Artykuł opublikowany w numerze 50/2015 Życia Gostynia
To miało być pokojowe spotkanie. Przynajmniej takie były intencje organizatorów. Jednak wchodząc na salę wiejską w Przyborowie od razu dało się wyczuć, że coś wisi w powietrzu. I wystarczy kilka nieodpowiednich słów, aby podgrzać atmosferę. Zresztą sam temat zebrania, który dotyczył budowy chlewni na kilka tysięcy tuczników w środku wsi, skłaniał do mniemania, że rozmowy nie będą łatwe. – Tu wioska zaczyna pięknieć. Ludzie się sprowadzają i z Lubinia i z Wrocławia razem z dziećmi. Ale jeżeli powstanie ferma, to faktycznie wioska umrze. Bo tu nikt nie przyjdzie – powtarzał wielokrotnie tej nocy do zebranych na sali mieszkańców Przyborowa i nie tylko, sołtys Marian Toporowicz. Jako pierwszemu głos, włodarz sołectwa, oddał burmistrzowi Krobi Sebastianowi Czwojdzie, który również uczestniczył w zebraniu. Burmistrz podziękował mieszkańcom za przybycie, po czym wyjaśnił jak wygląda procedura w przypadkach budowy dużych obiektów, których właściciele chcą prowadzić produkcję zwierzęcą. Głównie chodzi o liczbę zwierząt, które na takich fermach mogą być hodowane. – Jeżeli [ferma – przyp, red.] przekracza, odpowiedną ilość tak zwanych dużych jednostek przeliczeniowych, w skrócie djp, gdzie każdą sztukę zwierzęcą przelicza się według pewnych standardów, wtedy musi spełnić określone kryteria. Jeżeli jest to poniżej 40 djp, w zależności czy są to kury, krowy, świnie czy inne zwierzęta przeliczone na sztuki, można budować bez wydania decyzji środowiskowej. Czyli bez określenia, w jaki sposób dana inwestycja wpływa na otoczenie i środowisko. W przypadku, gdy jest to powyżej 40 djp, wtedy taka budowa musi być poprzedzona decyzją środowiskową – objaśniał zawiłości prawne zebranym Sebastian Czwojda. Tłumaczył również, iż choć część procedur prowadzi gmina, na której obszarze planuje się inwestycję, to nie jest ona jedyną instytucją, którą bierze udział w procesie decyzyjnym. – Wpływa wniosek inwestora. Następnie musi być sporządzony raport o oddziaływaniu [na środowisko – przyp. red.] i on podlega opiniowaniu przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Poznaniu i właściwy SANEPID – kontynuował burmistrz.
Wszystkie te wyjaśnienia włodarz Krobi odniósł do sytuacji, która bezpośrednio dotknęła uczestników spotkania. – Do Urzędu Miejskiego w Krobi wpłynął wniosek pani Miler dotyczący inwestycji w Przyborowie. (…) Jesteśmy na początku drogi. Wystąpiliśmy o opinię SANEPID-u i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Teraz będziemy czekali, co to dwie instytucje mają do powiedzenia na temat oddziaływania tej inwestycji na środowisko oraz na uwagi dotyczące ewentualnie sposobu jej prowadzenia – podsumował burmistrz. Jednocześnie, aby trochę przybliżyć mieszkańcom wszystkie działania proceduralne porównał je do tych, które miały miejsce podczas budowy farmy wiatrowej, z którymi część mieszkańców miała do czynienia wcześniej.
Budują dodatkową chlewnię przez kopalnię
Po włodarzu Krobi głos zabrał przedstawiciel inwestora prywatnego, który na wstępie zapytał, co mieszkańcy chcieliby wiedzieć w kwestii budowy fermy. – Ile sztuk i w którym miejscu? To nas interesuje najbardziej – odezwał się jeden z zebranych. – Proszę państwa posiadamy budynek, który wszyscy znacie, czyli oborę. Planujemy tam przebudowę. Obok tego projektujemy drugi budynek. W obwieszczeniu jest zaznaczone, że jest to 505 djp. Jest to przewidziane na maksymalną obsadę, jaką można sobie wyobrazić. Ale to jest generalnie zabieg proceduralny. Inwestycja jest prowadzona tylko na naszej działce w sensie budowy. Natomiast jeżeli chodzi o kwestię zbiornika, czyli laguny [na gnojowicę – przyp. red.], to ze względu na fakt, że na tej posesji mieszkają nasi rodzice i my też planujemy się tutaj sprowadzić, podjęliśmy decyzję, że wybudujemy go za wsią, na drugim zapłociu. (…) Tam rurociągiem, pod ziemią, będzie pompowana gnojowica. A stamtąd będzie już dystrybucja na pola – odpowiadał Roman Miler. Jednak pytający chciał znać dokładną liczbę. – Ile sztuk? Ja panu teraz nie odpowiem. Mogę powiedzieć, jakie są widełki. (…) Jeżeli przyjmiemy przy tej ilości, małą wagę tucznika na 110 kilogramów, to może być 3000 do 3500. Jeżeli dużą wagę tucznika to, dwa i pół – kontynuował przedstawiciel inwestora. Odniósł się również do technologii, jak będzie użyta do budowy fermy. - Generalnie rzecz biorąc tajemnicą nie jest, że ja się tym zajmuję zawodowo i technologia, którą wybraliśmy jest najnowszą, jaka w ogóle funkcjonuje, jeżeli chodzi o produkcję trzody chlewnej. Rozwiązanie z gnojowicą i rurociągiem gwarantuje, że nie ma uciążliwości. (…) Takie są plany na teraz – przekonywał Roman Miler, powołując się na przykład swoich teściów, u których ma funkcjonować takie rozwiązanie.
Mówił również, iż ze względu na duże koszty budowy drugiego budynku, nie wiadomo, kiedy właściwie powstanie, a sam pomysł jest trochę „na wyrost”. – Ten drugi budynek jest troszeczkę projektowany za radą naszych doradców – stwierdził przedstawiciel. Tłumaczył, iż decyzja o budowie zapadła teraz, ze względu „na kopalnię”, gdyż „już niedługo może być tutaj jedna wielka dziura w ziemi”. Zdaniem Romana Milera może dojść do sytuacji, w której na terenie Przyborowa nie będzie można przeprowadzać żadnych inwestycji ze względu na planowane wydobycie węgla brunatnego i zmianę planów zagospodarowania przestrzennego. – Po prostu stwierdziliśmy, żeby zrobić to [budowę drugiej chlewni – przyp. red.] za jednym zamachem. Bo każda tego typu inwestycja oddala też widmo kopalni – mówił przedstawiciel inwestora. Potwierdzenia swoich obaw związanych z „odkrywką” próbował szukać u burmistrza Krobi, jednak Sebastian Czwojda nie zgodził się z taką opinią.
Mieszkańcy nie wierzą w takie wyjaśnienia
Argumentacja dotycząca kopalni kompletnie nie przekonała większości uczestników spotkania. Ponadto mieszkańcy Przyborowa zaczęli pytać, co ze smrodem, który będzie wydobywał się z chlewni, Dotyczyło to szczególnie tych, którzy mieliby budynki fermy „cztery metry od płota”. Roman Miller ponownie mówił o zastosowanej technologii i braku uciążliwości, z tego tytułu. Jako przykłady podawał inne swoje inwestycje na kilkanaście tysięcy sztuk trzody chlewnej, gdzie ten problem ma nie występować. – My, mieszkańcy nie zgadzamy się ani na 1000 sztuk, ani na 3500 sztuk. I obojętnie, jaka byłaby to technologia. (…) Nikt mi nie powie, że tu nie będzie smrodu – stwierdził Marian Toporowicz. – Mieliśmy tutaj krowy. I wiemy jak pachniały – rzucił jeden z mieszkańców. – Ale od krów tak nie śmierdzi – dodał inny, stwierdzając, że od świń odór jest intensywniejszy. – Na wsi są specyficzne zapachy. Od tego jest wieś – uaktywniła się z kolei mieszkanka, która optowała za budową fermy.
Jeden z zebranych argumentował swój sprzeciw wobec powstanie chlewni, lokalizacją w centrum wsi. – W sąsiedztwie działki objętej planowaną inwestycją znajduje się boisko. Zaraz obok plac zabaw, budynek remizy przekształcony na siłownię, sklep oraz świetlica wiejska – mówił młody człowiek. Zaapelował również do burmistrza, aby przy podejmowaniu decyzji wziął pod uwagę wolę mieszkańców. Sebastian Czwojda, po raz kolejny tego wieczoru przypomniał, iż nie uczestniczy sam w procesie podejmowania decyzji. To nie spodobało się mieszkańcom Przyborowie, których zdaniem włodarz gminy powinien postąpić, tak jak burmistrz Gostynia w przypadku próby budowy fermy w Witoldowie, którą Jerzy Kulak miał zdaniem zebranych zablokować. – Decyzję burmistrz Gostynia wydał w oparciu o opinię SANEPID-u, która była negatywna [w stosunku do powstania chlewni w Witoldowie – przyp. red.] – starał się wyjaśnić Sebastian Czwojda. Przekonywał także, iż proces podejmowania decyzji może być długotrwały, a cała sprawa może znaleźć finał w sądzie. Dlatego bardzo ważnym jest, aby mieszkańcy dobrze przygotowali się do batalii, indywidualnie składali wnioski o uczestnictwo w postępowaniu i potrafili udowodnić swój interes prawny.
Rosnący spór o brak chęci pomocy ze strony urzędników gminnych próbował załagodzić przybyły na zebranie przewodniczący Rady Miejskiej w Krobi, Łukasz Kubiak. Poprosił, żeby zgromadzeni mieszkańcy nie traktowali „gminy” jak wroga i nie wyszli z sali z przekonaniem, że coś zostało załatwione „za ich plecami”. – Państwo tworzycie gminę. Nie dzielmy w ten sposób, że gmina jest gdzieś tam daleko, a tutaj jej nie ma – mówił przewodniczący. Zaapelował także, aby dać władzom, a szczególnie burmistrzowi czas na zapoznanie się z wnioskiem, który wpłynął niedawno.
Na koniec jeden z uczestników zebrania próbował odwołać się do sumienia inwestora, „żeby się opamiętał”. Na co Roman Miler odpowiedział, nie mają zamiaru rezygnować z inwestycji. – (…) Działamy zgodnie z przepisami prawa i im się podporządkujemy. My nie mamy gdzie indziej ziemi, żeby inwestować. To jest wieś, teren wiejski, gdzie są tego typu inwestycje – skwitował przedstawiciel. Na prawo powoływał się również burmistrz Sebastian Czwojda, gdy mówił, iż swoją decyzję podejmie w oparciu o obowiązujące przepisy, analizę merytoryczną wniosku oraz opinię RDOŚ w Poznaniu i SANEPID-u. Sołtys Marian Toporowicz podsumował stanowisko mieszkańców, zdaniem, „nakreśliliśmy, że wioska jest rozwojowa i jest przeciw chlewni, (…) a burmistrz będzie rozmyślał, co zrobić”.