Ten samochód w Polsce znany jest z serii francuskich filmów, w których główną rolę grał Louis de Funes. Bohater jeździł żółtym garbusem, z kolei Andrzej Nowacki z Pogorzeli na zlot samochodów retro do sąsiedniego Borku Wlkp. przyjechał czerwonym Citroenem 2cv. Nie pierwszy raz samochód zawitał do Borku Wlkp. W maju pan Andrzej pokonywał garbusem kilkanaście kilometrów, żeby o godz. 6.00 rano wejść na wieżę fary i zagrać dla Maryi - PISALIŚMY TUTAJ.
Świecąca czerwona karoseria spowodowała, że auto, stojąc w szeregu klasyków, rzucało się w oczy. Podnoszony dach, miękkie zawieszenie, pojemność silnika 600 ccm, a na drzwiach grafika. Te malunki sprawiają, że samochód stał się jeszcze bardziej oryginalny.
Andrzej Nowacki sprowadził samochód 10 lat temu, w kiepskim stanie. Nie można było się spodziewać niczego innego, skoro wtedy samochód miał 52 lata. Za ten wiek nowy właściciel zapłacił 5 tys. zł. Po zakupie rozebrał citroena „na czynniki pierwsze”.
- Musiałem rozebrać auto na poszczególne elementy. 5 lat go naprawiałem, powoli, nie spieszyłem się chociażby ze względu na finanse - przyznaje Andrzej Nowacki z Pogorzeli. I nie żałuje, że grzebał przy składaniu garbusa tak długo, gdyż - jak przyznaje - nie odczuł dotkliwie, jak z domowego budżetu wypływają pieniądze na renowację. Ta kosztowała około 35 tys. zł.
Jak puzzle citroena złożyły ręce pana Andrzeja z Pogorzeli
Garbusa Andrzej składał głównie własnymi rękami. Sam naprawiał silnik i zawieszenie. W internecie i od fachowców zdobywał informacje, gdzie można kupić części, co i jak należy dopasować, co zmontować. Części można było dostać bez problemu - niektóre sprowadzałem z Francji, czyli z ojczyzny auta.
- Jest też w Obornikach firma, która obsługuje tylko auta marki Citroen, a potrzebnych elementów od dużych po najdrobniejsze śrubeczki jest tam mnóstwo - poleca pan Andrzej.
Fachowa pomoc dla garbusa
Co było najtrudniejsze do zmontowania? Właściciel garbusa odpowiada bez wahania, że karoseria z zewnątrz.
- A chciałem, by pozostała oryginalna, taka, jaką kupiłem - z odkrywanym dachem. Kolor miała czerwony, ale w innym odcieniu niż obecnie. Starałem się, by wyszedł ten, który sobie wymarzyłem. Najpierw karoseria musiała być wyczyszczona, pomalowana na biało i później na czerwień. Pomagał lakiernik - nie ukrywa Pan Andrzej.
Pan Andrzej dążył do tego, by wewnątrz auta zapewnić sobie komfort podróży. Myślał o nowej tapicerce, luksusowej, a dziś słyszy odgłos sprężyn, kiedy siada za kierownicą.
- Nowoczesna tapicerka nie pasowała do tego auta, a początkowo chciałem taką zamontować. Ale nie wyglądałoby to ładnie. Tu, by zachować klimat, musiały znaleźć się fotele ze sprężynami, bym mógł poczuć „miękkie siedzenie” i usłyszeć dźwięk sprężyn. Doradził mi to znajomy tapicer - opowiada mieszkaniec Pogorzeli.
Muzyczne klimaty
Citroen nazywany jest „muzycznym” autem. Nie tylko dlatego, że właściciel jest muzykiem, gra na saksofonie, wspiera big-band. Za kierownice garbusa wsiada tylko w wyjątkowych sytuacjach, podróżuje nim wyłącznie na muzyczne wydarzenia - koncerty, przeglądy, ewentualnie imprezy „okołomuzyczne”, na których słychać granie i śpiewanie. Tak dotarł do Borku Wlkp. Z jednej strony mógł posłuchać utworów biesiadnych, z drugiej - ustawić z czerwonego „pupila” w szeregu zabytkowych samochodów i z satysfakcją obserwować, jak oglądający go podziwiają.
- Tutaj mi się podoba, bardzo dobry pomysł z tym połączeniem przeglądu kapel ludowych i zlotu pojazdów retro - pochwalił pan Andrzej.
Garbus jest „inny” również dlatego, że na drzwiach znajdują się wygrawerowane elementy związane z muzyką. - Gram już prawie 30 lat na saksofonie i dlatego chciałem mieć na samochodzie nie naklejki - ale wygrawerowany instrument muzyczny. Z jednej strony jest saksofon tenor, a z drugiej strony również na drzwiach mikrofon, w starszym stylu, do którego śpiewam, a także nuty - wyjaśnia Andrzej Nowacki.
Przetestował citroena w drodze do Zakopanego
Zabytkowy samochód ma wyłącznie dla swojego użytku i od 5 lat podróżuje nim najczęściej z żoną. By go przetestować wybrał się pewnego razu na wczasy z żoną daleko, na południe Polski. Sprawdził garbusa, a właściwie silnik, wybierając się na wycieczkę do Krakowa i dalej, do Zakopanego - to około 500 km w jedną stronę.
- Autko sobie poradziło. Silnik wytrzymał te setki kilometrów. Były odcinki drogi, kiedy poruszaliśmy się wolno, ale silnik się nie zagrzał. Żaden z kierowców nie trąbił, jedynie zdjęcia robili, bo to atrakcja. Starałem się nie poruszać autostradą, ale bocznymi drogami. Kiedy na chwilę wpadliśmy na autostradę czy drogę szybkiego ruchu to spoglądano na nas z zainteresowaniem. Kierowcy machali do nas uśmiechając się z sympatią - opowiada pan Andrzej.
Policjantów garbus nie interesuje
Za granicę garbusem jeszcze się nie wybrał.
- Namawiają mnie znajomi, ale nie wiem, czy się odważę - dodaje pasjonat.
Zdradza, że odczuwa lekki niedosyt po tych wycieczkach, na które woził go citroen, gdyż nie został zatrzymany ani razu przez policję.
- Tylko raz otrzymałem sygnały od policjantów, kiedy zapomniałem włączyć światła, bo w citroenie ręcznie należy je regulować. Było mrugnięcie w radiowozie, uśmiech funkcjonariuszy z „drogówki” i tyle. Mogliby zatrzymać nas chociażby z ciekawości, pogadalibyśmy sobie o samochodach klasykach - zwierza się pan Andrzej, żartując.
Na co dzień jeździ lexusem hybrydą, ma najnowszym model. Ile razy był zatrzymany przed drogówkę podróżując tym autem, nie zdradził.
Jakie ma plany na przyszłość, związane z pupilem, garbusem? Odda auto do muzeum? - W żadnym wypadku. W spadku auto otrzyma jedno z dzieci, zwłaszcza, ze zaczynają się interesować pojazdami retro - deklaruje właściciel garbusa.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.