Życie Gostynia 14/2020. Spod igły Mateusza Dąbrowicza wychodzą piękne ornaty, baldachimy, sztandary, chorągwie, stuły, mitry, a nawet stroje dla artystów operowych.
Od dziecka Mateusz Dąbrowicz przyglądał się poczynaniom swojej mamy, która większość życia spędziła przy igle.
- Co ciekawe - mamusia zawsze mnie odpędzała od jej nici. Może dlatego, że mieszkaliśmy wówczas na Sycylii (rodzina wyjechała tam za chlebem - przyp. red.), gdzie ceny nici były wręcz kosmiczne - wspomina artysta. - Więc ja go goniłam, ile mogłam od moich robótek - dopowiada Teresa Dąbrowicz.
Jednak, tak naprawdę, hafciarskiego bakcyla Mateusz połknął w niewielkiej manufakturze, która działała nieopodal ich domu. To tam chłopiec spędzał popołudnia po szkole.