po latach zostałem wynagrodzony, ale i złośliwości nadal nie brakuje. Cóż taki kraj - mówi w wywiadzie dla Życia Gostynia były bramkarz oraz trener Zagłębia Lubin Jędrzej Kędziora. Do jakich wydarzeń związanych z piłkarską karierą wraca Pan najczęściej?
Jest ich kilka. Na pewno pierwsze treningi w seniorskim zespole Zagłębia. Wiązało się to ze spotkaniami z wybitnymi trenerami i zawodnikami, jak Strejlau, Szarmach, czy Bako. Na pewno takim ważnym wydarzeniem jest też debiut w ekstraklasie. Również miło wspominam zwycięstwa w najwyższej klasie rozgrywkowej, szczególnie te spektakularne, jak z Wisłą, która miała wtedy świetny zespół prowadzony przez trenera Kasperczaka, z takimi zawodnikami w składzie jak Frankowski, Żurawski, Kosowski. Wisła odnosiła wtedy zwycięstwa z wielkimi firmami w europejskich pucharach. Ale chyba najczęściej wracam do wydarzeń z Łazienkowskiej, gdzie na stadionie Legii, już w roli trenera świętowaliśmy zdobycie mistrzostwa Polski, pokonując Legię 2:1.

Zanim w czerwcu 2006 roku zaczął Pan pracować jako trener pojawił się Pan na starych śmieciach. Zaczął Pan działać w Kani Gostyń.
Po wyleczeniu urazu jeszcze trenowałem, tak żeby utrzymać sprawność fizyczną, nie myśląc już o powrocie na boisko. Myślałem już o trenerce czy ewentualnie zarządzaniu klubem piłkarskim. Praca w Kani wzięła się stąd, że przychodząc na treningi dzieliłem szatnie z trenerem Radojewskim. Po każdym treningu ktoś ze współpracowników czy kibiców nas odwiedzał i toczyły się rozmowy na temat gostyńskiej piłki. Dominowały zdecydowanie opinie pesymistyczne, że w Gostyniu nic się nie da zrobić, że tu nikogo nie interesuje piłka na wyższym poziomie itp. Więc zadałem pytanie: „Czy ktoś próbował przedstawić komukolwiek konkretny plan funkcjonowania w miarę profesjonalnego klubu”? Okazało się, że próby rozmów były, ale nie o takiej organizacji o jakiej ja myślałem. Dlatego postanowiłem podziałać w tym kierunku i pokazać, że można, tylko trzeba mieć pomysł. Porozmawiałem o tym pomyśle z różnymi ludźmi, z czego jeden z nich zaproponował zorganizowanie spotkania z szefostwem firmy Łagrom. Spotkaliśmy się, przedstawiłem swój punkt widzenia i po pewnym czasie otrzymałem zielone światło do dalszego działania. Później się potoczyło, niestety nie po mojej myśli i trzeba było się rozstać. Ludzie, struktura organizacji, zarządzanie nic nie było tak jak chciałem, a ja osobiście miałem niewiele do powiedzenia. Prezes Łagromu najprawdopodobniej mi nie ufał. Trochę żałuję bo jestem przekonany, że gdybym mógł wprowadzić swoje pomysły, co do funkcjonowania klubu, dzisiaj Kania mogłaby grać w II lidze, bo to nie jest wielka rzecz do zrobienia. Mam nadzieję, że znajdzie się bogaty pasjonat futbolu, który zechce zainwestować w klub piłkarski. Uważam, że warto, gdyż w Gostyniu panuje odpowiedni klimat do tworzenia piłki nożnej.

Pełna wersja wywiadu z Jędrzejem Kędziorą w 51/2012 numerze Życia Gostynia.

(luke)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE