Na zawołanie szeregowej Anny Szymaniak: „Zawsze gotowi...” z gardeł pierwszych 85 terytorialsów 12 Wielkopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej zgromadzonych na leszczyńskim rynku wydobyła się druga część motta tej formacji: „...zawsze blisko”. Przysięgę żołnierzy terytorialnej służby wojskowej złożoną 12 sierpnia, na kilka dni przed Świętem Wojska Polskiego oglądało i oklaskiwało sporo osób - zdjęcia i film z przysięgi znajdziesz TUTAJ.
– Wspólnie z pozostałymi rodzajami naszych sił zbrojnych stoicie na straży bezpieczeństwa państwa. Podstawowym waszym zadaniem jako teytorialsów jest obrona regionu, w którym mieszkacie. Zarówno w przypadku konfliktu zbrojnego, jak i sytuacji kryzysowych czy klęsk żywiołowych macie przede wszystkim chronić lokalną społeczność. Służyć jej wsparciem i pomocą – mówił do nowo przyjętych w szeregi żołnierskiej braci wiceminister obrony narodowej Tomasz Zdzikot.
Wsłuchując się w te słowa oraz wyrazy uznania, które skierował do swoich podkomendnych pułkownik Rafał Miernik, dowódca 12 Wielkopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej trudno uwierzyć w komentarze, które pojawiły się pod relacją ze złożenia przysięgi.
– Żałosne, jak można nazywać żołnierzem kogoś kto przez 16 dni przechadzał się po jednostce wojskowej – pisał na naszym portalu Znawca.
Oczywiście niektórzy stanęli w obronie żołnierzy WOT-u, ale niesmak pozostaje. Czuje go również Gerard Misiaczyk, jeden z pierwszych terytorialsów z naszego powiatu, który na rynku w Lesznie tego dnia również wypowiedział słowa roty przysięgi: „Ja żołnierz Wojska Polskiego...”.
– Czytam opinie o Wojskach Obrony Terytorialnej jako o jakimś wojsku niedzielnym i jest mi bardzo przykro. Naprawdę, po tym, co przeżyłem, przeżyliśmy, to człowieka bulwersuje. (...) To nie jest tak, że można sobie wstać zza biurka czy z kanapy i przejść te 16 dni. Bez przygotowania nie da się tego zrobić – tłumaczy kierownik Warsztatów Terapii Zajęciowej w Piaskach i opowiada o tej słynnej już „szesnastce”, czyli 16 dniach szkolenia przygotowawczego do służby wojskowej.
A przez ten czas z jednym się nie rozstawał - swoim karabinem, z którym chodził nie tylko do kantyny.
– Nawet idąc do toalety miało się broń w zasięgu ręki – mówi Gerard Misiaczyk.
Jak o swoich przeżyciach na leszczyńskim poligonie i śremskiej strzelnicy mówi gostyński terytorials? Co najbardziej zapało mu w pamię? Dlaczego zdecydował się na taki rodzaj służby? Co może zaoferować WOT zwykłemu Kowalskiemu? - odpowiedzi znajdziesz w aktualnym wydaniu "Życia Gostynia".