Podczas ostatniego spotkania z rolnikami na temat aktualnej sytuacji epizootycznej w powiecie gostyńskim, które odbyło się 7 kwietnia 2025 roku w Babkowicach, szef gostyńskiego inspektoratu weterynarii informował m.in. o liczbie ognisk, przebiegu, objawach orz skutecznych metodach walki z poszczególnymi chorobami wirusowymi.
Prawie 300 000 świń i krów zagrożonych
Choć zarówno pryszczyca, jak i ptasie grypa są bardzo zaraźliwe, łatwo się przenoszą, powodują zwiększoną śmiertelność zwierząt młodych - pryszczyca i sięgającą 100 % w przypadku grypy ptaków, a jedyną metodą walki jest uśmiercenie wszystkich zwierząt w ognisku, to ten pierwszy wirus cały czas uważany jest za najpoważniejsze zagrożenie dla powiatu gostyńskiego. Głównie ze względów gospodarczych.
- Produkcja zwierzęca dotycząca świń w powiecie gostyńskim wynosi ponad 170 000 sztuk, co daje nam trzecie miejsce w Polsce wśród wszystkich powiatów. (...) Nawet w najczarniejszych scenariuszach nie chcę myśleć o sytuacji, gdyby wirus pryszczycy przedostał się do nas przy takim zagęszczeniu hodowli, jakie mamy. Wtedy musielibyśmy uśmiercić zwierząt w samym ognisku choroby, a działania w gospodarstwach kontaktowych, sąsiadujących, które musiałyby zostać przeprowadzone byłbyby operację na niewyobrażalną skalę – mówi Powiatowy Lekarz Weterynarii.
Zagrożonych pryszczycą w naszym regionie jest prawie 300 000 sztuk zwierząt parzystokopytnych, gdyż jesteśmy także potentatem w produkcji bydła. Obecnie ocenia się, że w gostyńskich stadach jest ich 113 000 sztuk, a warto wspomnieć, że same województwa wielkopolskie, mazowieckie i podlaskie to 54% pogłowia w całej Polsce.
- Dlatego apeluję cały czas: współpracujmy. Wszyscy chcemy ochronić nasz powiat. Nasi rolnicy mają dużą wiedzą na temat chorób zakaźnych, jaką drogą się rozprzestrzeniają, jakie są objawy. Ale też to co, zawsze będą powtarzał: nie kupować zwierząt z nieznanego źródła. Jeżeli nie zakupimy zwierząt niewiadomego pochodzenia, to nie zakupimy zwierząt chorych, minimalizujemy możliwość dostania się choroby na teren naszego kraju – powtarza doktor Krystian Ciesielski.
DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD GRAFIKĄ - KLIKNIJ, żeby PRZECZYTAĆ REPORTAŻ
A co jeżeli w transporcie jedzie niewykryte chore zwierzę?
Skoro o tym mowa, to nasi rolnicy najbardziej obawiają się, że mimo wnikliwych kontroli weterynaryjnych na granicach FMD dostanie się do nas wraz z importowanymi zwierzętami.
– Boimy się, że w wyniki importu cieląt z południa Europy choroba przyjdzie do nas. I tutaj wszyscy mówimy jednym głosem, że te granice powinny zostać bardziej uszczelnione i zamknięte. Bo sprowadzając zwierzęta z tych wolnych stref na Słowacji czy na Węgrzech jest ryzyko, że może dzisiaj nie ma ogniska w tym rejonie, ale przywożąc nie wiemy, czy choroba już się nie zaczęła, a jeszcze jej nie wykryto. No i dezynfekcja samochodów na granicy może w tym wypadku nic nie dać, bo odkażamy samochód, a nie to, co jedzie w środku. A tam mogą być zwierzęta jeszcze nie mające objawów klinicznych, ale za za jakiś czas mogą wystąpić i co wtedy – tłumaczy jeden z rolników z terenu powiatu gostyńskiego.
W tym kontekście wspominana jest kwarantanna, której poddano cztery gospodarstwa w powiecie gostyńskim, do których trafiły cielęta ze Słowacji - WIĘCEJ NA TEN TEMAT CZYTAJ PONIŻEJ.
Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gostyniu uspokaja, że z tej strony nie grozi naszym rolnikom żadne niebezpieczeństwo.
- Wszystkie przemieszczenia zwierząt na teren naszego kraju są poddawane gruntownej kontroli, czyli też import zwierząt z terenów Słowacji. I tutaj nie ma mowy o tym, aby jakikolwiek transport zwierząt z tej strefy nie obciążonej ograniczeniami odbył się bez naprawdę wnikliwej kontroli inspekcji weterynaryjnej. Dlatego mogę zapewnić, że granica jest szczelna – przekonuje K. Ciesielski.
Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gostyniu jako największe zagrożenie epizootyczne uważa obecnie pryszczycę, jednak przypomina hodowcom, że nie można także zapominać o pozostałych wirusach obecnych w środowisku.
DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD GRAFIKĄ - KLIKNIJ, żeby PRZECZYTAĆ REPORTAŻ
„Niebieski język” będzie się rozprzestrzeniał
Na drugim miejscu gostyński specjalista stawia obecnie chorobę niebieskiego języka, zwracając uwagę, że nie bez powodu jest ona nazywana także potocznie „rzekomą pryszczycą”.Wszystko przez objawy kliniczne u chorujących zwierząt, które są podobne, o czym może świadczyć fakt, że niemieckie służby weterynaryjne w pierwszym od dziesiątków lat ognisku pryszczycy w Europie początkowo podejrzewały, że jest to właśnie choroba niebieskiego języka. Dopiero po przeprowadzeniu diagnostyki różnicowej okazało się, że mają do czynienia z dużo bardziej zjadliwym wirusem.
Jak obecnie wygląda sytuacja związana „niebieskim językiem”?
- W przypadku przemieszczeń zwierząt ze strefy niebieskiej (z ograniczeniami) w której znajduje się powiat gostyński do strefy białej, czyli nie objętej ograniczeniami, zgodnie z rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi hodowca nie składa wniosku o pozwolenie - wydanie decyzji zezwalającej do właściwego terytorialnie (miejsca wysyłki) Powiatowego Lekarza Weterynarii. Z kolei, jeżeli "hodowca" przemieszcza zwierzę do rzeźni znajdującej się w strefie białej ciąży na nim obowiązek poinformowania tego zakładu ubojowego o tym, że takie zwierzęta będą przemieszczane. I na koniec: jeżeli hodowca chcecie przemieścić zwierzę z naszej strefy do hodowli bydła, gdzie nie ma ograniczeń konieczne jest badanie serologiczne, czy zwierzęta są nosicielami choroby czy też nie – tłumaczy doktor K. Cieselski.
Obecnie mamy 10 ognisk choroby niebieskiego języka w Polsce, natomiast wirus szaleje w Europie Zachodniej. Niestety służby weterynaryjne prognozują, ze względu na okres bytowania kuczmana, czyli owada, który jest głównym wektorem w okresie letnim, ognisk choroby w naszym kraju niestety przybędzie. Na szczęście „rzekomą pryszczycę” można leczyć, a konieczność uśmiercania chorych sztuk zdarza się tylko w ekstremalnych przypadkach.
Hodowco: uważaj na dzikie ptactwo
Niestety w przypadku ptasiej grypy (HPAI), podobnie jak przy pryszczycy likwidacja stada to jedyne rozwiązanie. W całym roku 2024 w Polsce odnotowano 50 ognisk tej choroby, a w tym już prawie 80. W związku u z tym konieczne było wybicie około 6 milionów sztuk drobiu.HPAI stwierdzono obecnie u większości naszych sąsiadów m.in.: w powiatach kościańskim, krotoszyńskim, którego ogniska spowodowały objęcie obszarem zagrożonym 10 gostyńskich miejscowości oraz w rawickim (dzikie ptactwo). W tym kontekście Powiatowy Lekarz Weterynarii zwraca się z kolejnym apelem do rolników.
- W powiecie gostyńskim w obszarze zagrożonym ptasią grypą znajdują się przede wszystkim tzw. przyzagrodowe hodowle drobiu. Należy pamiętać, aby zwierzęta były utrzymywane w miejscach ograniczonych, zadaszonych. Ważne, aby ptaki nie były karmione na zewnątrz w celu zminimalizowania kontaktu z dzikimi ptakami, które są wektorem choroby. Ich odchody mogą zanieczyścić ściółkę, paszę, co może doprowadzić do pojawienia się ogniska choroby. Wszyscy hodowcy drobiu zarówno hodowli przyzagrodowych jak i wielkotowarowych zobowiązani są do przestrzegania zasad bioasekuracji - najważniejszego i najbardziej efektywnego narzędzia w ochronie przed wirusem – przypomina szef gostyńskiego PIW.
Tak, jak w przypadku pozostałych chorób, także przy HPAI służby weterynaryjne apelują o zgłaszanie wszelkich podejrzeń wystąpienia choroby. Jeśli chodzi o objawy to są one dobrze znane, jest to m.in.
- spadek pobierania paszy i wody,
- utrata nieśności,
- nagłe zmiany w zachowaniu zwierząt,
- tzw. „lanie jaj”.
ASF niestety nie umarł
Na koniec nie można również zapominać o całym czas obecnym w środowisku afrykańskim pomorze świń (ASF), z którym nasz kraj walczy od 10 lat. Pomimo tego, że ani jak dostać nie wykryto ogniska choroby w żadnym z gostyńskich gospodarstw, ani żaden z padłych dzików, który przywędrował do nas, nie okazał się pozytywny na obecność tej choroby, zbliża się okres wzmożonej działalności dzikich zwierząt.
– Około 1400 przypadków ASF u dzika stwierdzonych w pierwszym kwartale tego roku na terenie Polski, świadczy, że choroba jest cały czas obecna w środowisku. Bardzo dużo dzików dodatnich jest obecnie w powiecie poznańskim, śremskim i kościańskim. U nas na szczęście choroba nie występuje. Ale wszyscy wiemy, że zwierzęta granic nie znają. Nie znają granic powiatów, województwa, państw, przemieszczają się tam, gdzie jest im wygodnie, lepiej. Dlatego jeszcze raz: współpracujemy, bo wszyscy chcemy ochronić nasz powiat gostyński – podsumowuje doktor Krystian Ciesielski.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.