Mieszkańcy Gostynia i inni chętni, którzy wybrali się w niedzielny wieczór do ośrodka kultury „Hutnik”, zobaczyli na scenie Sławomira. Dał niepowtarzalny koncert w sali widowiskowej.
- Sławomir, Sławomir - krzyczeli fani, kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki muzyki, a przy mikrofonie nie było nikogo widać. Artysta miał rockowe wejście. Dziewczyny piszczały, było słychać krzyk nastolatków. Uczestnicy byli roześmiani, zadowoleni.
- Jest wam ciepło? - zapytał Sławomir ze sceny po pierwszym utworze, jakim przywitał Gostyń. - Taaak - krzyczała publiczność.
Piosenkarz poinformował, że następna będzie piosenka, której nauczył go Krzysztof Krawczyk, kiedy razem pracowali przez pewien czas w Stanach Zjednoczonych Ameryki. - Siedzieliśmy na dachu. Krzysztof się na mnie popatrzył i mówi: Sławomir, włosy ci się cofają. Zapytałem: Co teraz?
- Nie wiem, bracie. Wracaj do ojczyzny, może tam coś pomogą - odpowiedział Sławomirowi Krzysztof Krawczyk.
Utwór pt. „Jak minął dzień” był dedykacją od Krzysztofa - przez Sławomira - dla publiczności. Ze sceny fani usłyszeli też „Megierę”, „Ni mom hektara”, „Anetę” czy „Miłość w Zakopanem” i wiele innych piosenek.
Większość obecnych na koncercie znała słowa utworów na pamięć. Publiczność śpiewała z entuzjazmem, a przy wielu szybkich, rockowo-tanecznych piosenkach, podrywała się do tańca. Świetnie się bawiła. Koncert trwał blisko dwie godziny. Obecni na imprezie potrafili docenić fakt, że muzycy, którzy przyjechali z wokalistą (ekipa „Trzymamy się Zapały”), grali na żywo. Dali się porwać dźwiękom. To było prawdziwe show.
Do Gostynia Sławomir zawitał na początku trasy koncertowej, promując swój debiutancki album. Artysta jest twórcą nowego gatunku muzycznego rock polo czyli połączenia muzyki tanecznej ze szlachetnym rockowym brzmieniem. Swoją karierę muzyczną i warsztat szlifował w Nowym Jorku, w Watermill Center (Long Island USA) pod okiem Roberta Wilsona.