Zaskoczył wszystkich, kiedy podczas Gostyńskiej Nocy Muzeów, na paradę aut, produkowanych w czasach PRL-u, przyniósł „warszawę”... na rękach. To dla niego szczególna marka samochodu, a na wystawie, przy gostyńskim muzeum, zjawił się z modelem warszawy, który waży około 8 kg. Poza tym jego pasją są motocykle i simsony z „tamtych lat”. W sumie ma ich kilkanaście. - Kilka odrestaurowanych, jeden rozebrany, następny w głowie, a kolejny jeszcze nieskończony - przyznaje Marek Adamek.
Mieszka w Gostyniu „na górach”, w domu jednorodzinnym. W swoim królestwie, złożonym z kilku warsztatów dłubie w starych pojazdach - głównie motocyklach. Z zawodu jest mechanikiem samochodowym, ale zawód wykonywany przez pana Marka to kierowca. Pracował w Gostyńskiej Hucie Szkła, obecnie - od kilkunastu lat - jest na emeryturze.
Marek Adamek przyznaje, że odrestaurowywanie motocykli, rowerów oraz składanie aut jest dla niego odskocznią od codzienności. Zawsze lubił to zajęcie. Pierwszy motocykl, przy którym zaczął dłubać, to WFM-ka z 1956 roku. Maszynę odziedziczył po swoim ojcu, jest rodzinnym klejnotem. Jest niezwykle dumny, że ją złożył, bo była skazana na straty. Odrestaurowane dzieło powstało właściwie z popiołu.
- W czasach PRL-u była moda na tak zwane „dziki” - motocykle z przyczepką, na jednym kole. Tylne było odcinane i zastępowano je przyczepą. Sam sobie takiego „dzika” zrobiłem, był mi potrzebny na nowym siedlisku. A odcięta połowa motocykla leżała na strychu - wyrzucać nie chciałem. I kiedyś postanowiłem, że skleję to z powrotem - wspomina pan Marek. Pracował nad restauracją pojazdu pół roku i - jak mówi - „jakoś poszło, jedno za drugim”. - Jak jeden motocykl stanął w całości, przyszła kolej na następne - tłumaczy.
Jak zdobywał części do motocykli? Dlaczego tak bardzo kocha auta marki Warszawa?
Czytaj w bieżącym numerze Życia Gostynia
Czytaj o wczorajszym maratonie