Trochę ciekawostek zza kulis rekonstrukcji historycznej, która odbyła się na gostyńskim rynku 25 stycznia. Czy wiecie, kto dbał o to, żeby płonący rekonstruktorzy się nie poparzyli? Jak długo byli bezpieczni z ogniem na plecach? Ile papierosów spalił niemiecki burmistrz? Jak ciężki był płaszcz, który miał na sobie radziecki komisarz miasta?
W czasie plenerowego widowiska historycznego, związanego z wydarzeniami, które miały miejsce w Gostyniu pod koniec stycznia 1945 r., część gostyńskiego rynku stała się rekonstrukcyjnym placem boju, otoczonym barierkami, przy których stały tłumy widzów. Militarny sprzęt, wozy, konie, rekonstruktorzy (ok. 150), kaskaderzy - wkraczali na rynek od strony ul. Kościelnej. Odtwarzano historyczne sceny z okresu, kiedy Armia Czerwona wkraczała do miasta - PISZEMY O TYM TUTAJ.
Pokazno fragment walki, była strzelanina, płonący żołnierze - kaskaderzy. O ich bezpieczeństwo dbali strażacy z OSP w Goli. Jednostka ta - współpracując ze stowarzyszeniem Handmet Military - wspierała również organizatorów podczas pamiętnych pokazów Strefy Militarnej, które odbywały się latem w Podrzeczu.
- Dostaliśmy propozycję współpracy również w tym roku. Druhowie są u nas aktywni, więc nie było problemu zebrać 10 ochotników i stawić się w sobotę na rynku - wyjaśnia dh Paweł Stachowiak, strażak-ratownik w OSP Gola.
Kilka dni wcześniej strażacy wzięli udział w spotkaniu organizacyjnym. Chodziło o zapoznanie się ze scenariuszem, żeby wszystko za kulisami przebiegało sprawnie. Tam dowiedzieli się, że dwóch rekonstruktorów będzie płonąć.
Strażacy - ochotnicy zostali tak zlokalizowani w bocznej uliczce przy rynku, żeby nie było ich widać „na scenie głównej”, aby nie rzucali się w oczy publiczności we współczesnych strojach, ale jednocześnie widzowie i rekonstruktorzy mieli czuć się bezpiecznie. Rekonstruktorzy, kiedy przyszło do odtworzenia strzelaniny, około 30 sekund poruszali się po rynku w płomieniach (paliły się mundury, głównie na plecach).
- Przy takim sposobie ubrania, czyli kilku warstwach odzieży i nasmarowaniu żelami chłodzącymi, 30 sekund w ogniu to optymalny czas. Im dłużej, tym występ stawałby się coraz bardziej niebezpieczny, kolejne warstwy odzieży zaczęłyby się spalać i mogłoby dojść do poparzenia - tłumaczy dh Paweł Stachowiak.
Po odegraniu roli, rekonstruktorzy wbiegali w boczną uliczkę. Tam czekała na nich grupa 4 strażaków. Płonący żołnierze musieli położyć się na bruku. - My wtedy ruszaliśmy do akcji - poczynając od głowy , w stronę nóg zaciągaliśmy mokry koc, a tym samym tłumiliśmy ogień - opowiada strażak z OSP w Goli.
Pozostali druhowie zabezpieczali kamienice, stojące na skraju rynku i deptaku. Wewnątrz rozpalono prawdziwy ogień, aby widzowie widzieli, że budynek płonie. - Tak było to przygotowane, aby nic się nie wydarzyło. Ale w gotowości stał wóz strażacki i ludzie wyznaczeni do działania - mówi Paweł Stachowiak. Co się paliło wewnątrz budynków, jak został wywołany ogień? Strażak nie zdradza. - Ważne, że ogień było widać z okien - mówi.
Przemysław Pawlak, dyrektor biblioteki publicznej w Gostyniu odgrywał rolę niemieckiego burmistrza. W trakcie 45-minutowego widowiska spalił 12 papierosów.
Z kolei Tomasz Barton - dyrektor GOK Hutnik stanął „po drugiej stronie barykady” i wcielił się w radzieckiego komisarza miasta.
- Płaszcz, który miałem na sobie był bardzo ciężki i nie wyobrażam sobie, jak miałbym w nim iść kilkadziesiąt kilometrów, jak przemieszczali się swego czasu żołnierze. Ze względu na to, że mam dużą głowę, jeszcze w przeddzień widowiska ściągano dla mnie specjalną czapkę. Zawsze mam problem przy mundurach z wielkością czapki, a tutaj udało się znaleźć jedną jedyną w moim w rozmiarze - opowiada dyrektor ośrodka kultury.
Mundury niemieckiego burmistrza i radzieckiego komisarza sprowadzono z poznańskiej Fabryki Umundurowania Hero Collection, która wypożycza stroje do filmów i przedstawień.