Szaleni,odważni i skromni podróżnicy gościli przez dwa dni w konnej stanicy w Bogusławkach (gm. Gostyń). To młodzi ludzie, którzy w drodze są od 13 miesięcy. Wyjechali spod granicy niemiecko-francusko-szwajcarskiej. Pokonali już około 3 800 km. Jadą powozem, zaprzęgniętym w konie, z baterią słoneczną na dachu. Sofii ma 29 lat, jest Niemką, a Baptiste jest 26-letnim Francuzem. W podróży towarzyszy im pies, który biegnie obok powozu. Tyle im do szczęścia potrzeba. Przejechali przez Niemcy, Austrię, Węgry, Rumunię, Słowację i tak znaleźli się w Polsce
Nasz kraj zwiedzają od miesiąca. Z południa, przejeżdżając w pobliżu Krakowa, Częstochowy, dotarli do Kobylina, a następnie do Gostynia i Bogusławek. Tutaj ugościli ich Piotr Gruchot i Grzegorz Wojtkowiak. Sofii i Baptiste do powozu mieli przymocowane rowery - kiedy zatrzymywali się gdzieś na dłużej, zwiedzali region jednośladem. Jeden z rowerów im skradziono. Skąd wzięli finanse na taką podróż po Europie? - Z oszczędności, zanim wyruszyliśmy w trasę, dużo pracowaliśmy - zdradziła Sofii. - My nie potrzebujemy wielu pieniędzy, skromnie jemy, zatrzymujemy się w ogrodach, przy łąkach - aby trawa i woda były dla koni. To dużo nie kosztuje - dodała. Sofii wcześniej pracowała jako pedagog w szkole, zajmowała się uczniami, młodzieżą, którzy sprawiali problemy wychowawcze. Baptiste jest instruktorem judo i ratownikiem. Teraz powóz stał się ich domem - w nim śpią, przygotowują posiłki, Sofii hoduje też jadalne zioła.
Do wyprawy przygotowywali się dwa lata. Sofii nie miała wcześniej w ogóle styczności z końmi, zapisali się do szkoły, gdzie nauczono ich powozić. Znaleźć nauczyciela było trudno, gdziekolwiek pytali o naukę jazdy powozem, jako młodzi ludzie, nie byli odbierani poważnie, a raczej jak szaleńcy. Podczas podróży mieli wypadek - w Austrii, przez kamień na drodze przewrócił się ich „dom”, konie nie doznały krzywdy, zostały tylko lekko ranne, ale wystraszyły się. Zrobili sobie tygodniową przerwę. W Rumunii z kolei konie zachorowały. Aby znowu zwierzęta mogły wyruszyć w drogę, zrobili sobie 2 miesiące przerwy. Ludzie, których spotykają w drodze na ogół traktują ich życzliwie, przyjaźnie, często otwierają się, ale też są tacy, którzy się ich boją, kojarzą ich z Cyganami. Noclegów nie planują, dopytują o nie na miejscu, do którego dojadą. Czasami goszczący ich załatwiają u swoich znajomych kolejne. - W Bogusławkach chcieliśmy zobaczyć, jak produkuje się bryczki. A pan Piotr był tak miły, że naprawił nam usterki w powozie i w ciągu jednego dnia załatwił pokrowiec na dyszel - mówią. Zmierzają na francuskie wybrzeże, do końca podróży pozostało im ponad 2000 km.