Zamknięta będzie ciastkarnia Olszowy w Gostyniu. Zakład wraz ze sklepem został wystawiony na sprzedaż. - Dla mnie firma od bardzo długiego czasu jest, „jak kula u nogi”, czuję się przez nią przytłoczony - przyznaje Marcin Olszowy, właściciel najbardziej znanego słodkiego miejsca w Gostyniu.
Mieszkańcy miasta nie wyobrażają sobie, że cukiernia „Olszowy” zniknie. Że nie będzie można kupić „magdalenki”, wianka drożdżowego, pączków „od Olszowego”, „wuzetki”, rożków, czy zamówić tortu na urodziny.
Dlaczego bilbord gostyński wisi w Poznaniu? - KLIK
Fakty są takie, że firma z mniej więcej 40-letnią tradycją, jest sprzedawana jako nieruchomość, o wielkości 500 m2. Obiekt w samym centrum miasta został wystawiony do kupna kilka tygodni temu, ale właściciel Marcin Olszowy, który zakład odziedziczył po rodzicach, od kilku lat rozważał taką opcję. I wcale nie przez bankructwo czy złe obroty. - Od zawsze, jak tylko sięgam pamięcią, byłem namaszczony jako jedyny syn Olszowego do przejęcia firmy. Było to wyczuwalne. Kiedy zmarł tata, poczułem dużą odpowiedzialność za to wszystko. Mama firmę przejęła, ale widziałem, że kosztowało ją to dużo zdrowia - zdradza właściciel cukierni. Wspomina, że ojciec Bogdan Olszowy, założyciel cukierni, w pewnym momencie też poczuł, że skala przedsięwzięcia go przerosła.
- Był człowiekiem, który sam brał się za wszystko, co tylko mógł, bo czuł się za to odpowiedzialny. Ani on, ani ja nie nauczyliśmy się, że można pewne rzeczy zlecać ludziom, a tylko trzymać nad wszystkim kontrolę - mówi Marcin Olszowy. Jest osobą, która nawet, jeśli coś komuś zleci do wykonania, to i tak czuje się w 100 proc. za zadanie odpowiedzialny, nie czuje spokoju, zarywa noce. Cukiernia słynie z pieczenia tortów na zamówienie - familijnych, urodzinowych, śmietankowych, „tematycznych”.
- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, ale nie dlatego, że jestem wybitnym cukiernikiem. Bardziej kręcił mnie zawsze materiał, wykorzystanie jego możliwości do budowania i konstruowania niż to, czy jest to czekolada, papier, sklejka, tektura - wyznaje szczerze Marcin Olszowy.
I podkreśla, że czuje się przytłoczony przez cukiernię, jakby go wciągnęła, przemieliła i wypluła. Sam potrzebuje regeneracji. Wie, że nie może więcej dać firmie - a ona ma potencjał, potrzebuje osoby, która będzie nią lepiej, inaczej, zarządzać. - Zakład potrzebuje kogoś kreatywnego, z petardą. Nie mam jej komu przekazać - mówi otwarcie Marcin Olszowy.
Bardzo by mu zależało, aby nieruchomość przetrwała jako firma, budynek, cukiernia, ze znanym logo. Zdaje sobie sprawę, że zakład ma spory dorobek, receptury. I duże grono klientów, którzy na deser czy z okazji różnych uroczystości zamawiali ciasta „od Olszowego”.
- Mnie nigdy to nie cieszyło, tak żebym miał satysfakcję. Ja tego nie czuję. Teraz moim wymarzonym celem jest sprzedanie firmy komuś, kto na bazie puli klientów, z dołożeniem swego zaangażowania będzie mógł z sukcesem prowadzić ją dalej - przyznaje Marcin Olszowy.