reklama
reklama

Kiedy te pieśni grają, serca mieszkańców biją szybciej. Wizyta na wieży kościoła w Borku Wlkp.

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura - Piękna tradycja i powrót do dzieciństwa, domu, rodziców..., aż serce ściska - to jedna z reakcji byłych mieszkańców Borku Wlkp., którzy wyprowadzili się do Poznania. Co ich tak wzruszyło? Relacja na żywo z wieży boreckiego kościoła pw. Biskupa Stanisława. Przez cały maj, każdego ranka muzycy z orkiestry parafialnej grają tam pieśni maryjne. Jest też z nimi wokalista. Muzyka i śpiew, przy sprzyjającym wietrze, roznoszą się daleko poza Borek Wlkp..
reklama

- Ma pani lęk wysokości? - zagadnął dziennikarkę gostynska.pl jeden z uczestników biesiady, jaka akurat trwała w MGOK w Borku Wlkp..

Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy wyprowadził ją z sali i wskazał na wieżę kościoła farnego. 

- Wejdzie pani tam? Nie boi się pani? To zapraszam, rano przed godziną szóstą każdego dnia. Gramy tam pieśni dla Maryi, ale tylko w maju, punktualnie o szóstej. Dostać się jeszcze trzeba. Najdłuższa drabina ma 24 szczeble - wyjaśnił.

Tę ciekawą „ofertę” złożył Stefan Sikorski z Borku Wlkp., chórzysta, obecnie śpiewający w zespole Retro.

Takie zaproszenie nie zdarza się często, dlatego przyjęliśmy je z radością, chociaż ciekawość wzięła górę - „na wieżę, po drabinie, tak wysoko?”. W sumie, z kopułą i iglicą wieża ma ponad 30 metrów podobno.

Powitanie ze św. Biskupem Stanisławem, patronem kościoła farnego w Borku Wlkp.

Sobota, 14 maja. Słońce wschodzi nieśmiało, niebo nie jest czyste, chmury nieco zasłaniają poranne promienie. Brama przed zabytkowym kościołem w Borku Wlkp. otwarta. Pan Stefan robi to w maju codziennie, około godz. 5.30. Jest odźwiernym, proboszcz podarował mu klucze na miesiąc, więc otwiera wrota kościoła. 

 - Cześć Stanisławie! - wypowiada w kruchcie, jak hasło i - zdejmując czapkę - kłania się na wprost ołtarza św. Stanisławowi Biskupowi, który jest patronem boreckiej fary.

Świątynia pw. Biskupa Stanisława jest obiektem zabytkowym, obecnie jest kościołem filialnym parafii Pocieszenia Najświętszej Maryi Panny w Borku Wlkp. Wejście do nawy głównej jest niemożliwe, wnętrza kościoła strzegą okratowane żelazne drzwi. Metalowa drabina wysunięta, właz otwarty. Można się wspinać. Pan Stefan na najwyższym piętrze wieży, przed ostatnią drabiną ma przygotowany megafon (tubę), pożyczony z remizy OSP Borek Wlkp. To jego narzędzie „pracy”.  Każdy, kto chce znaleźć się na wieży musi pokonać w sumie 29 stopni schodów i 75 szczebli drabiny. A na samej górze przy słonecznej pogodzie widok niesamowity. Ze szczytu wieży kościoła w Borku Wlkp. można się rozejrzeć na cztery strony świata. Widać piękną panoramę miasta, pola, lasy. Dominuje kolor zielony i żółty. 

 - Kiedy jest naprawdę ładna pogoda, czyste niebo, to widzimy stąd wieżę radiowo-telewizyjną w Śremie, a na horyzoncie pokazują się też kopuła bazyliki na Świętej Górze i gostyńska cukierniczka - mówi Stefan Sikorski.

W sobotni poranek akurat te obiekty się schowały za majowymi chmurami. Na  górze zwraca uwagę miotła, z wierzbowych gałęzi. Musi stać w gotowości. Czasami gołębie, które robią sobie przystanek na kościelnej wieży, tak się panoszą, że czystego kawałka podłogi nie ma. Sprząta ten, kto pierwszy tam się wdrapie. 

Spisują historię boreckiej światyni

Na słupach podtrzymujących niewielką kopułę widnieją zapiski - nazwiska, daty. Jako goście dowiadujemy się, że to dane osób, które odwiedziły tę wieżę już po remoncie - od początku XXI w. i zagrały. Zapisują to na pamiątkę. Był tam m.in. Jan Figielek - postać ważna i znana boreckiej społeczności przede wszystkim jako muzyk, kolekcjoner, autor boreckich legend i wielki miłośnik folkloru. Ale to nie jedyne „fakty”. Mnóstwo spisanych informacji w tajemniczym zeszycie ma pan Stefan. Pogodę, temperaturę, kto urodził się w Borku, kto odszedł. 

- Dziś mamy 9 stopni Celsjusza na plusie. Ale na dole. Tu jest znacznie chłodniej. I mocniej wieje - wyjaśnia autor zapisków.

Ilu mieszkańców widziano z wieży rano, wracającego z wiosennej randki czy z majówki "tanecznym krokiem"?

- Oj, różnie to z tymi powrotami było - śmieją się muzycy.

Odliczają i śpiewają. Na cały Borek Wlkp. i jeszcze dalej

Metalowa drabina na szczycie wieży zaczyna drżeć. Pojawiają się kolejne osoby z instrumentami. Mieszkańcy Borku: Adam Szczurny gra na trąbce, Michalina Szczurna z klarnetem. jest też Tomasz Przybylski ze swoją trąbką. Z kolei Andrzej Nowacki, który przyniósł saksofon (sopran), przyjechał z Pogorzeli. Pan Stefan trzyma tubę, to już wiemy. Będzie śpiewał. Muzycy przygotowują się, mają jeszcze kilka minut. Rozkładają instrumenty, szykują nuty. Będą grać w hołdzie Maryi. Mamy maj, a ten miesiąc uważany jest za najpiękniejszy w całym roku. To czas wiosny, kiedy przyroda zadziwia pięknem, kolorami i zapachem świeżości. Rośliny rozkwitają, potem zaczyna się proces dojrzewania, zakończony u schyłku lata. W Kościele tę porę bujnego rozkwitu przyrody poświęcono Matce Bożej - Opiekunce nowego, rozwijającego się życia.

- Dziś lecimy: Zdrowaś Maryjo, Serdeczna Matko. A zaczynamy od „Już od rana, rozśpiewana”, ale mamy jeszcze trochę czasu - wydaje polecenia pan Stefan.

Wspólne odliczanie: pięć, cztery, trzy dwa, jeden, instrumenty w ruch, wchodzi wokal. 

- Już od rana, rozśpiewana chwal, o duszo Maryję! Cześć Jej świątkom, cześć pamiątkom, co dzień w niebo niech bije. Cud bo żywy na podziwy, Jej wielmożność u Boga; Panna czysta, Matka Chrysta, przechwalebna, przebłoga!- roznosi się po całym mieście.

Słychać trąbki, saksofon, klarnet. Flagi łopoczą. Wieje dość silny wiatr. „Maryjnej ekipie” to nie przeszkadza. Są przygotowani - w rękawiczkach, czapkach, kurtkach z kapturem. Przy każdej pieśni zmieniają stanowiska. Donośne granie i śpiewanie powinni usłyszeć mieszkańcy Borku Wlkp., ale też Karolewa, Strumian... Za chwilę w eter pójdzie pieśń "Serdeczna matko", na zakończenie "Zdrowaś Maryjo". Ta ostatnia pieśń maryjna została napisana prawdopodobnie na przełomie XIX i XX wieku. Upłynęło ponad 100 lat i jakże aktualne są słowa jednej ze zwrotek modlitwy:

"Ty, w całym życiu, łagodna, cicha, Daj, niech pokojem kraj nasz oddycha, Niech duch niezgody nas nie rozbija, Broń nas od wojny, Zdrowaś Maryja!"

- Kiedy wiatr nam sprzyja, to później dowiaduję się, że nawet w Skokowie nas było słychać. Mieszkańcy wstają i słuchają tych pieśni. Jedni w oknach mieszkań, są tacy, którzy biorą lornetkę. Spiewają z nami - tłumaczy pan Stefan.

Tymczasem na na fanpage'u  portalu gostynska.pl, po obejrzeniu relacji "na żywo" pojawia się kolejny wpis:

- Piękne aż się wzruszyłam. Pochodzę z Borku więc serducho szybciej biło przy słuchaniu - przyznaje pani Teresa.

W sumie grupa z orkiestry parafialnej w Borku Wlkp. (grają w kościele podczas mszy św. co niedzielę) ma do wykorzystania 16 utworów, repertuar zmieniają co 4 dni. Oprócz pieśni Maryjnych wykonują też inne - „Barkę” zagrali na 100-lecie urodzin św. Jana Pawła II. Po kilkunastominutowej „służbie” dla Matki, pełni optymizmu, z dobrym nastawieniem na cały dzień, schodzą w dół. 

Czerwone cacko przed bramą boreckiego kościoła

Przy bramie jeszcze jedna niespodzianka. Czerwona, nieduża. Stoi tam samochód Andrzeja Nowackiego, który dojeżdża codziennie kilkanaście kilometrów z Pogorzeli, by o godz. 6. rano zagrać na saksofonie w podziękowaniu Maryi.

- 3 maja wszedłem na wieżę fary w Borku pierwszy raz. Spodobało mi się tu - wspaniały klimat, krajobraz i teraz dojeżdżam codziennie - przyznaje.

Wracając do czerwonego cacka - czteroosobowe auto ma 62 lata, ale jest wymuskane, piękne, zabytkowe. To citroen 2CV. Wygląda jak wyciągnięty z filmu z Louis de Funes. Niewielka różnica jest taka, że to filmowe jest żółte. 

Czerwony samochód pana Andrzeja został sprowadzony do Polski. Remontowany był przez 5 lat. Ze sprowadzeniem części nie było problemu. Auto jest czteroosobowe, dach można podnieść, zwinąć. Samochód ma miękkie zawieszenie. Na drzwiach znajdują się nieduże ozdoby w muzycznym temacie - mikrofon i saksofon... nie bez powodu - pan Andrzej używa auta tylko, gdy udaje się na wydarzenia muzyczne - nagrania, koncerty czy inne występy. Największa liczba przejechanych kilometrów - do Krakowa i z powrotem. 

To już historia w Borku Wlkp.

Borkowianie twierdzą, że pieśni Maryjne, które w maju niosą się każdego ranka po okolicy, to już historia i tradycja. Gdyby ich zabrakło, byłoby szaro, smutno, straciliby nadzieję.  „Służba” ta jest wykonywana ku pamięci Ignacego Maciejewskiego - byłego organisty w boreckiej parafii (obecnie w tej roli zastępuje go syn Andrzej). To on był inicjatorem grania pieśni dla Maryi z kościelnej wieży.

- Byłem dzieckiem, kiedy zapoczątkował tę tradycję. Może było to w latach 50, może na początku 60. XX w., kiedy przeprowadził się do Borku z Jarocina. To pamiętam - mówi Stefan Sikorski.

- Był moim mistrzem, nauczył mnie grać na trąbce - wspomina Tomasz.

Nieważne gdzie, ale chodzi o to, żeby podtrzymać tradycję

Kiedy organista zmarł, nad grobem regionalista Jan Figielek miał zadeklarować, że ku jego pamięci wykonanie pieśni maryjnych będzie kontynuowane. Muzycy z orkiestry parafialnej grają je tylko w maju. Ale nie zawsze było to możliwe na wieży, która była mocno zniszczona. Od 2013 r. wchodzenie po zmurszałych schodach i drabinach, po zniszczonych deskach podłogi, stało się bardzo niebezpieczne. W 2020 r., po kilku latach, zakończył się remont wnętrza wieży - po kolei pojawiały się nowe metalowe drabiny, schody, podłogi na piętrach. Powstał też szeroki właz z porządnymi,  drewnianymi drzwiami. Fakt, że przez 7 lat nie można było wchodzić na samą górę wieży kościoła farnego, nie oznaczał, że śpiewanej modlitwy w Borku nie było. Muzycy nie zniechęcili się i grali pieśni na dole, przed bramą kościoła, a w niedzielę chodzili na ołtarz polowy na Zdzież.

Muzycy z orkiestry parafialnej w Borku Wlkp. przepraszają gołębie i pająki

Każdego roku, ostatniego kwietnia przeważnie, Tomasz Przybylski z panem Stefanem wchodzą na wieżę i robią porządki. Przeganiają pająki z przeprosinami, ale przecież trzeba odgarnąć pajęczyny. Gołębie też nie są zadowolone, chociaż muszą się liczyć z tym, że przez kilka tygodni, każdego ranka, będą miały towarzystwo.

Mężczyźni powieszają flagi, które zostają na wysokości 26 metrów przez cały maj. Muzyczne towarzystwo, grające pieśni Maryjne każdego majowego dnia, ma jeszcze innych kolegów, którzy przychodzą od święta - Piotr Przybylski, Dominik, Szymon i Artur Pieniężny. Kiedy wszytscy się zejdą, to na wieży gra 9 osób.

- Były też lata, kiedy z bloku położonego niedaleko przychodziły panie - Maria, Ela, świętej pamięci Maria Matuszewska. Kiedyś, w Dzień Matki było nas na górze pietnastu. Ale to już zbyt wiele osób - stwierdza pan Stefan.

Proboszcz z czekoladą

Za to proboszcza boreckiej parafii na wieży "muzycznee towarzystwo" jeszcze nie widziało.

- Żaden z proboszczów dotychczas jeszcze tutaj nie był - twierdzi pan Tomek.

Ale najstarszy z ekipy - Stefan Sikorski przypomina sobie, że kiedyś zawitał tam ks. Roman Grocholski, były proboszcz parafii boreckiej.

- Czekolady nam przyniósł na zakończenie maja - wspomina.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama